Artykuły

Boczny tor

Pod koniec lat siedemdziesiątych, licząc od polskiej prapremiery w Teatrze Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze (rok 1976), "Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna" (napisane w 1972 roku) mieściło się w czołówce najczęściej grywanych sztuk zagranicznych w naszych teatrach.

Ivo Bresan, z wykształcenia slawista i filozof, napisał kilka dramatów i scenariuszy filmowych, z których największą popularność zdobyło sobie "Przedstawienie Hamleta...", mimo iż pomyślane było jako jedynie część tryptyku, obok dramatów pisanych w podobnej konwencji tragigroteski: "Szatan na wydziale filozoficznym" i "Wizja Jezusa Chrystusa w koszarach jednostki wojskowej 2507". Grywany był u nas także jego "Uroczysty bankiet w zakładzie pogrzebowym".

Teatr Telewizji przypomniał sobie o Bresanie, kiedy dramat Hamleta z Głuchej Dolnej utracił już swoją, niezwykle trafną jeszcze kilka lat temu, warstwę publicystyczną. Być może to właśnie casus "odgrzewanego dania" zdecydował o moim przyjęciu tego spektaklu bez aplauzu.

Cieszyłam się - o ironio - na to przedstawienie bardzo. I ze względu na sztukę, której kilka realizacji teatralnych mam jeszcze w pamięci, i z uwagi na nazwisko reżyserki (kabaret Olgi Lipińskiej, wbrew ustawieniu go obok sznurowatych pozycji filmowych przez Winicjusza z "Kultury" uważam za jedną z najznakomitszych pozycji w TV), i z racji wspaniale zapowiadającej się obsady (S. Celińska, J, Gajos, J. Rewiński).

Niestety, niestety... Już od początku spektakl rwał się, strzępił, rozwlekał... Ze zdziwieniem patrzyłam na nieudolną opowieść J. Rewińskiego (Simurina), który zwykle rozbawia mnie już samym pojawieniem się na ekranie (czy to w roli Skauta, czy Miśka - dyrektora, czy w jakiejkolwiek innej). Ze zdziwieniem, bo zabawny z natury J. Rewiński wcale swoim monologiem nie bawił.

Zdumiało mnie również, że A. Ferency gra w tym przedstawieniu nauczyciela, w której to roli był zupełnie nieprzekonujący.

Czekałam zatem na złoto-ekranowe wejście J. Gajosa (świetny był przecież dwa spektakle wstecz w roli Odona von Horwatha) i... nie doczekałam się go nawet w scenie finałowej. W roli Bukary rozpoznałam parę min z "Kabareciku", wiele środków aktorskich z postaci Diabła ze sztuki J. Drdy i bardzo niewiele nowego. Nie kwestionuję Złotego Ekranu dla J. Gajosa, ale przyznałabym tę nagrodę na pewno nie za ulepioną mało zręcznie postać Bukary.

Pozostała mi w tym spektaklu jeszcze ostatnia nadzieja - S. Celińska. Tym razem nadzieja mnie nie zawiodła - choć skróty w tekście znacznie okroiły tę rolę i aktorka jako Mara - Gertruda nie miała za wiele do powiedzenia.

Szukając przyczyn swego niezadowolenia myślę, ze najważniejsza z nich spoczywa jednak w pomyśle reżyserki. Ten spektakl od początku prowadzony jest zbyt serio. Założona przez Bresana forma tragigroteski zmieniła się tu w ponury dramat, już od pierwszej sceny poczynając. Mieszkańcy Głuchej Dolnej od początku grali w zmodernizowanym przedstawieniu "Hamleta" samych siebie. Zbyt czytelne aluzje, zbyt oczywiste analogie. Olga Lipińska odebrała widzom możliwość zabawy i samodzielnego myślenia. Wszystko wytłumaczyła, a co e Bresana było między wierszami, zagrali aktorzy.

Przyniosło to w konsekwencji szkodę spektaklowi, bo poprzez takie rozłożenie akcentów nie wybrzmiała odpowiednio mocno scena finałowa (czy to nie wina również muzyki?), bardzo przejmująca w znanych mi realizacjach teatralnych i spełniająca u Bresana oczywistą rola konstrukcyjną.

Czekam zatem, wraz z milionami telewidzów, na nowe kabareciki Olgi Lipińskiej, a realizację "Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna" pozwalam sobie odłożyć w swej "teatralnej pamięci" na tor boczny...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji