Judasz z Kariothu
Bardzo żywymi treściami zabrzmiała ostatnia premiera poniedziałkowego Teatru TV: "JUDASZ Z KARIOTHU" Karola Huberta Rostworowskiego. Nie dość tu pochwalić tv za takt w doborze tej pozycji repertuarowej właśnie w okresie Wielkiego Tygodnia. Treści religijne, acz ważne, zeszły w spektaklu na drugi plan wobec idei społeczno-politycznych. Fanatyk nowej wiary, Judasz, chce ją zrozumieć na własną modłę, przypasować do swojego małego świata, osobistego interesu i triumfującej zemsty społecznej. Idea przemiany świata w jego widzeniu staje się zasadą wymiany władzy, wymiany jednej przemocy na inną, ot, obrót koła, które wynosi do góry tych, co byli na dole. Prywata, pycha i nienawiść Judasza są źródłem jego zdrady, a w rękach wytrawnych graczy, saduceuszy, stają się narzędziem walki z przeciwnikiem politycznym, z chrystianizmem. Był ten "Judasz" przede wszystkim spektaklem o społeczeństwie czasu wielkich przemian, miotanym sprzecznościami interesów różnych grup, którymi to sprzecznościami manewruje autokratyczna, konserwatywna władza. Kilka świetnych ról - z Judaszem Jerzego Kryszaka i Rachelą Ewy Dałkowskiej na czele. A także objawienie się dużego talentu reżyserskiego Tadeusza Lisa. Z doskonałym zrozumieniem pokrewieństwa stylu kadry spektaklu kształtowano na wzór wielkich, akademickich obrazów Henryka Siemiradzkiego.
Stwarzało to zarazem dyskretny i taktowny dystans reżysera do trochę już przebrzmiałej poetyki Karola Huberta Rostworowskiego. Kto się nie zraził nieznośnie wpadającą w ucho kalką rytmiki wierszowej Wyspiańskiego i nie wyłączył telewizora po kilkunastu pierwszych minutach, zobaczył jeden z najciekawszych spektakli tv ostatnich miesięcy. Kawał żywego, znaczącego teatru. Gdybyż tak dobrze bywało i na scenach dramatycznych.