Artykuły

Przed prapremierą "Świecy na wietrze"

Wszelka praca twórcza wyma­ga koncentracji i wielkiego na­gięcia. Każdy więc postronny czy­telnik jest wtrętem niepożąda­nym. Pisząc sama wiem to naj­lepiej. Nie tylko nie mogę dzielić się w czasie roboty tym co robię, ale przeszkadza mi nawet obec­ność najbliższych mi ludzi. Tak samo jest i z teatrem. Rzadko kiedy reżyser pozwala na obec­ność na próbach osobom nie związanym ściśle z daną sztuką. Ta­kim jest i Leopold Kielanowski, reżyser sztuki Sołżenicyna "Świe­ca na wietrze".

Tym niemniej byłam na jednej z prób, zostałam do niej dopuszczona. Wyjątkowość tego wyda­rzenia, już więcej niż teatralnego, jakim jest ta prapremiera w na­szym teatrze ZASP usprawiedli­wiła to odejście od zasad. Wyni­kło to nie tylko z mego wielkiego zainteresowania, ale z potrzeby dra Kielanowskiego. Zapraszając mnie na tę próbę wyjaśnił, że choć nie umie w zasadzie praco­wać owocnie w obecności świad­ków, czasem jednak, w końcowym etapie pracy odczuwa potrzebę obecności kogoś "czującego teatr", kto byłby jakby przedstawicielem widowni.

Siedząc na próbie obserwowa­łam ją z zapartym oddechem. Nie tylko nie nużyła mnie ta teatral­na robota, powtarzanie wielu scen i poszczególnych dialogów ale było to fascynujące jak po każdej repetycji dany fragment nabierał wypukłości i wyrazu. Jak bliskie było porozumienie po­między reżyserem a aktorami. Nie czas jeszcze, aby oceniać wy­niki tej pracy czy wyciągać wnio­ski jak w obecnie opracowywa­nym przedstawieniu udało się przekazać sztukę Sołżenicyna i jej "message". Od tego są recen­zje z gotowego przedstawienia. Teraz chcę podzielić się tylko wrażeniami z próby i uwagami Leopolda Kielanowskiego w roz­mowie ze mną.

Zadziwiło mnie jak wiele z atmosfery sztuki, którą czytałam, próba już oddała. Jeszcze bez de­koracji i rekwizytów, na scenie zaśmieconej resztkami z poprzed­nich przedstawień, drabinami, kawałkami drzewa oraz wszelki­mi innymi rupieciami - rozgry­wa się akcja. Po chwili zapomina się, że nie ma ona właściwego tła i już się jest wyraźnie w kuchni mieszkania jednego z bo­haterów czy w laboratorium in­stytutu doświadczalnego. Okazu­je się, że wszelkie realne rekwizy­ty to umowność - ważne jest słowo i ono ma swoją własną magię. Nie znaczy to jednak, że oprawa sceniczna nie jest ważna. Nie istniała ona jeszcze na pró­bie, którą widziałam, ale z tego, co o niej wiem, można oczekiwać, że będzie ona szczególnie intere­sująca.

Na zaproszenie Leopolda Kielanowskiego współpracuje w in­scenizacji rzeźbiarz Jerzy Stocki. Sam objaśnia mi swoją wizję sztuki. Wydaje mi się, że odczy­tał ją poprawnie. W "Świecy na wietrze" widzi obawę człowieka przed zagubieniem duszy i niebezpieczeństwo tkwiące w rozwoju naszej materialnej cywilizacji. W swej scenografii chce oddać atmosferę zawartej w sztuce treści, jak gdyby drugą jej rzeczywistość, echo uczuć i myśli. Formę tę nazywa " assemblażem", który polega na skojarzeniach elementów obcych sobie, a nabie­rających znaczenia dopiero przez zestawienie. Więcej na temat tego interesującego ujęcia scenografii powiedzieć będę mogła dopiero po zobaczeniu jej na premierze. Je­rzy Stocki współpracuje dla oma­wianego przedstawienia z dobrze nam znanym scenografem Janem Smosarskim. Z Leopoldem Kielanowskim rozmawiam o sztuce. Wiem, że jest to jeden z dwóch utworów scenicznych Sołżenicyna i jedyny, którego akcja nie rozgrywa się ani w "łagrze", ani nawet w Rosji. - Tak - mówi Kielanowski - Sołżenicyn wyraźnie zaznacza, że akcja "Świecy na wietrze" może dziać się w nieokreślonym kraju i w nieokreślonym czasie. Ale rosyjskość utworu wypływa wciąż na wierzch jak woda podskórna. I tutaj spotkałem się z najwięk­szą trudnością. Trzeba było wy­ważyć proporcje wskazówek auto­ra i pełnego aluzji do dzisiejszej rzeczywistości sowieckiej tekstu.

Jest on nawet w sztuce mate­matykiem, tak jak i Sołżenicyn.

Przypominam sobie, że pier­wotnym tytułem sztuki był cytat z Ewangelii: "Bacz, aby światło, które jest w tobie, nie stało się ciemnością".

- Czy tak? - pytam.

- Tak - odpowiada Kielanowski. - I myślę, że właśnie ten cy­tat najpełniej oddaje głęboki sens sztuki Sołżenicyna, nie ogra­niczony do walki z komunizmem lub takim czy innym systemem politycznym. Jest to moralitet mówiąc o obronie człowieka i je­go duszy przed materializmem dzisiejszego świata, przed konsumpcyjnym nastawieniem, które nie może przynieść szczęścia. Sztuka ta jest bardzo istotna ja­ko jasny wykład filozofii Sołże­nicyna. Jego zdaniem tylko war­tości ducha i postawienie ich na pierwszym planie mogą zbawić ludzkość, która stoi nad brzegiem przepaści.

Na zakończenie podzielę się je­szcze z czytelnikami wiadomością, że rolę bohatera sztuki, który jest jakby "alter ego" autora, gra aktor teatrów polskich Marian Gamski. Ma on w swym dorobku szereg czołowych ról z klasycz­nego współczesnego repertuaru (Gustawa-Konrada w "Dzia­dach", Mazepę, Cyrana i wiele innych). Od kilku lat osiadł wraz z żoną, też aktorką, w Londynie i wydaje mi się, że jest to wartościowe osiągnięcie Kielanowskiego, że "zdobył" go dla zespo­łu Teatru ZASP-u. Już na próbie, bez charakteryzacji, bez rekwizy­tów, wydał mi się podobny do Sołżenicyna i emanowała z niego atmosfera, jaką wyczuwamy w tym wielkim pisarzu i człowieku. Reszta zespołu też przyniesie pewne niespodzianki. Na przy­kład główną kobiecą rolę gra uta­lentowana adeptka Warsztatu Teatralnego ZASP-u, Viola Hola. Kilka innych ról też powierzył reżyser naszej najmłodszej gene­racji teatralnej. Reszta - to do­brze nam znani i lubiani aktorzy. Nie pozostało mi nic innego, jak zakończyć moją rozmowę z Leopoldem Kielanowskim słowa­mi zawartymi w liście Sołżenicyna skierowanymi do niego już w czasie pracy nad wystawieniem "Świecy na wietrze": "Panu i pańskiej trupie życzę powodzenia w waszej robocie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji