Artykuły

Lokalne podtopienia

Czy wicemarszałkowi, który ma pod sobą cały obszar kultury i twórczości na Śląsku, wypada kierować się prywatnymi uprzedzeniami? I publicznie je głosić? - pyta Kazimierz Kutz w swoim felietonie w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Dzięki dramatycznym zmianom klimatycznym oberwanie chmury stało się zwyczajnością nieba. Mimo że meteorolodzy mają satelitarną kontrolę nad każdym miejscem na kuli ziemskiej, nie są w stanie przewidzieć, gdzie nastąpi oberwanie chmury, bo największe fronty burzowe mogą rozciągać się nawet na przestrzeni 300 kilometrów.

W nieprzewidzianym miejscu kumulacje chmur dostają nagle dynamicznego przyśpieszenia, wymykają się spod kontroli radarów, wyładowania wpadają w taneczny szał wichur i ulewa spada na ziemię niczym sęp na swoją ofiarę. To małe potopy; nikłe rzeczki wzbierają po stokroć, zatapiają wszystko po drodze, powstają zbiorniki wodne w miejscach, gdzie ich nie było, a u nas na Śląsku w charakterystycznych zalewiskach po podziemnych eksploatacjach węgla. Są ich setki, bo ziemia zapada się co jakiś czas, tworzy dolinki i uskoki. Cała niecka węglowa osiadła na przestrzeni stu lat od 5 do 30 metrów.

Procesy te ciągle trwają i okolice Jastrzębia są najnowszym przykładem górniczych zniszczeń i zawodnień. Najbardziej podatne do wymuszonego obniżenia powierzchni terenu są doliny i pradoliny rzeczne. Teraz niebezpieczeństwo to zawisło nad pradoliną pielgrzymowicką. Znów bierze górę ta sama stara filozofia: brać i nic w zamian, puste wyrobiska zostawić Panu Bogu, a ludziom mitręgę. Tak ma wyglądać przyszłość tego pięknego zakątka ziemi. Ciąg jezior od Pielgrzymowic po Zebrzydowice może stać się w przyszłości wielokilometrowym zalewiskiem. Na Górnym Śląsku powierzchnie terenów podtopionych na skutek szkód górniczych oblicza się już na 30-40 kilometrów kwadratowych!

Ostatnie nawałnice z grzmotami i lawinami wody unaoczniają nam od nowa rozmiar rabunkowych praktyk. Czechowice-Dziedzice i cała okolica wokół starej kopalni Silesia, omsknięta o paręnaście metrów, stały się niecką, do której wlały się wody ostatniego kataklizmu pogodowego wokół Bielska-Białej. Nawet dworzec w Czechowicach-Dziedzicach stał się zalewiskiem. Trzeba było też ratować samą kopalnię przed potopem, a okoliczne wsie (Kaniów!), które swego czas były na górce, stały się dolinką i dnem rozległego zalewiska. Te tereny zalewane są regularnie nawet przy mniejszych ulewach i mieszkanie na nich straciło sens.

Rawa, rzeczka mała, która ślimaczy się od Rudy Śląskiej przez Świętochłowice, Chorzów, Katowice, Szopienice i wpada pod Niwką do Brynicy, też rozlała jak Ganges, zatopiła własne kolektory i oczyszczalnie, a w Siemianowicach świeże zalewisko pomiędzy domami osiedlowymi "urodziło" wielka wyrwę w ziemi na progu jednego z domów. W ten sposób dały znać o sobie stare wyrobiska, które ożywiła wielka woda gigantycznej burzy. Można powiedzieć, że w Siemianowicach dopiero po stu latach dały o sobie znać stare niezamulone pokłady. Dynamiczne zmiany klimatyczne, które są następstwem ocieplenia ziemi, obfitują teraz częstymi kataklizmami pogodowymi, które na Śląsku ujawniają stare degradowania powierzchni ziemi. I tak będzie: stary rabunek będzie wystawiał ludziom dziś nowe rachunki.

Zdaje się, że podobnie jak z tymi górniczymi zalewiskami jest z mentalnością niektórych ludzi przy władzy, którzy zachowali "cnoty" duchowe imć Zdzisława Grudnia i są ich dzisiejszymi eksploratorami. Myśl ta przyszła mi do głowy po przeczytaniu odpowiedzi pana Zbyszka Zaborowskiego, wicemarszałka województwa śląskiego, na mój ostatni felieton, do redaktora naczelnego katowickiej "Gazety Wyborczej" pana Dariusza Kortko w sprawie poniekąd mnie dotyczącej; nie przyznał on subwencji na dofinansowanie książki (nic nie wiedziałem, że powstaje) przez to, że "jest już za dużo książek o Kutzu".

W liście do naczelnego "Wyborczej" pan Zbyszek Zaborowski prostuje, że projekt rozpatrywała 11-osobowa Komisja Konkursowa, a jej decyzje zatwierdził pięcioosobowy Zarząd Województwa Śląskiego, którego jest tylko jednym z członków. Ale od siebie dodaje: "Z lektury felietonu wnioskuję jednak, że Pan Poseł jest już w gronie Nieśmiertelnych i niezbędne jest wydanie o nim następnej książki za publiczne pieniądze", a więc negatywne przekonanie o mojej osobie, ale przy okazji donosi jeszcze na pozostałych 10 osób w to wmieszanych.

Pytanie jest takie: czy wicemarszałkowi, który ma pod sobą cały obszar kultury i twórczości na Śląsku, wypada kierować się prywatnymi uprzedzeniami? I publicznie je głosić? Moim zdaniem wolno mu jako liderowi SLD na Śląsku, ale nie wypada jako wysokiemu urzędnikowi samorządowemu. W ogóle jego list do naczelnego "Wyborczej" jest z ducha donosicielski, ale nie ma się co dziwić. Pan Zbyszek Zaborowski miał 19 lat, kiedy wstąpił w szeregi PZPR w okresie szczytowego panowania Zdzisława Grudnia i pozostał w nim jeszcze osiem lat po śmierci tego wielkiego polityka, aż do wyprowadzenia sztandaru z Sali Kongresowej. I został zawodowym politykiem w pochodnych szeregach. Jest nim do dziś, i - jak widać - całkiem mu się dobrze wiedzie.

Oczywiście, każdy myśli jak chce, ale czegóż to Zbyszek Zaborowski w życiu dokonał - a ma już 51 lat - aby uważać, że "Kazimierza Kutza jest za dużo?" Ano ma wielką władzę, do której lgnął od najmłodszych lat, i teraz jako współkoalicjant z PO sprawuje "w interesie regionu", jak rzewnie pisze w liście do redaktora Kortko. Ot, jest dzieckiem naszych demokratycznych przemian i czasów. W dodatku ma szczęście obracać się w licznym gronie moich przyjaciół, czego mu szczerze zazdroszczę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji