Artykuły

"Wyzwolenie" Wyspiańskiego na emigracji

W pięćdziesięciolecie zgonu Stani­sława Wyspiańskiego (1869-1907) Teatr ZASP na emigracji wystawił napisane przez niego w r. 1902 "Wy­zwolenie", skromnie określone słowa­mi: "Dramat w 3 aktach". Insceniza­cji podjął się, nie pierwszy raz w swym życiu, dr L. Kielanowski, który wysta­wiał już ten utwór w r. 1938 na scenie teatru Wileńskiego, Jego obecnemu ujęciu oraz perspektywie czasu i naszej sytuacji można przypisać wrażenie, że. ta sztuka, uważana za jedną z niezwy­kle zawiłych, niejasnych i trudnych, wypadła w interpretacji polskich ak­torów, pozostających na obczyźnie, nie tylko podniośle, pięknie, lecz i zrozu­miale.

Na temat Wyspiańskiego i jego twórczości dramatycznej, a zwłaszcza "Wyzwolenia" napisano już tyle, że nie chcąc pomnażać tych potoków wypo­wiedzi osobistych o jedno więcej, wy­pada zatrzymać się chwilę jedynie nad sprawą zasadniczą. Dlaczego jest to utwór pod każdym względem jak naj­bardziej aktualny, nam wszystkim bli­ski, a przy tym zarówno pod względem swej formy artystycznej, jak i zawar­tej w niej filozofii, proroczy, prekursowski, wyprzedzający czas.

Zacznijmy od formy. Wyspiański wyprzedził tu szczególnie, - choć nie tylko tu, - wielki szmat teatru euro­pejskiego naszych czasów, a więc i "pirandelizm", wiążąc teatr z życiem i życie z teatrem, i wszelkich Jewrejnowych a rebours, dążąc nie do teatralizacji życia, lecz do kształtowania teatru przez życie, do odteatralizowania i życia i samego teatru. Czyni to przez kształtowanie życia przez sztukę, formowania życia, ale bynaj­mniej nie w celach widowiskowych, lecz tylko dla stwarzania życia wyż­szego rzędu, jeszcze bardziej inten­sywnego i kształtnego. Wiele jeszcze bywa z blagi teatralnej w naszym ży­ciu, o tym mówi pierwszy akt sztuki jak najwymowniej.

"Wyzwolenie", jako sztuka o wyzwo­leniu od tej blagi, jest jednocześnie szukaniem drogi do tego wyzwole­nia. Wyspiański widzi ją zgodnie z już poromantyczną filozofią polską, wyty­czaną przez tzw. mesjanizm, który ob­darty ze swych złudzeń historiozoficz­nych, zawierał zdrowe jądro filozofii czynu, walki z hamletyzowaniem lub marzycielstwem. Związany on jest jak na potrzeby życia codzienne­go ze zbyt górnolotnym, ale przez, to nie mniej realnym, sformułowanym przez Cieszkowskiego w jego "Ojcze Nasz" - hasłem bu­dowania Królestwa Bożego na ziemi. Wyspiański kładł szczególny nacisk na tę "ziemię" i stąd jego realistyczne ujęcie roli naczelnej państwa, rządu i nawet partii. W tej swojej ideologii realnego czynu wydaje się on być dziw­nie bliski Piłsudskiemu. Trzeci akt sztuki kończy się tragiczną ofiarą głosiciela czynu.

Wiele jest powodów dla których nie można było dotychczas wystawić "Wyzwolenia" w powojennej Polsce i obecne zapowiedzi wystawienia tej sztuki. W tamtych warunkach i tamtej perspektywie, mogą w swym wyniku dać niejeden efekt, jakby odbity w krzywym zwierciadle. Przecież aluzji Wyspiańskiego do "państwa", nie moż­na oczywiście rozumieć jako odnoszą­cych się do państwa komunistycznego, do "rządu", jako do rządu Cyrankie­wicza, a do partii, jako tej właśnie, która sprzeniewierza się słowom poe­ty: "Płonąca jest ta żywiołowa siła, którą posiada Dusza Wolna".

Ukazanie tej właśnie sztuki, właśnie dziś i właśnie tutaj, na wolności, bez zbędnego jej modernizowania, _ czy przebierania w nowe szatki sceniczne, jakby jej własne oryginalne nie były aż nadto świeże, należy pod względem swej wagi ogólnej i artystycznej, - tutaj szczególnie blisko ze sobą zwią­zanych - do największych zasług tea­tru emigracyjnego i największych jego osiągnięć. Jeśli się weźmie pod uwa­gę jakże rzadkie są stosunkowo okazje aktorów do grania rzeczy poważnych, reżyserów do operowania większymi zespołami na prawdziwej scenie tea­tralnej, dekoratorów do możności peł­nego wypowiedzenia się środkami ar­tystycznymi, itd., jeśli nadto uwzglę­dnić, że próbować trzeba w lokalach klubowych, czy prywatnych, a nie ma warunków nawet na odbycie jednej całej próby na scenie, (nie mówiąc już o właściwej próbie generalnej), to tru­dno nadziwić się wynikom pozytyw­nym tak odważnej i karkołomnej insce­nizacji.

W dekoracje, kostiumy i maski Ka­liny Żeleńskiej wspartej przez Stani­sława Mikułę, który wykonał dwa wi­traże wawelskie i F. Stawińskiego, operującego światłami, reżyser wpro­wadził protagonistów i zespoły, wydo­bywając z całej mozaiki fragmentów całość o kunsztownej, mocnej i przej­rzystej konstrukcji. Na czoło wysunęli się dwaj wykonawcy: Zbigniew Szczerba-Blichiewicz, który przybył specjal­nie w tym celu z Monachium, aby kre­ować rolę Konrada, oraz Irena Kora-Brzezińska, jako Muza. Buchiewicz dał na miarę ludzką pojętego Konrada, wykazując przy tym wielką skalę swe­go talentu i możliwości, których za rzadko ma sposobność przykładać do wielkich zadań. Świetnie zarysowana na wstępie postać Muzy obniżyła nieco swój lot w partiach następnych, znów podrywając się aktorsko pod koniec widowiska. Z mnóstwa epizodycznych ról przeważnie męskich wyłoniły się jeszcze trzy postacie kobiece: Wróżki z wielkim rozmachem scenicznym, wy­obrażonej przez Jadwigę Domańską, Hestii, bogini cnót domowych i oby­watelskich, uosobionej z klasycznym umiarem, ciepłem i czystością przez Romanę Pawłowską, i z rozlewną śpiewnością ujętej Harfiarki przez K. Dygatównę.

O długim szeregu dalszych postaci rzec można tylko zbiorowo, iż wszyst­kie dały co tylko mogły najlepszego z siebie i dla upamiętnienia ich udziału i zasługi wypada wymienić je wszyst­kie, z "reżyserem" - Wojciechem Wojteckim na czele, a więc: S. Zięciakiewicza (Karmazyn), W. Mireckiego (Hołysz), S. Kostrzewskiego (Prezes), S. Wujastyka (Przodownik), J. Rymszę-Szymańskiego (Kaznodzieja), S. Belskiego (Prymas), E. Chudzyńskiego (Mówca), M. Kiersnowskiego (Syn), J. Brzozowskiego (Starzec), Z. Rewkowskiego (Geniusz) F. Karpo­wicza (Ojciec) i R. Ratschkę (Rekwizytor), z których większość wraz z W. Sikorskim, F. Stawińskim, B. Do­lińskim i W. Prus-Olszowskim wystąpiła również bądź jako Robotni­cy, bądź jako Maski.

Na premierze z powodu niedociąg­nięcia technicznego S. Felsztyński który miał odtwarzać Starego Aktora, nie wyszedł na scenę. Drugie przed­stawienie odbyło się już zupełnie spra­wnie. Przemówienie przed kurtyną o pierwszym przedstawieniu "Wyzwole­nia", w którym sam brał udział jako jedna z masek, wygłosił dr Zygmunt Nowakowski.

Omówienie inscenizacji nie byłoby pełne, gdyby nie podkreślić niezwykle trafnej ilustracji muzycznej układu kompozytora Antoniego Żulińskiego, według partytury którego dokonano nagrań na fortepian, organy, w wyko­naniu Z. Couphland, perkusje i kon­trabas. Istrumentację i pewne uzupeł­nienia ułożył Ryszard Frank, a partie fortepianowe wykonał Jerzy Kropiwnicki, w którego rękach spoczywało całe kierownictwo muzyczne przedsta­wienia.

Do organizacji widowiska przyczy­nili się jeszcze pp. B. Doliński, A. Kahane, Z. Sikorska i S. Wojewódzka oraz W. Sikorski, który z ramienia ZASP kierował stroną organizacyjną całości.

Widowisko to pod każdym względem zasługuje nie tylko na pełne uznanie, ale również i na większy odzew ze strony widzów, którzy nie wykazali dostatecznego zainteresowania. Dziś wątpić należy, czy da się jeszcze kie­dykolwiek powtórzyć tę sztukę dla tych, którzy nie pokwapili się ją we właściwym czasie zobaczyć. Jako pa­miątką, po tej inscenizacji pozostanie program z artykułami L. Kielanowskiego "Idę by walić młotem..." (Dru­kowany uprzednio w "Orle Białym"). Z. Nowakowskiego "Pokarm i napój niepamięci" i J. Bujnowskiego "Tra­giczny Don Kichot".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji