Artykuły

Dreszczowiec do drugiej potęgi

Teatr Polski ZASP-u w Londy­nie zapowiada na Wielkanoc no­wą premierę. Będą to "Fizycy" Durrenmatta. Jest to najlepsza sztuka tego znakomitego drama­turga szwajcarskiego. Sześć lat temu wystawiona była w Lon­dyńskim teatrze "Aldwych" przez Peter Brooka i było to chyba jed­no z najciekawszych przedstawień jakie w ciągu tych lat widzałam.

Niezależnie od ideologicznego ładunku sztuki - jest to teatr urzekający swą teatralnością. Jest to "dreszczowiec" jakby do drugiej potęgi, poza tym jest to "teatr w teatrze": każda z posta­ci gra po parę ról, wie o sobie nawzajem więcej, niż widz ma prawo wiedzieć o nich. Muszą grą usprawiedliwiać ową wiedzę, a jednocześnie trzymać widza w napięciu niepewnością, kim na­prawdę są, a kogo udają.

Trudno jest pisać o tej sztuce w przededniu premiery, aby nie zdradzić za wiele z jej sensacyj­nej treści i nie odebrać przyszłe­mu widzowi pełnej dozy napięcia, jakie go czeka.

"Fizycy" są chyba syntezą ca­łej twórczości Durrenmatta; po­przednie jego sztuki były jak gdyby przygotowaniem do nich, a następne nie powiedziały już zbyt wiele nowego. Zamyka się w tej sztuce spojrzenie autora na dzi­siejszy teatr, w którym, nie ma już miejsca ani na dramat, ani na tragedię, a tylko na komedię, okrutną, najczarniejszą z czar­nych, na cyrk psychologiczny, gdzie bohaterowie chodzą jak po linie.

"Fizycy" są komedią na temat nieuniknionego końca świata. Na ten temat nie można dziś pisać tragedii.

"Tragedia zakłada istnienie wi­ny, nieszczęścia, odpowiedzialno­ści. W powszechnej krzątaninie naszej ery, wśród owych odpad­ków białej rasy nie ma już ani winnych, ani odpowiedzialnych. Nikt za nic nie odpowiada i nikt niczego nie chciał. I doprawdy można się obejść bez każdego. Wi­na istnieje tylko jako czyn osobi­sty. Nam przystoi tylko kome­dia" - pisał Durrenmatt już w roku 1955, wyrażając pogląd, że deformacja jest najbliższą drogą dotarcia da prawdy.

Nasuwa się tu mimowolne po­równanie z Mrożkiem, który też uważa, że nic nam już dziś nie przystoi oprócz tragifarsy i że dzisiejszy świat zaludniają osob­nicy zarówno bez poczucia winy, odpowiedzialności, jak i celu. Durrenmatt nie chce przy pomocy teatru zmienić świat, chce tylko zaniepokoić widza sprawami któ­re uważa za niepokojące. Jest często jednostronny, jak każdy karykaturzysta. Jego teatr zmu­sza do zapierającej dech intelek­tualnej akrobatyki, jego teatral­ność trzyma w napięciu niezależ­nie od podkładu myślowego.

Bohaterowie "Fizyków" nie są naprawdę bohaterami, ich sytua­cja jest tragikomiczna: ich wy­nalazki zadecydują o losach ludz­kości, lecz oni sami nie mają już na to wpływu. Genialni uczeni, którzy opanowali tajemnicę kos­mosu, sami stali się igraszką w rękach kierowniczki zakładu dla umysłowo chorych. Przypadek udaremnia ich świadome działa­nie, drwi z ich moralności. Diaboliczna rzeczywistość wkracza w logiczne rozumowanie i wykazuje, że życie jest jeszcze bardziej skomplikowane i przewrotne. Od takiego koszmarnego przypadku zależy los ludzkości. Tylko przy­padek może (wedle Durrenmatta - musi) przynieść "najgorsze z możliwych rozwiązań". Jest to dramat fatalistyczny - wszystko z góry jest przesądzone, żadna ofiara nie może się na nic przy­dać.

Zarówno Peter Brook, jak re­żyser warszawskiego przedstawie­nia Ludwik Rene, poprowadzili przedstawienie jako rodzaj kosz­marnego snu, który przyśnił się przerażonemu humaniście, obser­wującemu diabelskość światowych rozrywek. Bohaterowie sztuki ma­ją zwolnione reakcje i bezsilnie szarpią się w paraliżującej ma­lignie snu i tak jak we śnie nie mogą przeciwstawić się nasuwa­jącym się wydarzeniom. Nie bar­dzo widzę jak inaczej można by ująć tę tragiczną farsę. Były po­dobno jednak i inne inscenizacje, w której przebijała jakaś iskier­ka nadziei, nasuwająca bardziej optymistyczne skojarzenia, że oprócz bomby atomowej, wiszącej nad ludzkością, jest także bomba kobaltowa, która zabija raka.

W jednym z wywiadów sam Durrenmatt powiedzieć miał kie­dyś, że sztukę tą należało by rów­nież rozszyfrować według warsz­tatu Czechowa, czyli że należało by wypełnić tekst autorski tego rodzaju podtekstami, jakby była to sztuka psychologiczna, żadne z widzianych przeze mnie przed­stawień "Fizyków" nie poszło po tej linii.

Ciekawe jaką propozycję przed­stawi nam na premierze w "Ogni­sku Polskim" dr Kielanowski. Bez wątpienia czeka nas fascynu­jący teatr i pełna napięcia roz­rywka, a że trzeba przy niej tro­chę pomyśleć i nie zawsze o we­sołych sprawach - tego się prze­cież nie boimy!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji