Artykuły

Co ja, Jezus Chrystus jestem?

KALINA JĘDRUSIK to najlepiej napisana postać Stanisława Dygata - mówi Kazimierz Kutz. 7 sierpnia minęła 18. rocznica jej śmierci.

A kim właściwie była Kalina Jędrusik? Peerelowskim symbolem seksu, który usunął z telewizji ponoć sam I sekretarz Władysław Gomułka? Nostalgiczną Jesienną Dziewczyną śpiewającą w Kabarecie Starszych Panów? Lubieżną Lucy Zuckerową z "Ziemi obiecanej", którą zagrała z taką pasją, że aż Andrzej Wajda wyciął jej scenę miłosną z odrestaurowanej wersji filmu? Żoną, która zdradzała męża - Stanisława Dygata - za jego przyzwoleniem, ale nie zdradzała swych psów ani kotów? A może nawróconą dewotką o tyle dziwną, że przeklinającą bez umiaru? Trudno o jednoznaczną opinię o Kalinie Jędrusik. A wątpliwości zaczynają się już od dary urodzenia

Najchętniej pamięta się o tym, jak Jędrusik "gorszyła naród" w peerelowskiej telewizji, w 1962 r. pokazując się z krzyżykiem na odsłoniętym biuście. Sama tak to wspominała: - Słyszałam, że pan Gomułka rozbił telewizor, kiedy zobaczył moje omdlewające spojrzenie. Kiedy pokazywałam się w spódnicy ściśniętej w pasie, z wypiętym biustem, i to jeszcze - o zgrozo - bez stanika, towarzyszyły mi różne wyzwiska: "Jak mogłeś tę kurwę puścić na ekran". I pewnego dnia wezwano mnie do dyrekcji telewizji na "poważną rozmowę". Rozmawialiśmy o tym, jak powinnam być ubrana w programie, który przygotowywałam. Postawiono warunek, że wejdę przed kamery, jeżeli będę ubrana od stóp do głów. Wystąpiłam więc w czarnej sukience z golfem. Zaśpiewałam piosenkę, ukłoniłam się i odwróciłam tyłem. Oczom telewidzów ukazały się moje gołe plecy. Sukienka miała dekolt tylny aż do granic możliwości.

Mimo to, a może właśnie z tego powodu Jędrusik była niezwykle popularna W tymże 1962 r. zdobyła Złotą Maskę w plebiscycie "Expresu Wieczornego" na najpopularniejszą aktorkę telewizyjną. Głosowało na nią 113 tys. osób. Pojawiały się też głosy niezadowolenia, ale były chyba odgórnie sterowane. Jędrusik mówiła: - Pamiętam pełen oburzenia list kobiet z Rybnika do telewizji. 20 się ich podpisało pod tym, żeby mnie nie pokazywać; bo gorszę ich mężów - biedne, niemądre kobiety w rozdeptanych pantoflach, a co najgorsze, niepragnące się zmienić.

Bo we mnie jest seks

Czy Jędrusik była seksowna? Kazimierz Kutz: - Podobno była bardzo seksowna, ale na mnie nigdy nie działała. Miała dziwną urodę, której trzeba się było dokładnie przyjrzeć. Była nieśmiała. Według mojej wiedzy skończyła studia, będąc dziewicą. Cnotę chowała dla męża. Była strasznie staroświecka.

Janusz Majewski: - Miała seksapil, choć na mój gust troszeczkę za oczywisty. Panowie od razu tonęli w jej dekoltach, które były bardzo śmiałe. Jej uroda była zbyt ostentacyjna.

Andrzej Łapicki: - Wbrew pozorom nie miała seksu, choć uważała się za królową seksu i na taką kreował ją jej mąż Stanisław Dygat. Miała wdzięk. Byłaby świetną aktorką komediową. Niepotrzebnie udawała wampa.

Daniel Olbrychski: - W "Ziemi obiecanej" (1974) miałem dwie sceny miłosne z Kaliną. Tę słynniejszą, w pociągu, Andrzej Wajda wyciął, przygotowując odnowioną wersję filmu. Kalina zagrała w niej niezwykle odważnie. Dla mnie jednak drastyczniej sza była scena w karocy. Kalina daje mi w niej depeszę przeznaczoną dla jej męża, z której wynika, że ceny bawełny pójdą w górę, a ja dzięki tej wiedzy będę mógł zbić fortunę. Otwieram dach od karety i krzyczę na całą Łódź, że to triumf. Przeczytawszy o tym w scenariuszu jakieś trzy miesiące przed zdjęciami, uświadomiłem sobie, że ręce będę miał zajęte depeszą, a Kalina siedząca naprzeciwko mnie w pewnym momencie zanurkuje w dół. Będę grał radość z depeszy i z tego, co ona robi mi pod kadrem. Pomyślałem więc, że moja cudowna koleżanka nie omieszka zobaczyć tego i owego. Przez czystą ciekawość, chęć udowodnienia mi, jak to jest z kobietą zmysłową. Niedługo potem pojechałem na Tydzień Filmu Polskiego w Danii, wówczas siedliska wszelkiej rozpusty. Tam w sex-shopie kupiłem paczkę czarnych prezerwatyw. No i kręcimy w Łodzi "Ziemię obiecaną". Za kamerą jest Edek Kłosiński. Mówi, że możemy zaczynać. To ja: "Chwileczkę. Muszę siku". No i wiadomo, co zrobiłem z prezerwatywą. Już przy pierwszym dublu przekonuję się, że miałem rację. Przy drugim dublu już się do mnie nie odzywa. Widzę, że jest speszona, choć pokrywa to aktorstwem. Przez następne dwa dni Kalina nie schodzi na śniadania w hotelu, ledwie odpowiada na moje "dzień dobry". Myślę: "Cholera, strasznie ją czymś obraziłem". W pewnym momencie podchodzi do mnie Kłosiński: "Kalina strasznie cię przeprasza. Nie wiem za co, ale mam ci powiedzieć, że czarne też jest piękne".

Po latach Jędrusik mówiła: - Po "Ziemi obiecanej" przeżyłam szok: jakiś starszy mężczyzna, który dostrzegł mnie w supersamie, wykrzykiwał, iż nie powinnam pokazywać się wśród przyzwoitych ludzi, i nawet napluł mi pod nogi. To przykre i zarazem intrygujące, że tacy ludzie nie wierzą w silę talentu aktora, natomiast przypisują mu cechy, których nie ma.

Senator w ukryciu

Kalina Jędrusik urodziła się w Gnaszynie koło Częstochowy. Wedle jej wersji - uznanej za oficjalną, - w roku 1931. Zachowały się jednak świadectwa Kaliny z pierwszych klas szkoły powszechnej, z których wynika, że urodziła się 5 lutego 1930 r.

Maciej Jędrusik (prof. geografii, przyrodni brat Kaliny, młodszy o 28 lat): - Na początku lat 50. Kalina próbowała odjąć sobie jeszcze dwa lata. Pretekstem było odtworzenie akt, które zaginęły w czasie wojny. Jednak do sądu wezwano świadków, którzy zeznaliby raczej nie po jej myśli, np.jej szkolną wychowawczynię. Kalina wycofała wniosek.

Ojcem Kaliny był prof. Henryk Jędrusik, zwolennik nowoczesnych metod kształcenia. W Gnaszynie wybudował przed wojną eksperymentalną szkołę, w której nie było dzwonków, uczniowie wybierali sobie przedmioty, których chcieli się uczyć danego dnia, a na murach widniał napis: "Odpoczynek jest ważniejszy niż praca, bo właśnie podczas odpoczynku następuje najlepsze przyswajanie wiedzy".

Jędrusik był piłsudczykiem. W1938 r. został senatorem. Kalina tak go wspominała: - Wybitny człowiek, taki renesansowy umysł. Interesowało go wiele spraw - biologia i filozofia, matematyka i literatura, muzyka klasyczna i jazz. Uczył mnie łaciny i włoskiego, francuskiego i angielskiego.

Barbara Gracka (przyjaciółka Kaliny z Częstochowy): - Zaraz po wojnie chodziłyśmy razem do szkoły dla pracujących, bo inne się dopiero tworzyły. W ostatniej klasie ojciec przeniósł Kalinę do Liceum Słowackiego, bo chciał, żeby tam zrobiła maturę. Kalina była nie tyle pilną uczennicą, ile bardzo zdolną. Nauka przychodziła jej łatwo. Nauczyciele ciągle brali ją, żeby śpiewała, tańczyła. Dużo osób próbowało ją naśladować, ale im to nie wychodziło. Ubierała się elegancko. Wszyscy się w niej kochali. Był taki Heniek Adler, syn dyrektora Liceum Traugutta. Aż pojawił się Dygat.

Kalina była córką drugiej żony Jędrusika, po wojnie zdegradowanego do roli dyrektora internatu. Miała starszą siostrę Zofię (zmarła w lipcu tego roku) i brata Macieja, syna trzeciej żony byłego senatora.

Maciej Jędrusik: - Ojciec związał się z moją mamą w 1942 r. Mama była koleżanką Zosi, ta przedstawiła ją tacie. Kalina i Zosia podbierały mojej mamie kosmetyki.

Kalina miała ciekawą rodzinę, ale z niewiadomych powodów nie chciała się nią chwalić.

Kutz: - Nikogo z rodziny nam nie pokazywała. Miała chyba słabą więź rodzinną, jakby była sierotą. Stasio prawdopodobnie też ich nie znał.

Maciej Jędrusik - Dygat bardzo szanował tatę. Pamiętam go z dzieciństwa, jak wchodzi do naszego warszawskiego mieszkanka na Miodowej, wielki aż pod sufit, więc musi się garbić. Kalina przynosiła tacie ciuchy po Dygacie. Z krawatami nie było problemu, parę mam do dziś. Gorzej z marynarkami, bo tato miał 164 cm wzrostu. Ale ładne były, granatowe ze złotymi guzikami.

Zofia Nasierowska, fotografik: - Nigdy nie mówiła o ojcu. Zapytałam kiedyś: "Kalina, moja stara ciotka pyta, czy Jędrusik, który był przed wojną senatorem, to twoja rodzina". "To mój ojciec" - odpowiedziała. I rozmowa się skończyła.

Maciej Jędrusik: - Tata umarł 23 grudnia 1972 r. To był zawał. W szpitalu na Lindleya Kalina wyciągnęła butelkę wina gellala i dała mi: "Masz, pij, to ci dobrze zrobi". połowę butelki musiałem wypić.

Janusz Morgenstern: - Kiedyś na Miodowej, przy Szkole Teatralnej, przedstawiła mi swoją siostrę.

Maciej Jędrusik: - Kalina często wpadała na Miodową. Mówiła: "Spieszę się, kurwa, taksówka na mnie czeka". I siedziała pół godziny. Jako I2-13-latek odprowadzałem ją do tej taksówki. Taksówkarzowi mówiła: ,A to mój brat". Była dumna, bo to ją odmładzało.

Dygat, jaki świetny facet

Z Częstochowy Kalina wyjechała na studia do Krakowa. Po dyplomie Lidia Zamków zabrała ludzi z jej roku (byli na nim też Cybulski i Kobiela) do Teatru Wybrzeże.

Dygat był starszy od Jędrusik o 16 lat. Gdy został kierownikiem literackim Teatru Wybrzeże, zobaczył ją tam w "Nie igra się z miłością" (1954) Alfreda-de Musset. Przez całe wakacje siadywał w tej samej loży, wpatrywał się w Kalinę i przynosił jej bukiety kwiatów. "Staś wyłowił mnie z morza i zostałam jego złotą rybką" - mówiła Jędrusik. Dla Kaliny Dygat rozszedł się aktorką Władysławą "Dziunią" Nawrocką.

Morgenstern: - Gdy byłem asystentem Wandy Jakubowskiej przy "Opowieści atlantyckiej" (1955), miałem znaleźć młodą aktorkę do roli drugoplanowej. Zadzwoniłem do Gdańska, do Cybulskiego. Powiedział: "Przyjedź, jest kilka fajnych dziewczyn". Zasugerował mi Kalinę. Była wiotka, miała talię osy. Umówiliśmy się, że po przedstawieniu pójdziemy gdzieś pogadać. Wychodząc z teatru wyjściem dla artystów, minęliśmy szpaler ludzi wypatrujących aktorów. Kalina wzięła mnie pod rękę i mocno się do mnie przytuliła. Gdy minęliśmy szpaler, zaraz mnie puściła. Rozmawialiśmy rzeczowo. Uznałem, że nie nadaje się do roli u Jakubowskiej. Gdy niedługo potem, za sprawą Marka Hłaski, poznałem Dygata, okazało się, że on wtedy czekał na Kalinę przed teatrem. A ona przytuliła się, żeby wzbudzić w nim zazdrość.

Gracka: - Pokłóciłam się z Kaliną o Dygata i ona nie przyjechała na mój ślub. "Zgłupiałaś czy co, żeby z takim starym dziadem chodzić?" - mówiłam. Bo jak się ma 20 lat, to 40-latek wydaje się dziadem. Ale Kalina mówiła: "Gdybyś go poznała, byłabyś zachwycona. Jaki to inteligentny, wspaniały facet". Ja jednak nigdy nie chciałam go poznać.

Kutz: - Kalina to najlepiej napisana postać Dygata, a w dodatku żywa.

Majewski: - Dygat był dla Kaliny cennym partnerem. On ją wychowywał, kierował nią, podpowiadał jej właściwe ruchy, kontrolował, żeby utrzymywała się w cywilizowanych ramach.

W 1958 r. Dygatowie pojechali w podróż poślubną do Włoch, spotkali się z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim, poznali Giuliettę Masinę.

Zuzanna Łapicka: - W latach 50. rodzice pojechali z Dygatami do Włoch. Oglądałam zdjęcia, na których Staś Dygat i mój ojciec są w wytwornych letnich garniturach z alpaki. W takim garniturze Dygat usiadł do kolacji. Kalina zaczęła go upominać: "Stasiek, poplamisz się, Stasiek, zdejmij tę marynarkę, bo się poplamisz". Dygat spojrzał na nią przeciągle, wziął masło i zaczął nim smarować klapy marynarki. Kalinę zamurowało.

Podobno jeszcze na Wybrzeżu Jędrusik zaszła z Dygatem w ciążę, ale poroniła. Potem już nie mogła mieć dzieci. Jej relacja z Magdą, córką Dygata z pierwszego małżeństwa, była trudna - jakby rywalizowały o względy pisarza. Kiedyś, gdy po kłótni Dygata z Jędrusik Magda przekornie broniła macochę, Dygat wybuchnął: "Ona cię nienawidzi, zawsze cię nienawidziła i robiła wszystko, żeby mnie do ciebie zrazić". Magda Dygat pisze o tym w książce "Rozstania" (2001).

Tłum już od przedpokoju

Zjechawszy do Warszawy, Jędrusik i Dygat mieszkali na Mokotowie", w dwupokojowych mieszkaniach w bloku, najpierw na Wiktorskiej, potem na Joliot-Curie.

Łapicka: - Wstępowałyśmy do nich z mamą po zakupach. Drzwi były otwarte, wystarczyło nacisnąć klamkę. Tłum kłębił się już przedpokoju. W kuchni w wielkim garze gotowało się spaghetti. Kalina leżała w łóżku, była goła, co było widać, gdy nogami podnosiła kołdrę. Obok niej leżał często jakiś młodzieniec. Goście siadali na tym łóżku. Jako dziecko sądziłam, że Kalina wiecznie jest chora. Nie rozumiałam, dlaczego wszyscy tak się świetnie bawią i palą papierosy. Telewizor był włączony cały czas. Dygat, ktokolwiek w nim występował, nadawał, grasejując: "Koszmahna, koszmahnababa, zobacz". Dygat miał wdzięk dziecka.

Olbrychski: - Pamiętam wizyty na Joliot-Curie. Przeważnie z okazji meczów piłkarskich albo festiwalu w Opolu. Rywali tam Holoubek, Konwicki, przysłuchiwałem się ich rozmowom, to były dla mnie jakby wyższe studia. Przewijała się w tym wszystkim Kalina, wchodziła w jakimś szlafroczku, popatrzyła trochę, gryząc jabłko. Potem wracała do drugiego pokoju spać z aktualnym narzeczonym. Ja, wychowany w purytańskich warunkach przez babcię i mamę, byłem zaszokowany.

Kutz: - Dygat, który wcześnie dostał zawału, miał stałą telefoniczną łączność z lekarzem. Był też uzależniony od środków nasennych, o godz. 23 musiał stracić kontakt z rzeczywistością. Niesłychanie precyzyjnie pól godziny wcześniej zażywał odpowiedni środek. Zamykał się u siebie, zapadał w głęboki sen, a bankiet trwał dalej. Nie było siły, żeby go wytrącić z tego rytmu. Tylko Kalina, jako żywioł wyzwolony, robiła wszystko, żeby pogorszyć jego stan. Skoro on był jej autorem, miała prawo w każdej chwili go zamordować. Wychował sobie potwora. Stasio miał niesamowite poczucie odpowiedzialności za Kalinę, starał się żyć możliwie długo, żeby nie stało się jej nic złego.

W roku 1972 Dygatowie przenieśli się do domu na Żoliborzu, przy Kochowskiego.

Łapicka: - Tam nawet już po śmierci Stasia też pojawiał się zestaw ludzi, którzy by się nigdy nie spotkali, gdyby nie Kalina. Ona nimi zarządzała, wnosiła dania, robiła atmosferę, a ludzie gadali ze sobą. Byli tacy trochę przetrąceni, Kalina dawała im kopa energetycznego. Była jak włoska la mamma.

Krystyna Morgenstern, plastyczka: - Nigdy nie wiedziałam, kogo u nich zastanę. Zawsze wyławiali osoby, które potem coś znaczyły.

W środku było trochę artystycznego bałaganu, ale obojętnie gdzie byśmy usiedli, czuliśmy się wspaniale. Mieli małe pieski i mnóstwo kotów. Po południu Kalina wychodziła przed dom i rzucała kotom mięso. Pytałam; "Co ty im rzucasz?" "Polędwicę". "Jezus Maria, polędwicę!" "A co ja mam im dać?" Uważała, że to jest normalne, że daje im najlepsze mięso.

Gotuje tylko zakochana

Jędrusik uwielbiała gotować. Mówiła: - Moje gotowanie to jest twórczość. Potrawa nigdy się nie powtarza, ja sama nie pamiętam, jak ją przyrządzałam, i pewnie nigdy swej książki kucharskiej nie napiszę. Działam często w jakimś transie, natchnieniu.

Kutz: - Gotowała wspaniale, ale tylko gdy jej się chciało. A chciało się jej wtedy, gdy się świeżo zakochała. Gdy u nich przemieszkiwałem, wspólnie z Kaliną wymyślaliśmy potrawy. Do dziś sos do spaghetti robię według jej przepisu. Stasio był żarłokiem, więc to pałaszował. Choć pochodził z eleganckiego domu i był świetnie wychowany, niektóre potrawy jedliśmy palcami, a przy tym jeden brał z talerza drugiego.

Jesteś, więc miniesz

Jędrusik mówiła o sobie: - Przeżyłam kilka szalonych romansów, niedużo. No, kiedyś policzyłam - pięć. To wcale nie jest dużo na całe życie. Nie umiałam ich ukryć - żer dla legendy. I jeżeli ktoś "życzliwy" opowiedział mężowi o mojej nowej fascynacji innym mężczyzną, on mawiał swoim cudownym wolterowskim "r": "Gdyby ona była panienką na poczcie przyklejającą znaczki, to być może nie byłyby jej potrzebne takie fascynacje. Kalina jest wielką aktorką i potrzebne jej są niezwykłe, cudowne momenty. Ona kocha cudowne przeżywanie i proszę nie wtrącać się do naszego małżeństwa".

Jędrusik lubiła młodych i ładnych. Sportowców, aktorów albo muzyków. Był więc tyczkarz, którego nazywała Wtyczkarzem, był kulomiot, był aktor, który partnerował jej w "Operze za trzy grosze" (1958), tego nazywała Dżentelmenem-włamywaczem. Potem był aktor ze "Śniadania u Tiffany'ego" (1965) i piosenkarz sławiący dawne prywatki, na którego mówiła Kodo, ale Dygat grzecznie poprawiał: "Pan Kocio". Mówił np.: "My z panem Kocio idziemy na mecz". Bo obaj byli kibicami.

Zdarzało się, że gdy jakiś przystojny mężczyzna późno odwoził Kalinę do domu, ta rwała pończochy, które miała na sobie. Odwożący mówił wtedy: - Hej, Staś pomyśli, że Bóg wie co się działo. - I o to chodzi - odpowiadała. Gdy u Kaliny był kochanek, Dygat zamykał na noc drzwi do swojego pokoju na zamek yale.

Kutz: - Staś wiedział, że odkąd przestali ze sobą współżyć, ona jest pod tym względem absolutnie wolna. Gdy kończył się kolejny romans, Kalina wpadała w depresję. Staś ją wtedy z niej wyciągał.

Jerzy Gruza: - W "Lalce" (1968) Hasa Kalina miała jeździć konno jako Wąsowska i trzeba ją było tego nauczyć. Lekcje dawał jej jakiś wspaniały rotmistrz. Kiedyś wróciła wieczorem do domu, Staś leżał na łóżku, a ona zaczęła mu pokazywać, jak ją ten rotmistrz instruuje: "On mnie tak, toja mu tak, on mi wtedy każe tak, toja na to tak". Staś słucha i w końcu mówi: "Kalina, czy jesteś pewna, że on cię nie pierdolił?".

Olbrychski: - Kiedyś, chyba w obecności Stasia, powiedziała do któregoś narzeczonego: "Oj, ty, ty, jesteś, więc miniesz".

A Dygat miał powiedzieć kiedyś do przyjaciół: "Wróciłem wcześniej z delegacji i nie zgadniecie, co zastałem. Kalina spała zupełnie sama".

Nie zapomnisz tego debiutu

Kutz: - Była urodzoną aktorką. Miała coś takiego, że jak na scenie jest pięciu aktorów i wchodzi ona, to za nią wędruje wzrok widzów.

Łapicki - Była manieryczna Sam jej zresztą tej maniery nauczyłem, gdy w "Zamku w Szwecji" (1961) Saganki grała upiorną dziewicę. Podpowiedziałem jej, żeby mówiła sopranikiem, takim jakim w STS-ie mówiły Ela Czyżewska i Krysia Sienkiewicz. Ten głosik dawał jej pedofilski wdzięk 12-latki.

Morgenstern: - Z wszystkich ról Kaliny najwyżej cenię żydowską matronę w enerdowskim serialu "Hotel Polanów i jego goście" (1981). Ale wtedy była już roztyta. Nie próbowała być amantką.

Olbrychski: - Los rzucił mnie w ramiona Kaliny w "Jowicie" (1967) wg powieści Dygata "Disneyland". Cybulski grał mojego trenera, a ona jego żonę, z którą mam romans. Gdy kręciliśmy scenę namiętnego pocałunku, na plan przyjechali Dygat i Konwicki, autor scenariusza. Byłem podwójnie skrępowany. Przyznałem się Kalinie, że choć to już mój czwarty film, pierwszy raz będę się calował przed kamerą. Odpowiedziała: "Zapewniam cię, że będziesz miał dobry debiut. Nigdy go nie zapomnisz".

Morgenstern: - Robimy scenę pocałunku Daniela i Kaliny, na co patrzy zakochany w Kalinie Staś. A potem mówi mi coś, co mnie pozytywnie zaskoczyło: "Słuchaj, moim zdaniem to błąd, że obsadziłeś Kalinę". Nie sądziłem, że może być w stosunku do niej obiektywny.

Polska Marilyn

Jędrusik uważała się za polską Marilyn Monroe. Podczas uroczystości barbórkowych za Gomułki śpiewała "Bye, Bye, Baby" Monroe.

Kutz: - Staś lepił z niej Marilyn Monroe. Miała do tego warunki. Był zafascynowany amerykańskim filmem. Jego idolkami były Mae West i Monroe, więc stworzył sobie w domu swoje marzenie erotyczne.

Łapicki: - Ona myślała, że jest Marilyn. I rzeczywiście była, tylko krótsza o pół metra. Inne szczegóły też miała krótsze.

Łapicka; - Gdy 5 sierpnia 1962 r. przyszła wiadomość o śmierci Monroe, byliśmy w Chałupach. Na plaży wszyscy - Śląska, Konwiccy, Trzaskowscy - powtarzali: "Nie mówcie tego Kalinie jak najdłużej jej tego nie mówcie". Nie rozumiałam, o co chodzi, myślałam, że może Monroe to rodzina Kaliny, ale mama mi wytłumaczyła, że Kalina tak identyfikuje się z Monroe, że przeżyje to jak własną śmierć. Później cały wieczór było picie wódki, bo umarła Marilyn.

Śpiew wprost do ucha

Jędrusik uczyła się śpiewu w Krakowie, u Krystyny Sznerr. Nie chciała się jednak zgodzić na wyrzeczenia związane z karierą śpiewaczki (higieniczny tryb życia, dbałość o struny głosowe itd.).

Olbrychski: - Spotkałem Kalinę, gdy próbowałem śpiewania, do czego zachęcała mnie Olga Lipińska robiąca "listy śpiewające". Kalina wykonywała tam przeboje znanych piosenkarzy, np. "Tombe la neige" Salvatore Adamo: "Śnieg ciągle pada. A ty znów nie przyjdziesz dziś, żal w białych płatkach i ta wciąż o tobie myśl. Smutek niedorzeczny, śniegu białe morze nic mi nie pomoże, nic mnie nie uleczy". Jej wersja podobała mi się bardziej niż Adamo. Zwłaszcza refren: "Ty nie przyjdziesz dziś i tak, i wciąż bardziej ciebie brak, z nieba zaś po troszku sypie śnieg, spokój w proszku". To mi się kojarzy z Kaliną, z jej niemożnością bycia szczęśliwą.

Najsłynniejsze piosenki Jędrusik wykonywała w Kabarecie Starszych Panów, gdzie zadebiutowała w programie numer 4 - "Kaloryferia" (premiera w styczniu 1960 r.) - jako dziewczyna stworzona ze zbędnego żeberka od kaloryfera.

Łapicki: - Znakomicie śpiewała piosenki z Kabaretu Starszych Panów. Miała mały głos, ale umiała dobrze nim operować. Przyciszony, zmysłowy. Jakby wprost do ucha. Każdy myślał, że to o niego chodzi. Za to ją najbardziej cenię.

Korkociąg w sierpniu

Jaki charakter miała Jędrusik?

Gruza: - Klęła jak szewc. Ale słuchało się tego z przyjemnością, nie było w tym chamstwa. Gdyby mówił tak ktoś inny, byłoby to żałosne.

Łapicki: - Niesłychanie mnie bawiła. Kiedyś była jakaś próba w Sali Kongresowej. Kalina pali papierosa. Podchodzi do niej strażak, salutuje i mówi: "Tu się nie pali". Na co ona, nie odwracając głowy: "Odpierdol się, strażaku". On skonfundowany odszedł, ale po minucie, zastanowiwszy się, wróci! i mówi: "Sama się odpierdol, stara kurwo". Tylko że tam już nie stalą Kalina, tylko Krafftówna, bo się zamieniły miejscami.

Majewski: - Nasze dzieci, gdy były małe, uwielbiały ją, bo ona postanowiła, że będzie je trochę "demoralizować". Używała przy nich rubasznego języka. One były zachwycone, że choć jest dorosła, zachowuje się jak ich kumpel. I to przy stole, przy rodzicach, a nie na przerwie w szkole.

Łapicka: - Na początku lat 80. Magda Umer postanowiła, że ochrzci się razem ze swoim synem Mateuszem. Mnie wybrała na matkę chrzestną Mateusza, a Kalinę na swoją. Przed chrztem, którego udzielił zaprzyjaźniony ksiądz, rodzice chrzestni musieli się wyspowiadać. Odbyło się to w mieszkaniu księdza. Jedna osoba się spowiadała, a reszta czekała na swoją kolej. W ten sposób, chcąc nie chcąc, usłyszeliśmy fragmenty spowiedzi Kaliny, która miała donośny głos. Powiedziała: "Ja wiem, proszę księdza, że ja strasznie klnę". Na co ksiądz: "Kalinko, to nie jest wielki grzech, najgorszy grzech to jest nienawidzić drugiego człowieka. A ty przecież jesteś niezdolna do nienawiści". Zapadła chwila cisza i Kalina mówi: "Nie nienawidzić? Ale niektórych to ja, kurwa, tak nienawidzę. A co ja, Jezus Chrystus jestem?".

Gruza: - Była bezkompromisowa. Wiedziała, kto udaje, i mówiła mu to w twarz. Ta jej szczerość była trochę zaprawiona alkoholem.

Krystyna Morgenstern: - Umiała narzucić komuś swój pogląd. Staś zainteresował się kiedyś pewną młodziutką aktorką, więc Kalina pokazała mi, że ta aktorka jest garbata. I choć ona wcale garbata nie była, Kalina tak odegrała, jak tamta się garbi, że do dzisiaj, jak na tę aktorkę patrzę, wydaje mi się, że jest garbata.

Łapicka: - W Chałupach Kalina wchodziła rano do spożywczaka, gdzie po bułki tłoczyła się kolejka Kaszubek z koszykami. Wciskała się przed nie w rozchylonym szlafroku i mówiła do sprzedawczyni: "Cztery butelki szampana". "Cztery?" "Tak, bo się będę w nim kąpać".

Kutz: - Była sentymentalna. Ze Stasiem oglądała w telewizji melodramaty. Na "Lecą żurawie" ryczeli jak bobry.

Krystyna Morgenstern: - Powiedziała mi kiedyś: "Zobacz, jakiej a mam ładne nogi". I pokazała mi swoje stopy. Były ładne, ale takie pulchniutkie jak u dziecka. Przez godzinę wbijała mi do głowy, jakie ma piękne nóżki.

Łapicka: - Gdy w latach 70. wracałam od brata z Ameryki, zawsze spotykałam Kalinę. "Co przywiozłaś, pokaż" - prosiła. I natychmiast mi to zabierała, mówiąc: "Daj to, Zośka Nasierowska będzie mnie fotografować". A to T-shirt w serduszka, a to perukę w loczki. Była jak koleżanka z klasy, która musi być najładniejsza i dlatego podbiera wszystkim co lepsze ciuchy.

Nasierowska: - Obiektem do fotografowania była wspaniałym, bo bardzo dobrze układało się na niej światło. Oddawała się w moje ręce bez grymasów. Mówiła: "Możesz robić ze mną, co chcesz".

Łapicka: - Jest sierpień 1980 r., Jurata Artyści są zaangażowani w opozycję. Nocą ze Stoczni przyjeżdża Daniel, wtedy mój mąż. Chce się napić wina, które przywiózł, choć niby jest miesiąc trzeźwości. Nie mamy korkociągu, a nie chcemy budzić naszych gospodarzy. "To może zapukaj do Kaliny" - mówi Daniel. Pukam do jej okna. Ciemno, Kalina śpi. Po pięciu minutach zapala się światło. Otwiera okno. Mówię: "Kalina, przepraszam cię, masz może korkociąg?" "Korkociąg? W sierpniu?"

Nachtszafliki w tłuszczu

Nasierowska: - Kalinka zawsze się odchudzała, ale lubiła dobrze zjeść. W atelier, które miałam w domu rodziców, było czuć zapachy z kuchni. Kalinka mówiła: "A co mama gotuje?". "Eskalopki cielęce". "Chyba spróbuję. Ale nie, odchudzam się". I zwykle kończyło się tak, | że zjadała parę porcji. Kiedyś po zdjęciach weszła do jadalni ubrana w spódnicę, pod którą było kilka halek, i mówiąc: "Kurwa, jak tu gorąco", I szarpnęła halkami do góry. Rodzicom g łyżki wypadły z dłoni. Bo Kalinka 2 pod spódnicą nie miała majtek.

Łapicka: - W Juracie był pensjonat nazywany Odchudzaczem. Przeprowadzano w nim kuracje odchudzające. Kalina, będąc miesiąc nad morzem, dwa tygodnie spędzała w Odchudzaczu. Co rano pensjonariusze Odchudzacza biegali po ulicach Juraty. Kalina w dresie na dużej pupie była wśród nich. Biegnąc, zwalniała, aż reszta się oddaliła, a wtedy ona myk do cukierni, zjadała dwa pączki i doganiała biegaczy. Gdy powiedziałam, że to trochę bez sensu, odpowiedziała: "A co ty, kurwa, myślisz, tam w pokojach wszystkie nachtszafliki są w tłuszczu. Ludzie w nocy konserwy jedzą".

Synkopowanie do Boga

Po śmierci Dygata - zmarł na serce w 1978 r., gdy Jędrusik była na tournee - Kalina się ochrzciła.

Kutz: - Ta jawnogrzesznica się nawróciła. Była rozmodlona. Mówiła, że j est szczęśliwa, że Stasio zabrał do siebie Żabcię. To był ich pekińczyk, cudowny piesek.

Łapicka: - Gdy w 1979 r. papież przyjechał do Polski, biegała na wszystkie msze. Jej temperament nie wytrzymywał jednak śpiewania pieści religijnych. Na mszy na placu Zwycięstwa przy drugiej zwrotce "My chcemy Boga" zaczęła synkopować, ruszać biodrami, bić rytmicznie w dłonie. Obok niej stała Aleksandra Śląska i też kołysała biodrami. Jak Kalina znudziła się śpiewem, powiedziała: "Oleska, idziemy".

Majewski: - W rocznicę śmierci Stasia - 29 stycznia - Kalina urządzała mszę żałobną w kaplicy na Powiślu. Odprawiał ją ksiądz Orzechowski. Potem szliśmy do Kaliny na kolację wspominkową. Czciła pamięć męża także kulinarnie - podawała to, co Stasio lubił, piliśmy to, co chętnie pił.

Nie, nie, nie budźcie mnie

Nasierowska: - W nocy 7 sierpnia 1991 r. zadzwoniła jej opiekunka Ola, że Kalina nie żyje. Powiedziałam: "Ola, czy ty się upiłaś?", bo Ola dość ostro tankowała.

To była astma Kalina miała uczulenie na swoje zwierzaki, ale nie chciała ich oddać. I zadusiła się.

Łapicki: - Jako prezes ZASP-u mam cały zbiór mów funeralnych. Kalinę też grzebałem. Na jej pogrzebie zacytowałem jedną z piosenek, którą napisał dla niej Jeremi Przy-bora; "Nie, nie, nie budźcie mnie, śni mi się tak ciekawie, jest piękniej w moim śnie niż tam na waszej jawie". Wszyscy się rozpłakali, powiedziałem to z odpowiednią modulacją.

Olbrychski: - Była ładna pogoda. Ptaszki śpiewały. Kalina została pochowana przy Stasiu. Ksiądz odprawił nabożeństwo, wszyscy się pomodlili i zapadła cisza I wtedy gdzieś z tyłu odezwał się starszy aktor - Władysław Kaczmarski, który miał chorobę krtani i jego szept było świetnie słychać. Powiedział: "Wszystko to rzecz oczywista i głęboko prawdziwa, tym niemniej zaznaczyć by należało, że nieboszczka niezmiernie chuja lubiała". Zabrzmiało to jak błogosławieństwo, świństwo, ale na poziomie sakralnym.

Krystyna Morgenstern: - Dom na Kochowskiego co parę lat zmienia właścicieli. Widziałam, jak skuwają tynk, malują dom na nowo. Zrobiło się przykro, że po Dygatach nie ma już nawet tynku, choć na ścianie jest tablica, że tam mieszkali.

Cytowane wypowiedzi Kaliny Jędrusik pochodzą z książki Piotra Gacka "Kalina Jędrusik. Muzykalność na życie" (1994) oraz z jej wywiadów prasowych z lat 1977-88.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji