Artykuły

"Król umiera" nie umrze

To przedstawienie trzeba po prostu zobaczyć, przeżyć i wyciągnąć własne, osobiste wnioski - o spektaklu "Król umiera" w reż. Françoisa Lazaro w Teatrze Lalek Banialuka w Bielsku-Białej pisze Julia Sacher z Nowej Siły Krytycznej.

Jeszcze przed wakacjami na afisz Teatru Lalek Banialuka wszedł spektakl "Król umiera" w reż. Françoisa Lazaro, ze scenografią Joanny Braun i muzyką Krzysztofa Maciejowskiego. Całość na podstawie dramatu Eugne'a Ionesco. Jaki efekt dało takie połączenie sił?

Spektakl w niebanalny i dobitny sposób ukazuje elementarny problem przemijania, upadku człowieka i traktowania śmierci jako czegoś odległego i w obecnej chwili nas niedotyczącego. Widzimy reakcję człowieka, który dowiaduje się, że niedługo skończy się jego ziemskie życie. Począwszy od niedowierzania, przez bunt, aż do smutku i rozpaczy. Ponurość skromność i ciasnota małej sceny Banialuki tworzą klimat mroczny, a miejscami nawet groźny. Idealnie współgra to z tematyką sztuki. Widz może mieć wrażenie metafizycznego świata i uwięzienia w ciemnym pudełku, z którego nie ma wyjścia. Na scenie malują się obrazy iście z koszmarów, tylko trochę absurdalnych. No bo komu śni się wielka kukła - potwór, która stopniowo się rozpada? Bez zbytniej przesady i wyolbrzymiania można stwierdzić, że scenografia Joanny Braun jest wprost genialna. Lalki są bardzo proste i subtelne, a zarazem niesamowicie odzwierciedlają aktorów. Uderza ich precyzja i dopracowanie w każdym szczególe. Same dla siebie stanowią prawdziwe dzieło sztuki. Za grę aktorską należy szczególnie pochwalić Radosława Sadowskiego, który wcielił się w postać królewskiej pokojówki Julii. Zdziwieni? Ja również byłam zaskoczona, gdy dopiero podczas braw zorientowałam się, że to nie była kobieta. Aktor przez całe przedstawienie niesamowicie zmieniał głos, a jego drobna figura i wspaniale wyćwiczone ruchy, nie dały nawet najmniejszych podejrzeń, iż damską rolę gra mężczyzna. Muzyka Krzysztofa Maciejowskiego w połączeniu z efektami dźwiękowymi wywołuje poczucie strachu i lęku. Grzmoty i inne zabiegi sceniczne nie pozwalają oglądać spektaklu apatycznie i bez większego zainteresowania.

To, co dzieje się na scenie szokuje, zadziwia i zmusza do myślenia. Tu każdy szczegół, każdy atrybut ma swoje znaczenie. Nie zawsze jego przesłanie jest czytelne. Pozwala to na wiele interpretacji. My, Polacy, dziesiątki lat ciemiężeni przez totalitarną władzę, w postaci króla możemy zobaczyć bezlitosnego dyktatora. W jego kroczeniu ku śmierci - stopniowy upadek systemu. Widzimy, że przez chorobę władcy, chory jest cały kraj.

Szczegółowo przemyślana, dopracowana w każdym calu, reżyserska koncepcja François Lazaro jest bardzo spójna i zwięzła. Główna rolę grają jego awangardowe i niebanalne pomysły. Wielki potwór król, jego alter ego, wyłanianie się postaci spod płachty materiału leżącej na scenie, połączenie lalek i aktorów - wszystko to jest niespotykane. Ukazuje to geniusz twórcy i nienaśladowanie tego, co było, a formowanie czegoś zupełnie nowego.

Reżyser na konferencji prasowej, na kilka dni przed premierą, powiedział, że według niego spektakl ma poruszać sumienia. "Król umiera" to potwierdza. Zmusza do przemyśleń i chwili zastanowienia. Każdy element widowiska zasługuje na brawa. Dynamiczna akcja, genialna scenografia, przeszywająca muzyka i rewelacyjny pomysł reżyserski, tworzą metafizyczny klimat, którego nie oddadzą żadne słowa. To przedstawienie trzeba po prostu zobaczyć, przeżyć i wyciągnąć własne, osobiste wnioski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji