"Ptak" w Teatrze Aktora
Za poszybowanie z "Ptakiem" Jerzego Szaniawskiego na wyżyny czystego teatru należą się słowa uznania Wojciechowi Wojteckiemu, jako kierownikowi Teatru Aktora. Nie jest to zresztą jego pierwszy lot. Pierwszy był "na pustyni", na jej krawędzi pod Aleksandrią, gdzie obozem stała Brygada Karpacka. Drugi raz miał miejsce w londyńskim "Ognisku", który stał się oazą na "pustyni" polskiego teatru emigracyjnego.
"Ptak" Szaniawskiego to - jak się też zdarza w heraldyce - stwór wielogłowy, zdolny każdemu pokazać swe inne oblicze. Jedni widzą w nim szczyt wielopłaszczyznowej subtelności poetyckiej, inni wręcz poetycką mistyfikację. "Złoty środek" wskazuje główny bohater tego oderwanego od czasu i miejsca symbolicznego obrazka scenicznego, malującego prowincjonalny zaścianek z jego przyziemnym konserwatyzmem i egzaltowanymi tęsknotami. Student wypuszcza swego Ptaka, nie aby sprowadzić światoburcze "pożary", ani głosić "tajemnicze hasła", ale po prostu, aby pokazać "kochanego, złocistego ptaka" i żeby "było ładnie i wesoło". Wówczas, przywołując do porządku entuzjastów sztuki Szaniawskiego, "Ptak" pokazuje im jeszcze inne swoje oblicze, aby w jego twórczości widzieli przede wszystkim to, czym jest, więc po prostu - teatrem.
Jak zadanie pokazania piękna bez egzaltacji jest trudne, tak trudna jest też ta sztuka do wygrania, zwłaszcza, że autor wyrzekł się wszelkiego pięknosłowia i poprzestał na daniu aktorom - językiem jak najpotoczniejszym - samej tylko kanwy, samego szkieletu wątku do wygrania. I nie mogąc wchodzić w szczegóły, trzeba przyznać, że każdy z wykonawców, na ile starczyło mu sił i zdolności, starał się zrobić swoje i z dążeń tych powstało starannie wystawione, interesujące widowisko, w naszym dotychczasowym repertuarze zupełnie niezwykłe. Zupełnie swoiste i dlatego nie dobieralibyśmy mu - zawsze zawodnej - paranteli z obcego repertuaru.
Urok tego widowiska w jego obecnym ujęciu jest wynikiem trudu włożonego w reżyserię zespołu. ("Przepióreczka",, "Fircyk w zalotach", "Dziękuję za służbę", "Dyndała"). W. Wojtecki wziął na siebie też ważną rolę Studenta, w której wykazał cały swój kunszt aktorski. Obok niego palmę pierwszeństwa dzierży A. Bożyński, który jako Burmistrz z punktu wyrywał widzom oklaski przy otwartej scenie, bez stosowania jakiejkolwiek demagogii gierkami. Towarzyszyły mu figurki lekko groteskowych rajców małego miasteczka (reprezentowali ich Doktór - S. Kostrzewski, Przemysłowiec - M. Malicz i Kamienicznik - T. Faliszewski, wszyscy zabawnie ucharakteryzowani). Zwartą postać zahukanego, a przecież wybuchowego Pisarczyka dał R. Kiersnowski. Epizodyczne role Wynalazcy, Woźnego i Trębacza przypadły Z. Rewkowskiemu, W. Prus-Olszowskiemu i J. Bzowskiemu, którzy dali im swe naturalne sylwety sceniczne. Krąg zespołu zamykają dwie postacie kobiece. W roli Marysi zadebiutowała na scenie polskiej Krystyna Sulimirska, występująca już jako tancerka w rewiach londyńskich, która ujmowała swą prostotą, poprawnie mówiąc swe kwestie, choć nie bez lekkiego przydechu właściwego angielszczyźnie. W odtworzeniu dużo większej roli Burmistrzanki p. Krystyna Dygat włożyła oprócz swej urody wiele pracy aktorskiej, niemniej postać prowincjonalnej entuzjastki wypadła za mało prześwietlona poezją.
"Sala na ratuszu" i "Mansarda studenta" należeć będą do bardziej udanych dekoracji p. J. Smosarskiego. Obronną ręką rozwiązał zadanie pomieszczenia się na małej scenie, które było wręcz przeciwne temu, przed jakim stanął jego poprzednik na improwizowanej scenie Teatru Żołnierskiego w Dekheli. Wówczas przed 13 laty, 23 marca 1941 roku, na rozległej estradzie hali kina brygadowego bez kurtyny T. Sawicki rozwiązał swe trudności jednoczesnym tryptykiem scenicznym, łączącym salę obrad, fragment ulicy i pokój studenta. Grany wówczas przez szeregowych z cenzusem "Ptak" był wyrazem zwycięstwa ideału. Gdy dziś wraca na scenę widać w nim grę blasków teatralnego mirażu.