Artykuły

Pan Tadeusz na scenie

Dwa uroczyste przedstawienia w Teatrze Scala "Pana Tadeusza" zainscenizowanego przez R. Kowalewską i L. Kielanowskiego odbiły się tak sze­rokim echem w społeczeństwie pol­skim w Londynie, że wciąż stanowią pożywkę rozmów i dyskusji i są nadal aktualnym tematem, zwłaszcza w związku z zapowiedzią dwóch dalszych przedstawień w niemal tej samej ob­sadzie na początek lutego. Cała ta im­preza zorganizowana została przez Główny Komitet Obchodu Mickiewi­czowskiego wespół z Związkiem Arty­stów Scen Polskich Zagranicą i Zw. Inwalidów Polskich na Obczyźnie. I, jak dotychczas, stanowi najokazalszą manifestację, wyrażającą uczucia Po­laków na obczyźnie w stosunku do wiel­kiego poety i wieszcza narodowego.

Wyrazem związania widowiska z ob­chodem setnej rocznicy zgonu Adama Mickiewicza i myślami nurtującymi wolnych Polaków, pozostałych na ob­czyźnie, by walczyć o odzyskanie nie­podległości, było przemówienie wygło­szone w imieniu organizatorów przez dr Z. Nowakowskiego, który nawiązał do trzech pierwszych słów poematu "Litwo ojczyzno moja" i wskazywał, jak scalone w nim zostały dwie ojczyz­ny poety - bliższa i ogólniejsza - Litwa i Polska.

Wywód ten został jednak szybko przysłonięty tokiem barwnych obrazów scenicznych w wykonaniu aktorów, wcielających postacie i dzieje znane każdemu słuchaczowi i widzowi od najmłodszych lat.

Mocne wrażenia zaczęły się od pierwszych chwil widowiska, rozpoczę­te ukazaniem się narratora, który wią­zał poszczególne sceny, ucharakteryzowanego na Adama Mickiewicza. Mia­rowo, melodyjnym głosem padać za­częły słowa Epilogu, wypowiadane przez Józefa Opieńskiego, któremu przypadł zaszczyt wykonania tej od­powiedzialnej roli z czego wywiązał się z chlubnym umiarem i wyczuciem plastyki języka mickiewiczowskiego. Kolejno potoczył się cykl obrazów, ilustrujących kilka głównych wątków poematu: miłość młodych i amory starszych, sąsiedzkie swary i porywy patriotyczne w trosce o wywalczenie niepodległości. Nie usuwając bynaj­mniej patosu kilku scen poświęconych wzlotom patriotyzmu, np. gdy docho­dzi do zgody między Soplicami i Horeszkami, dano całości takie proporcje, że wyszła ona niejako odpatynowana i prześwietlona przewagą pogodnego spojrzenia na cały ten światek horeszkowsko-soplicowski. To niewątpliwie pierwszy punkt, który przyczynił się walnie do ogólnego dodatniego wraże­nia. Drugim jest ograniczenie się wy­łącznie do tekstu oryginału, bez żad­nych wstawek dodatkowych, co najwy­żej przy nieznacznych przestawieniach tekstu, niezbędnych dla uwydatnienia akcji. Tak, nie czyniąc z poematu sztuki scenicznej, stworzono bardzo przyjemne widowisko teatralne.

Normalne widowisko, w którym bie­rze udział kilkadziesiąt osób, wymaga­łoby licznych prób na scenie, sytuacyj­nych i kostiumowych, na co niestety w naszych warunkach nie można było się zdobyć. Dlatego ostateczna forma tej inscenizacji, która przejdzie nie­wątpliwie do żelaznego repertuaru pol­skiego teatru, ustali się w miarę pow­tarzania jej na scenie. Wówczas od­padną zapewne jeszcze niejedne z opisowych momentów w deklamacji narratora, uniknie się takich zbieżności, jak to, że scena w świątyni dumania odbywa się właśnie pod kapliczką, doj­dzie się do lepszego zakończenia sztu­ki, a zwłaszcza do rozwiązania sprawy koncertu Jankiela. Obecnie na tle ściemnionej sceny deklamuje go nar­rator bez tła muzycznego, co stwarza paradoks, że największa scena mu­zyczna poematu pozbawiona jest mu­zyki. Bardziej szkicowe i aktorskie potraktowanie poloneza również wy­szłoby na dobre ogólnemu wrażeniu. W każdym razie ostatnie słowa Mic­kiewicza, że "I ja tam byłem ...", wy­szłyby plastyczniej nie na pstrokatym tle kostiumów tanecznych, a po ściem­nieniu sceny i rzuceniu snopa światła wyłącznie na poetę, tak jak to było na początku widowiska.

Te uwagi, dotyczące inscenizacji czy reżyserii, nie powinny w niczym umniejszyć samych zasług i inscenizatorów i wykonawców. Trzeba od razu przyznać, że stało ono na niecodzien­nym poziomie. Zainteresowanie, pow­stałe w związku z gościnnymi wystę­pami tak znakomitej artystki, jaką jest Maria Modzelewska, przybyłej z Ameryki, i tak popularnej młodej a zdolnej aktorki, jaką jest Janina Katelbach, ściągnęło publiczność i dobrze wpłynęło na samopoczucie aktorów, którzy zgodnie poderwali się w swej pracy odtwórczej do wymagań wielkiej sceny.

W zespole 21 osób, siłą indywidual­ności aktorskich wysunęli się na czoło dwaj wykonawcy: odtwórczyni postaci Telimeny - Maria Modzelewska i Hrabiego - W. Wojtecki. Błyszcząc wszystkimi zaletami swego wielkiego talentu Modzelewska ożywiła Telimenę urokami, jeśli nie zawsze słowa, to w każdym razie gestu i mimiki. Przy niezbyt bogatym tekście swej roli wy­pełniała każdą niemą chwilę na scenie ruchem wyrazistym. Na ogół tak od­wykliśmy od tego typu gry, że nic dziwnego, jeśli się zdarzają wśród wi­dzów, tacy, którzy tych walorów nie potrafią należycie ocenić. Na przed­stawieniu ogół chłonął każde drgnie­nie i dawał wyraz uznania raz po raz zrywającymi się przy otwartej scenie oklaskami.

Kreacja Wojteckiego była tak do­skonale utrzymana w stylu, a przy tym swobodna i spontaniczna, że stworzyła wręcz prototyp sceniczny Hrabiego, który przez długi czas będzie dla młod­szego pokolenia aktorskiego ideałem trudnym do osiągnięcia. Z dwóch dal­szych czołowych postaci: Zosię wcie­lała w całej swej krasie i bezpośred­niości Janina Katelbach, a Tadeuszem był B. Czarnocki, młody adept sztuki scenicznej, który nie zdołał przekony­wująco odtworzyć postaci, pomimo do­brych warunków zewnętrznych i swe­go entuzjazmu dla sceny.

W przeważającej liczbowo męskiej obsadzie widowiska dobrze zgranej ze­społowo wybiło się jednak kilka posta­ci bardzo wyraźnie. S. Szpiganowicz dał plastycznie zarysowaną postać ks. Robaka, podkreślając w nim momenty świeckie, a bardzo udatnie maską udu­chowioną wydobywając rysy związane z jego powołaniem Bernardyna. Po Zygmuncie Auguście i Towiańskim Rewkowski dał w Gerwazym dosko­nale utrzymaną w charakterze postać, słabiej natomiast wypadł Protazy w wykonaniu R. Ratschki. Wśród trzech szlachciców, Sędzia (S. Belski) odzna­czał się zamaszystą ruchliwością, Woj­ski (S. Laskowski) sarmackim zacię­ciem a Podkomorzy (S. Kostrzewski) poprzestawał na obnoszeniu swej god­ności. Najwięcej kolorytu ściśle cha­rakterystycznego miała zabawna, para Rosjan: R. Kiersnowski, jako Ryków i W. Prys-Olszowski, jako mjr Płut. W scenach przed zasłoną bardzo zwar­cie ujętych doskonale wypadł epizod Maćka - J. Bzowskiego. Zbyt może nikłą natomiast była postać Jankiela w wykonaniu Rymszy-Szymańskiego, choć trzeba przyznać, iż jest to rola przerastająca możliwości niejednego aktora. Bez wielkiej charakteryzacji B. Przyłmki był wykapanym gen. Dą­browskim, a w pomniejszych rolach dobrze spisywali się: Konewka (B. Doliński), Prusak (E. Chudzyński), Kropiciel (S. Wujastyk), Brzytewka (M. Malicz) i Gajowy (F. Stawiński), którego zasługą były też efekty świetl­ne.

Nie oddalibyśmy wszystkim tego co należne, gdybyśmy nie podkreślili suk­cesu Haliny Żeleńskiej - z za­kresu tych cudów dekoracyjnych, jakich zwykło się wymagać od naszych scenografów - a polegającego na tym, że dekoratorce udało się w tej samej odsłonie zmieścić na scenie Kapliczkę, Zamek i Dwór i to nota bene rozkła­dany, aby pomieścić w nim sceny wnętrz; nadto pięknie skomponowała celę Robaka. Nastrojową ilustrację muzyczną ułożył J. Kropiwnicki, który sam wykonując partię fortepianową, dyrygował jednocześnie wieloosobowym zespołem orkiestrowym. Party­turę dla niego zinstrumentował Z. Faczyński. Skomponowane przez J. Cie­plińskiego Grzybobranie i Polonez w wykonaniu zespołu Polskiej YMCA nie zostały należycie związane z akcją sceniczną. Niemniej z tak różnorod­nych składników reżyseria L. Kielanowskiego stworzyła całość żywą, barwną, składną i wzruszającą.

Gorące owacje podczas i po przed­stawieniu skwitowały to widowisko, którym godnie uczcił teatr rocznicę Mickiewiczowską.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji