Artykuły

"Ptak"

Twórczość dramatyczna Jerzego Sza­niawskiego (ur. 1887) do tej pory nie została należycie oceniona, aczkolwiek krytyka zachowuje wobec niej coś w rodzaju zabobonnego szacunku. Sztuki Szaniawskiego zdobyły sobie nato­miast wstępnym bojem publiczność teatralną i aktorów. Dobry aktor czu­je się w Szaniawskim jak w żywiole.

Sztuki Szaniawskiego wybijają się wśród dzieł dramatycznych dwudzie­stolecia niepodległości i czasów póź­niejszych swoją scenicznością, teatral­nością. (Po ostatniej wojnie Szaniaw­ski napisał "Dwa teatry", które wy­stawiono w Warszawie.) Nie są to mi­mo swej popularności, utwory błahe. "Most" jest skończonym arcydziełem dramatu. Rzeczy Szaniawskiego są wyzwolone z wszelkiej literatury i zdo­bnictwa. To, co się w nich mówi jest już czystą, pierwiastkową materią dra­matyczną. A jednak promieniuje z nich poświata doskonałości, podobna do tej, jaka otacza posągi klasyczne. Dialogi zbudowane są surowo, lecz bieżą najprościej ku nieodwołanym wydarzeniom.

A jednak dramaty Jerzego Szaniaw­skiego, mimo ascetycznych środków wyrazu, są na wskroś poetyckie i uskrzydlone fantazją. Bardzo trafnie zauważył Marian Szyjkowski: "Sza­niawski przeciwstawił rzeczywistości ujętej groteskowo poetyckie marzenie" ("Dramat w Polsce", Dzieje literatury pol. P.A.U.). Takim dramatem-fantazją, dramatem-baśnią jest przede wszy­stkim "Ptak", zbudowany z materii pozornie zwiewnej i błahej jak pióro kolibra, ale przez poetyckie symbole otwierający dalekie horyzonty ludz­kich problemów. Jest to wzór dzieła sztuki: dostarcza wzruszenia estetycz­nego, które gdzieś w głębi duszy zszczepia się korzeniami z innymi jej nur­tami.

"Ptaka" grać wolno tylko rasowym aktorom. Pióra jego wziął w swoje ręce Wojciech Wojtecki - ptak sceny emigracyjnej. Przypomniał swą daw­ną kreację z Polski, bez skazy, nie ra­niąc wcale skrzydeł o klatkę ciasnej scenki. Jego gra była od pierwszego do ostatniego słowa porywająca.

Doskonałą partnerkę znalazł Wojtecki w Krystynie Dygatównie, która rozkwitła w blasku wielkiej sztuki jak pąsowa róża.

Bardzo niebezpieczne były pod klo­szem miniaturowej scenki, a więc pra­wie jak pod mikroskopem, role ojców miasta. A jednak Adolf Bożyński, Ta­deusz Faliszewski, Stefan Kostrzewski i Mieczysław Malicz pokonali wszy­stkie trudności i postawili role znako­micie. Najlepiej z tej czwórki wypadł Kostrzewski - konsyliarz, o jakim marzył zapewne Szaniawski. Bożyński włożył w rolę ogromny wysiłek, lecz niewątpliwie zbyt gorąco i zamaszy­ście pracował, wychodząc poza ramy sylwetki burmistrza. Dużą i miłą nie­spodziankę sprawił Faliszewski, wy­borny w mimice.

W. Prus-Olszowski, Z. Rewkowski i J. Bzowski w incydentalnych rolach do­brzy. R. Kiersnowski nie jest aktorem dramatycznym, mimo iż w grę wkłada wiele zapału.

Krystyna Sulimirska była, zgodnie z intecją scenariusza, promykiem uśmie­chu, dzięki dwu diamentom: młodości i urodzie. Niestety, artykulacja angiel­ska nie da się pogodzić z melodią pol­szczyzny.

Jan Smosarski zrobił pokój studenc­ki po mistrzowsku, ale pomięta cynfolia nawet w bardzo prowincjonalnym ratuszu nie może zastąpić okien.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji