Artykuły

Przepis na komedię i zbrodnię doskonałą

Przedstawienie Masztalskiego zaczyna się jak typowy dramat mieszczański z wątkiem sensacyjnym-obyczajowym, ale już po kilku dialogach zostajemy wyprowadzeni z błędu - o premierze "Pieniądze są w..." wrocławskiego teatru "Ad spectatores" pisze Julia Liszewska z Nowej Siły Krytycznej.

Typowa scenografia pasująca do XVIII-wiecznego dramatu mieszczańskiego. Kanapa, obok stolik przykryty koronkowym obrusikiem, fotel, łóżko. Na łóżku trup. Na podłodze dywan.

We wnętrzu, które okazuje się być pokojem w rezydencji w szwajcarskim Davos, spotykają się postaci dramatu. Po co zjechali w to konkretne miejsce: Niemiec, dwóch Francuzów, Anglik oraz Hiszpanka tuż po I Wojnie Światowej? Otóż... przyjechali żeby podzielić spadek po leżącym w centrum wydarzeń przemysłowcu, który zwie się Newton (zbieżność nazwisk przypadkowa). Dlaczego Newton zapisał pół miliona funtów szwajcarskich losowo wybranym osobom z kilku państw? Nie wiadomo. Nikt też nie wie, gdzie denat ukrył forsę. Istnieje co prawda nagranie na płycie gramofonowej, ale urywa się ono w kulminacyjnym momencie...

Przedstawienie Masztalskiego zaczyna się jak typowy dramat mieszczański z wątkiem sensacyjno-obyczajowym, ale już po kilku dialogach zostajemy wyprowadzeni z błędu, bo co prawda wzór, według którego pisał autor jest kopią dramatu mieszczańskiego, ale jest to kopia przedstawiona w krzywym zwierciadle a treść daleko odbiega od tradycyjnej - w stronę rosnącej z minuty na minutę groteski.

Dramat mieszczański opierał się na stereotypach w kreowaniu bohaterów - tu też poszczególne nacje przedstawione są stereotypowo, ale są to stereotypy odwrócone o 180 stopni. Niemcy pokazani są jako krzewiciele pokoju w Europie (Waldenberg mówi: "Nikt tak nie umiłował pokoju jak Niemcy. No, może jeszcze tylko Rosjanie."), Anglicy - to geje, Francuzi - zapatrzeni w siebie egocentrycy ("Jedyne, co zostawią po sobie dobrego, to przepis na musztardę."), Szwajcarzy - perfekcyjnie zorganizowani nudziarze. Także nazwiska są "typowe": jeśli Niemiec to twardo brzmiący - Waldenberg, Anglik oczywiście Blackandberry, Francuz - Duchamp (z obowiązkowym Monsieur), Hiszpanka - Rimini.

Dramat mieszczański poruszał problemy obyczajowe i rodzinne, by wzruszać i umoralniać. Tu te problemy są pokazane w zupełnie innym celu. Newton nie uwzględnia w testamencie dzieci , bo... uważa ich za kretynów, "których matka był idiotką, a dziadkowie debilami" - jak sam mówi. Masztalski porusza też współczesne problemy obyczajowe: homoseksualizm obu płci. Dramat mieszczański mógł zawierać elementy sensacyjne - sztuka Masztalskiego właśnie na nich się opiera - trup ściele się gęsto, tajemnica goni tajemnicę, a wszystko zmierza do oczekiwanego przez publiczność finału, który okazuję się... zagadką.

Masztalski nie byłby sobą, gdyby nie wzbogacił sztuki choćby kilkoma satyrycznymi odniesieniami do współczesności. Na przykład Niemiec i Francuz wspominają bitwy pod Leroy Merlin, Auchan, Leclerc, a nawet pod H&M (przywołanie tej ostatniej marki to już znak firmowy wrocławskich teatrów, choćby w "Śmierci podatnika" Moniki Strzępki obśmiewany jest branding Wrocławian).

Tradycją "Ad spectatores" stało się też wprowadzanie w czasie przedstawień scen nie mających nic wspólnego z treścią i przebiegiem wydarzeń: w pewnej chwili Monsieur Duchamp zawiesza akcję w ważnym momencie, żeby opowiedzieć historię powstania stripteasu, zobrazowaną muzyką i tańcem erotycznym (pokojówki Jane).

Świetnym posunięciem reżyserskim jest też ożywianie postaci: nagrany na płycie gramofonowej testament przekazuje nam sam denat, nie jako duch, ale jako chwilowo ożywiona, na potrzeby spektaklu postać. Dzięki trzaskom i chrobotaniom winyla w tle wiemy, że to nagranie. Postacie ożywiane są również by wyjaśnić fakty mające miejsce w przeszłości. W ogóle smaczków reżyserskich w przedstawieniu jest więcej - nie byłyby jednak tak widoczne, gdyby nie świetna gra aktorów.

Inspiracją do sztuki była muzyka, którą Maciej Masztalski znalazł na płytach CD zakupionych w czasie wakacji w hiszpańskim San Sebastian i w Bordeaux we Francji. Muzyka wpleciona potem w spektakl (rzeczywiście bardzo teatralna). Masztalski wykorzystał ograny temat (kasa) i ograny schemat (dramat mieszczański), powstał jednak spektakl świeży, dynamiczny i naprawdę śmieszny (a niewiele rzeczy jest mnie w stanie rozbawić ostatnio w teatrze). W zalewie "cooneyowskich" fars, często niedopracowanych i robionych w pośpiechu, "Pieniądze są w..." wyróżniają się profesjonalizmem, poziomem realizacji oraz specyficznym klimatem sprawiającym, że publiczność i aktorzy dobrze się czują w swoim towarzystwie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji