Artykuły

Zbigniew Zapasiewicz Postscriptum

- Ja czuję się aktorem. Aktor to człowiek, który może być wszystkim, a właściwie stara się być. "Bo tak zdobędziesz dobro, którego nie zdobędziesz". To jest dewiza naszego zawodu. Trzeba stawać się maksymalną liczbą ludzi i za żadne skarby nie dać się zaszufladkować jako pan docent, pan ksiądz... - mówił w jednym z ostatnich wywiadów ZBIGNIEW ZAPASIEWICZ.

Czy trzeba raz jeszcze przypominać, jak wielkim był aktorem? Jak wielką stratę wraz z Jego odejściem ponosi polski teatr, kino, polska kultura? To chyba zbędne. Chcieliśmy przypomnieć, że miał też dużo do powiedzenia i mówił w sposób nietuzinkowy, nie tylko ze sceny, nie tylko słowami swoich wybitnych ról... Jednego z ostatnich wywiadów udzielił za kulisami teatru w Toruniu. Przed spektaklem "Powrót Pana Cogito" rozmawiała Gabriela Ułanowska.

Powiedział pan kiedyś, że istotą aktorstwa jest prostota i tajemnica. Dlaczego te dwie wartości uznaje pan za najważniejsze?

- Przede wszystkim tajemnica. Nie ma żadnej działalności człowieka, a aktorstwo jest tą szczególną działalnością, w której można by się obyć bez prawdziwych pokładów doświadczenia. Trzeba coś przeżyć, a jeżeli się nie udaje, bo przecież wszystkiego przeżyć nie można, trzeba to sobie wyobrazić. Aktor musi wtedy stawiać się w sytuacjach fikcyjnych, bowiem całe aktorstwo jest stawianiem się w sytuacji fikcyjnej, nieprawdziwej. To pewnego rodzaju gra, umowa z widownią. Jeżeli potrafimy przekonać widza, że to, co na scenie robimy, jest oparte na naszym autentycznym, osobistym przeżyciu, stajemy się wiarygodni. I na tym polega tajemnica tego zawodu. Prostota jest natomiast rzeczą naturalną. Człowiek, który niepotrzebnie dobudowuje do sensów przekazywanych odbiorcy w słowie, w zachowaniu, w działaniach aktorskich dodatkowe efekty, popełnia błąd. Te efekty służą tylko pokazaniu jego znakomitości, a on sam schodzi wtedy poza granice prostego, jasnego komunikatu i uprawia zawód służący popisowi. Aktorstwo to zawód, którego istotą nie jest popisywanie się, ale mówienie do drugiego człowieka.

Uznał pan za obowiązek aktora "obronę na scenie każdej postawy ludzkiej". Czy wśród setek zagranych przez pana ról rzeczywiście nie ma takiej, której nie udało się panu obronić?

- Na to pytanie nie umiem pani odpowiedzieć. Mnie może się wydawać, że obroniłem wszystkie, a ktoś uzna, że nie. Przed chwilą prowadziłem rozmowę, w której usłyszałem, że jestem artystą. Artystą się bywa. Jeśli istnieje coś takiego jak artyzm, to artystą się bywa dla pojedynczego człowieka, nie dla wszystkich. Dla tego, kto nie lubi Mozarta, Mozart nie jest artystą. Staram się bronić każdej swojej postaci, a to staranie musi docierać do konkretnego widza, nie całej widowni. Przyjdzie tu dziś 300 osób - jeśli dotrę do dwóch, to będzie sukces. 298 widzów stwierdzi, że coś mówiłem, ale o czym, nie będą wiedzieć, bo uznają, że było nudno. Mam tego świadomość, gram już 53 lata. Nie mam wielkich złudzeń, ale wiem, że warto grać dla dwóch osób. Tak mówił też Herbert. W czasach Solidarności przychodziły na jego spotkania tłumy studentów. Stwierdziłem kiedyś, że pewnie 50 zna jego wiersze. Poeta roześmiał się i rzekł: "Czyś ty zwariował? Bez kokieterii, może trzech!".

Zbigniew Herbert powiedział również: "Nie lubię, jak Zapasiewicz czyta moje wiersze, ponieważ mam wtedy wrażenie, że to on sam je napisał". To chyba największy komplement dla aktora?

- Rzeczywiście tak powiedział. Ale to nie dotyczy tylko poezji. Aktor wszystko, co mówi, musi podawać jako swoje. Jeśli jest inaczej, to recytuje, a recytacja to nie aktorstwo, lecz popisywanie się.

Buduje pan role, mocno odkształcając swoją postać, zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie. Co jest najtrudniejsze w takim sposobie grania?

- Ostatnio coraz rzadziej robię takie rzeczy. Na całym świecie, również w Polsce, aktorstwo idzie teraz w kierunku "aktorstwa osobowościowego". Aktor na scenie ma być taki sam jak w życiu. Takim go chcemy widzieć, więc niech się nie męczy, grając innego. Będziemy potrzebować innego, to znajdziemy. Po co ten wysiłek?

Dlaczego biały człowiek gra Otella, jeśli może go zagrać czarny? Dawniej aktorstwo polegało na kreowaniu kogoś innego. To był powód, dla którego zostawało się aktorem. Dziś ta dawna idea aktorstwa zanika. Odkształcam więc siebie coraz rzadziej, aczkolwiek nadal hołduję starej zasadzie, bo uważam, że aktorstwo polega na pokazaniu widzowi, że w człowieku jest zespół uniwersalnych wartości i możliwości. Każdy jest w stanie być każdym, zależnie od okoliczności. Np. jeśli będę wracał do Warszawy i jadąc samochodem, zabiję człowieka, to przeżyję coś potwornego i będę musiał jakoś zachować się wobec tego zjawiska. Jeśli nie będę miał takiego doświadczenia, to będę zmuszony sobie wyobrazić tę sytuację. Oczywiście mam nadzieję, że dziś nic takiego się nie wydarzy. Jeśli ktoś trafił do obozu koncentracyjnego, to znalazł się w warunkach dla siebie niespodziewanych. Okoliczności zmusiły go, by stał się innym człowiekiem. Jakim? Nie wiem. Każdy może być każdym.

Jak wynajduje pan indywidualny sposób mówienia dla granych przez siebie postaci?

- Za każdym razem zastanawiam się, jakby ten człowiek mógł mówić. Badając rolę, zaprzyjaźniam się z postacią, poznaję, z jakiego jest środowiska, jakie ma doświadczenia. Od tego zależy sposób formułowania myśli, artykulacja, brzmienie głosu. Inaczej mówią ludzie na wsi, inaczej w mieście. Na wsi, szczególnie kobiety, mówią głośno, bo rozmawiają na odległość, wykrzykują do sąsiedniej zagrody. W mieście, np. w kawiarni, mówimy ciszej. Jeśli ktoś mieszka w lesie i jest drwalem, mówi specyficznie, bo jego wargi nie są przyzwyczajone do mówienia tak jak np. moje czy Krzysztofa Zanussiego. Głos człowieka, który żyje w lesie i nie ma z kim rozmawiać, też brzmi inaczej. Myśli tak samo, czuje tak samo, ale przekazuje to w inny sposób.

Uważany jest pan za mistrza mowy. W czym tkwi tajemnica siły i doskonałości w pana mówieniu?

- Trudno zdefiniować tę tajemnicę. Nie wszystko można wyjaśnić. Tajemnicę buduje się latami. Jeżeli o czymś mówię, to musiałem przez to co najmniej przejść, być tego świadkiem lub sobie to wyobrazić. Widz powinien uwierzyć, że ja tam naprawdę byłem: tam, gdzie przed laty "stał dwór szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany". Muszę wiedzieć, że dom tam był, ja tam byłem, widziałem, chociaż nie widziałem. Kiedyś zobaczyłem dworek na biało malowany, mogę więc go sobie wyobrazić. "Świeciły się z daleka pobielane ściany". Dlaczego? "Tym bielsze, że odbite od ciemnej zieleni topoli". Kamera opowiada, malarz maluje, a ja to widzę. I to jest ta tajemnica. To jest słowo. Jeśli coś jest pod nim, to moje mówienie jest wiarygodne. "Wlazł kotek na płotek..." . Jakie to jest ciekawe: jaki kotek, jaki płotek? Dlaczego wlazł, a nie wskoczył? Mogę zbudować wokół tego całą historię, która jest tajemnicą. Bo przecież kotek mruga, a dlaczego mruga? Z radości, że wlazł, czy to erotyczne mruganie? Ile tam jest zdarzeń. Ja to widziałem i... wydaje mi się, że miał interes do jakiejś panienki.

Jest w pana aktorstwie zdaniem Macieja Prusa "Herbertowska potęga smaku i zdziwiony smutek Pana Cogito". Czy zgadza się pan z tym stwierdzeniem?

- Maciek Prus tak powiedział? Nie wiedziałem, ale pięknie powiedziane.

Z poezją Herberta występuje pan od wielu lat. Pierwsze interpretacje uznał pan za zrobione bardziej płytko. Teraz głębiej dochodzi pan do pewnych sensów.

- Oczywiście. To tajemnica, która kryje się pod tekstem i do tego jest nieskończona. Można budować własną, poza tym, co myślał sam Herbert. My, aktorzy, jesteśmy "dotwórcami", bo dotwarzamy wartości, które dane nam są przez własne doświadczenia i wyobraźnię. Początkowo moje mówienie Herberta było oparte na tej warstwie zewnętrznej, nie wgryzałem się pod spód. Do końca nie rozumiałem, jakie tam są zamknięte światy, co kryje się pod słowami. Nie chodzi tu o odpowiedź na pytanie: co autor miał na myśli? To mnie nie interesuje. Tylko to, co ja mogę dla siebie pod tymi słowami odnaleźć.

Jeden z krytyków, analizując pana aktorską drogę, zakończył tekst stwierdzeniem: "Pana Cogito, czyli Zapasiewicza, czekać może jeszcze niejedna próba". Czy czuje się pan Panem Cogito?

- Ja czuję się aktorem. Aktor to człowiek, który może być wszystkim, a właściwie stara się być. "Bo tak zdobędziesz dobro, którego nie zdobędziesz". To jest dewiza naszego zawodu. Trzeba stawać się maksymalną liczbą ludzi i za żadne skarby nie dać się zaszufladkować jako pan docent, pan ksiądz... Nie będę więc komentował tej wypowiedzi.

Tekst literacki uznaje pan za "zapis ciszy", bo "cisza jest podstawą mówienia". Czy może pan tę myśl rozwinąć?

- Cisza to jest tajemnica. To jest to, co znajduje się pod słowem. Słowo to wierzchołek góry lodowej. Teraz rozmawiam z panią, mówimy szybko, nerwowo, bo ja uczestniczę w tym dialogu tylko pobieżnie, ponieważ chcę już odejść. Wyjście na scenę jest dla mnie ważne. To jest ta góra lodowa. Ale może jest odwrotnie. Ta rozmowa jest dla mnie tak ważna, że będę budował między nami kontakt, a słowa staną się tylko komunikatami, skrótem tego, co myślę. (Zapada chwila milczenia)

"Wie pani co? Wczoraj... miałem pewne przeżycie...".

Co ja pani powiedziałem? Kilka słów, ale zrozumiała pani, że opowiadam o czymś bardzo ważnym, dla mnie dotkliwym. I tu jest ta cisza.

Zmarł 14 lipca 2009 r.

Zbigniew Zapasiewicz (ur. 13 września 1934 r. w Warszawie) - wybitny aktor filmowy i teatralny, także pedagog i reżyser. Pochodził z rodziny związanej z teatrem, byt siostrzeńcem aktora Jana Kreczmara i reżysera teatralnego Jerzego Kreczmara. Absolwent warszawskiej PWST, gdzie był profesorem od 1987 r. Debiutował w "Ostatniej nocy" według Leopolda Infelda w Teatrze Młodej Warszawy w 1956 r. Grał m.in. w warszawskich teatrach: Współczesnym, Dramatycznym, Powszechnym i Polskim. Przez wiele lat współpracował z Teatrem STU, występował w spektaklach telewizyjnych. Dla Teatru Telewizji również reżyserował. Jego debiut filmowy to rola w filmie Jana Łomnickiego "Wiano" (1963 r.). Zagrał w ponad 70 filmach, m.in. w obrazach Krzysztofa Zanussiego, Kazimierza Kutza, Stanisława Różewicza, Waldemara Borowczyka i Andrzeja Wajdy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji