Artykuły

Czytam i uwalniam się

- Proszę sobie wyobrazić, co byłoby gdyby Marlon Brando musiał pracować w Teatrze Telewizji, radio, kabarecie i jeszcze wieczorem jechać na występ do Grudziądza. On nie byłby takim wielkim artystą, jakim był, ponieważ my aktorzy się zwyczajnie zużywamy - mówi ANDRZEJ SEWERYN.

To było wydarzenie - wczoraj [12 stycznia] elbląska publiczność miała okazję zobaczyć na scenie Andrzeja Seweryna.

To jeden z najznakomitszych aktorów w dziejach polskiego, ale także europejskiego teatru. Po licznych sukcesach w kraju, od lat związany jest z najważniejszą i najstarszą sceną we Francji - Komedią Francuską. Pracował także z jednym z wielkich mistrzów sztuki teatru - Peterem Brookiem.

W Elblągu Andrzej Seweryn czytał fragmenty "Dziennika" Witolda Gombrowicza. Jak wspominał w jednym z wywiadów, na zmierzenie się z tym tekstem zdecydował się w Paryżu, po kolacji z wdową po pisarzu, Ritą Gombrowicz. Później, co tydzień, w ramach sobót literackich w Comedie Francaise, organizował lektury "Dziennika", o których mówi: "oczywiście, nie ze wszystkim, co w nich jest, się zgadzam, ale dzięki Bogu, że ktoś taki, jak Gombrowicz, istniał".

Po półtoragodzinnym monodramie aktor odpowiadał na pytania publiczności. Oto zapis wybranych fragmentów tego spotkania:

* * *

[Jak powstał monodram na podstawie "Dzienników"?]

Przed drugim Festiwalem Gombrowiczowskim w Radomiu Waldemar Śmigasiewicz zaproponował mi, abym zagrał rolę Witolda w "Pornografii". Byłem wówczas bardzo zajęty, ale on powiedział: nie ma problemu, zrobisz to w dwa dni. Pomyślałem sobie, że naprawdę nie byłoby to moralne i że pan Witold byłby niezadowolony, bo przecież patrzy na nas i się śmieje cały czas. Byłem jednak w kontakcie m.in. z panią Ritą Gombrowicz i chciałem w tym festiwalu wziąć udział. Kiedy zapytałem, co działo się w czasie pierwszej edycji, okazało się że Emanuelle Riva (aktorka) czytała fragmenty "Dzienników" po francusku i pomyślałem, dlaczego nie przeczytać ich po polsku. To zabawne i aż dziw bierze, że dotąd nie czytano "Dzienników", dopiero później Mikołaj Grabowski zrobił w Krakowie jakieś przedstawienie. Kolejne realizacje pojawiły się niedawno, w związku z ogłoszonym przez Sejm Rokiem Gombrowiczowskim... Zdecydowaliśmy więc, że w Radomiu przeczytam fragmenty "Dzienników" (...) - i to było dosłownie: odczytywanie. To nie były te same teksty (które czytałem w Elblągu - J.T.). Później zaproponowałem lekturę "Dzienników" w czasie sobotnich popołudni literackich w Comedie Francaise. (...) Kiedy zacząłem próby, w pewnym momencie pomyślałem sobie: a może ja bym wstał - i wstałem, i zacząłem czytać stojąc... Krótko mówiąc, spędziłem trzy dni na reżyserowaniu tego. To jednak też nie miało nic wspólnego z tym, co dziś Państwo widzieliście. Ucieszyłem się jednak, kiedy przed trzecim przedstawieniem ludzie odchodzili od kasy, bo zabrakło biletów - a to w Paryżu coś bardzo dobrego... Potem jakoś tak się ułożyło, że dalej czytałem - i grałem francuską i polską wersję "Dzienników", gdzie się dało, także w Stanach Zjednoczonych.

Grałem - bo to już nie jest lektura, są pewne fragmenty, które rzeczywiście muszę czytać, odczytywać, ale są fragmenty, kiedy uwalniam się od tego tekstu i jest to dla mnie bardzo ciekawe aktorskie doświadczenie. Bardzo pięknie mówił o tym Jerzy Antczak (reżyser - J.T.): "Wiesz, jest coś takiego w tej lekturze, że wydaje się, że jakbyś nauczył się tych tekstów na pamięć i bez kartek grał, to byłoby bez sensu. Może to przesada, ale myślę, że rzeczywiście coś by się przez to utraciło, to takie "wchodzenie" i "wychodzenie" poza tekst, rolę. Nie wiem, kiedy czytam "Dzienniki", coś się dzieje takiego, nad czym ja zresztą nie panuję, co jednak bardzo intensywnie przeżywam.

* * *

[Pobyt w Francji i przyjazdy do Polski]

Potrzeba przyjazdów zawsze we mnie była, ale teraz, w związku z upływającym czasem, stała się moją wewnętrzną, głęboką, naglącą potrzebą, tym bardziej, że zorientowałem się, poinformowano mnie, udowodniono mi, że jest tu dla mnie miejsce. I to jest... straszne, bo ja teraz każdego ranka wstaję i przeżywam: tu, w Paryżu, czy tam? Wykonuję w związku z tym cztery razy więcej telefonów, niż moi francuscy koledzy. To może jest piękne, na pewno ciekawe, ale w każdym razie bardzo, bardzo męczące.

* * *

[O swoim aktorstwie]

To może będzie pewnego rodzaju bezczelność, ale ja sobie uświadomiłem, że czuję się totalnie nowoczesnym artystą. Totalnie. W tym, co wielu wydaje się nowoczesne, awangardowe, często dostrzegam skorupę. To jest taki konserwatyzm, pseudonowoczesność, to jest okropne, okropne. Jeśli nowoczesnością ma być np. to, że ja się tu rozbiorę do naga, to naprawdę jest to okropne.

* * *

[Ja]

Ja jestem takim wiecznie młodym harcerzem, jestem z kręgu walterowskiego Jacka Kuronia, tam zostałem wychowany; w dziedzinie polityki jestem centrystą.

* * *

[Korzenie]

Zawsze twierdziłem, że dzięki Polsce rozumiem Francję i że dzięki wykształceniu w szkole teatralnej mogę tam nauczać; zawsze twierdziłem również, że dzięki pracy nad wierszem romantycznym Mickiewicza, Słowackiego, potrafiłem grać wierszem Claudela.

* * *

[Mistrzowie]

Było ich kilku. Moi rodzice się rozwiedli (...) i brakowało mi ojca - i w gruncie rzeczy w tym zawodzie zawsze szukałem ojca. Dlatego Wajda był moim ojcem, bratem, przyjacielem, mistrzem, Peter Brook był dla mnie ojcem... Hmmm, nigdy tego tak nie sformułowałem, po raz pierwszy mówię o tym w ten sposób: że po śmierci Jana Świderskiego, Janusza Warmińskiego, Tadeusza Łomnickiego, Aleksandra Bardiniego, Oli Śląskiej, Haliny Mikołajskiej przestałem mieć na świecie ludzi, do których mogłem pójść i zapytać: jak było? jaki ma sens (to, co zrobiłem na scenie - J.T.)? Mogliśmy się nie zgadzać, ale to były autorytety, które mnie tworzyły i po ich śmierci zrozumiałem, że teraz muszę sam wziąć wszystko na swoje plecy, a dziś, po raz pierwszy, zdałem sobie sprawę, że stałem się moim ojcem.

* * *

[Zawód]

Kiedyś, w czasie zdjęć do filmu "Kung - fu " w reżyserii Janusza Kijowskiego, Piotr Fronczewski, cytując jakieś przysłowie chińskie powiedział: "Jak myślisz, że wiesz, to wiedz, że jesteś źle poinformowany". Uczniom ciągle o tym mówię, ale to zdanie chciałbym często przypominać moim kolegom w zawodzie, którzy np. mówią, że wiedzą, jak się gra Szekspira, Fredrę - mówią, że wiedzą, a tymczasem to przysłowie mówi: jak twierdzisz, że wiesz, to idź się poucz, bo wielcy mędrcy mówili "Wiem, że nic nie wiem".

* * *

[Seriale]

Bardzo pozytywnie, choć inna sprawa, że nie znam dokładnie ich sytuacji ekonomicznej, a wiem, że to w dużym stopniu warunkuje ich pracę. Nigdy nie oceniałem seriali telewizyjnych z punktu widzenia artystycznego, bo jak mi się wydaje - i to nie jest krytyka - seriale spełniają pewną rolę społeczną, ale nie wiem, jaką rolę artystyczną. Myślę natomiast, że gra w serialach może być dla niektórych dobrych aktorów niebezpieczna, nie ze względu na popularność, czy na to, że będą mieli zbyt znaną twarz, ale dlatego, że przez wiele tygodni lub lat nie będą używali swoich narzędzi aktorskich.

W serialach np. nie mówi się głośno, nie porusza się, nie wykonuje pewnych sztucznych gestów, które jednak w teatrze są bardzo naturalne. Oni po prostu uprawiają inny zawód. Powiem jeszcze inaczej. Nigdy nie należałem do PZPR, ale dlatego, że nikt mi tego nie zaproponował. Nigdy nie należałem do ZMS, bo także nikt mi tego nie zaproponował. Ja nie wiem, jak bym się zachował, gdyby mi to zaproponowano. Mam nadzieję, że podstawy wychowania, jakie otrzymałem, pozwoliłyby mi na to, żebym odmówił, ale - przypomnę - nie stanąłem przed takim wyborem. W związku z tym nigdy nie będę oskarżał ludzi, którzy np. byli w PZPR. Mogę oskarżać ludzi za ich czyny, jeśli z powodu tych czynów ktoś stracił pracę, został aresztowany - to proszę bardzo, ale życie jest bardzo skomplikowane. Gdyby ktoś mi zaproponował milion dolarów za reklamę, to czy państwo myślicie, że mógłbym łatwo patrzeć w oczy mojego syna i powiedzieć: odmówiłem, bo uważam, że nie wolno mi, że to niemoralne. Nie powiedziałem, że bym to zrobił, tylko to są bardzo trudne ludzkie decyzje.

* * *

[Twarz aktora]

Reżyserowałem dla telewizji "Antygonę", 25 kwietnia ma być jej emisja, i jak każdy reżyser miałem podjąć decyzję o obsadzie. Jeśli obejrzycie Państwo ten spektakl, zobaczycie, że tam pojawiają się twarze, może nie nieznane - to by było za dużo powiedziane, ale mniej znane. Stało się tak dlatego, bo uważam, że bardzo trudno jest uprawiać ten zawód, jeśli nasza twarz została sprzedana już w setkach ról. Przecież to jest niedobrze, jeśli aktor się opatrzy, spowszednieje. Jeśli się spotyka z kolegą sto razy na rok, to - w porównaniu z kolegą, z którym się widziało tylko trzy razy - już nie ma się takiej wielkiej ochoty zobaczyć z nim sto pierwszy raz. Myślę, że to ma swoje znaczenie, powiem więcej, proszę sobie wyobrazić, co byłoby gdyby Marlon Brando musiał pracować w Teatrze Telewizji, radio, kabarecie i jeszcze wieczorem jechać na występ dla zarobku do Grudziądza. On nie byłby takim wielkim artystą, jakim był, ponieważ my (aktorzy - J.T.) się zwyczajnie zużywamy.

* * *

[Nowy wizerunek]

W poniedziałek [17 stycznia] rozpoczynam próby pięknej sztuki Larsa Norena "Objąć cienie". Jej akcja ma miejsce w dzień sześćdziesiątych urodzin Eugene'a O'Neilla, amerykańskiego dramaturga, laureata Nagrody Nobla. To dla mnie okazja, żeby zmienić emploi, charakter mojej pracy. Bohaterem jest człowiek chory, schorowany, który nie może stać, chodzić, kłóci się ze swoją żoną w sposób najbardziej wulgarny... Nie wiem, czy to jest dobry tekst, nie wiem, czy będzie to dobre przedstawienie i dobra rola, ale jest to ciekawe wyzwanie, bo wreszcie nie gram intelektualistów, wrażliwych, jakichś cynicznych hitlerowców czy Don Juanów...

Na zdjęciu: Andrzej Seweryn na planie telewizyjnej "Antygony".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji