Cierpienie i zdrada Judasza
W wyznaniu "Pro domo mea" Karol Hubert Rostworowski (1877 -1938) pisał o swoich dwu najwybitniejszych dramatach - "Judaszu z Kariothu" i "Kaliguli": " I w jednej i w drugiej sztuce mojej osobą dramatu jest etyka chrześcijańska, której to dzieje, o ile życia i sił mi starczy, w cyklu dramatów zamknąć pragnę".
Poprzez losy ludzi wpisanych w dzieje odlegle jak i w losy współczesne chciał autor zbliżyć się do tajemnicy Boga, jego bezgranicznego miłosierdzia i franciszkańskiej miłości. Szukał przebaczenia "dla zbrodniarzy wielkich i małych, świadomych swego posłannictwa i ograniczonych prostaczków. Najplastyczniej uwidoczniła się jego twórcza ideologia we wspomnianych dramatach historycznych.
W obiegowym, powszechnym pojmowaniu zarówno Judasz, jak i krwiożerczy tyran rzymski, Kajus Cezar Kaligula, są synonimami największych przestępstw; natomiast Rostworowski zobaczył w nich tylko ludzi słabych, ułomnych, w gruncie rzeczy biednych i godnych litości. Nie bez znaczenia dla dojrzewania zbrodni są też warunki zewnętrzne, sprzyjający klimat nienawiści oraz osaczający głównych bohaterów chór ludzi o instynktach złych a nawet zbrodniczych.
Rostworowskiemu początkowo nie wiodło się na scenie. Jego dwa pierwsze utwory: "Pod górę" (1910) i "Echo" (1911) padły, poniosły kompromitującą klęskę. I oto wielki Ludwik Solski bierze na warsztat w 1913 r, jego nowy dramat zatytułowany "Judasz z Kariothu", kreując równocześnie postać głównego bohatera. Spektakl stał się wielkim sukcesem zarówno znakomitego aktora, jak i 36-letniego autora. W dorobku Solskiego miała ta rola przejść do legendy podobnie zresztą jak np. rola Starego Wiarusa z "Warszawianki" Stanisława Wyspiańskiego.
"Judasz z Kariothu" jest dramatem trudnym. Domaga się bowiem wielkiego aktorstwa, ale także perfekcyjnego operowania tłumem na scenie oraz polifonicznego zestroju wiersza, ponieważ autor równoważy retorykę dialektyczną elementami muzycznymi. Ten zabieg - podobnie jak w twórczości Wyspiańskiego - potęguje nastrój, zaś w "Judaszu" najpełniej wyraża się równoczesnością mowy dwóch rozmówców na tle refrenu i lamentacji Racheli.
Dlatego może utwór ten rzadko trafiał na nasze sceny, zaś po 1945 odżywał tylko we wspomnieniach i przy okazji Solskiego. Należy zatem podkreślić odwagę Tadeusza Lisa, który dla poniedziałkowego teatru TV zrealizował właśnie ten trudny dramat. Nośnym mottem ideowej konstrukcji jego inscenizacji było wspomniane na wstępie wyznanie pisarza "Pro domo mea". Dominowało zatem dążenie do ukazania spełnienia się ofiary syna Bożego i w dalszej kolejności mistycznego dzieła Mszy Świętej. Znamienna i jakże wymowna jest scena końcowa wieńcząca ów zamysł inscenizacyjny, kiedy to apostoł Jan podnosi kielich przemienienia Pańskiego a w głębi ukazuje się postać Chrystusa. (Zresztą twarz wystylizowana jakby z obrazu Leonarda da Vinci).
Działanie Judasza w tym ustawieniu koncepcyjnym jest tylko służebne, potrzebne po to, by spełniła się tragedia syna Bożego i by on przez swoją ofiarę mógł odkupić świat. Przybladł zupełnie dramat osobisty Judasza. Studium psychologiczne - człowieka małego, tchórzliwego, interesownego, w którego wnętrzu toczy się nieustanna walka dobra ze złem - zeszło na plan drugi. Judasz w ujęciu Lisa jest nosicielem tragedii Chrystusa i przez to animatorem zbawienia. Jerzy Kryszak w tej roli właśnie tak przedstawia tę postać; są nawet momenty jakby Judasz brał cierpienia Pana na siebie i wówczas staje się nawet mistyczną wielkością. Poza tym spektakl telewizyjny odrzucił monumentalizm dramatu Rostworowskiego. Stworzono raczej widowisko kameralne, w którym dominują dwie postacie: Judasz i jego żona, Rachela (dobra Ewa Dałkowska). Więcej wybitnych kreacji nie zauważyłem.
I jeszcze jedno: po raz pierwszy w teatrze TV zamiast wstępu historyczno-literackiego mieliśmy kazanie wygłoszone przez autentycznego księdza. Czyżby i ono miało przylegać do koncepcji reżyserskiej spektaklu?