Hłasko: Próba obiektywnej krytyki
Podpis pod wielkim, całostronicowym portretem na pierwszej stronie paryskiego tygodnika l'Express, to sławny cytat sławnego Francuza: "La Tragedie, maintenant, c' est la Politique" ("Tragedią dziś jest polityka"). Słowa należą do Napoleona, twarz patrząca spode łba należy do legendy innego rodzaju - do Marka Hłaski, którego nowa powieść "Cmentarze", wydana przez paryską Kulturę, z dnia na dzień prawie uczyniła z niego legendę; czas osądzi na jak długo.
Można zaryzykować twierdzenie, że przekształciła go z młodego, obiecującego pisarza polskiego krajowego, w pisarza europejskiego. Tyle już napisano słów o dotychczasowej twórczości literackiej Hłaski, której obecnym punktem kulminacyjnym są właśnie "Cmentarze", że pobieżna choćby znajomość jej tematyki - bezwzględnie przedstawionego obrazu brutalnej rzeczywistości w dzisiejszej Polsce - jest chyba wszystkim znana. "Cmentarze" wkrótce czytane będą - kto wie z jakim uczuciem - przez obcojęzycznych czytelników w dalekich od doświadczeń Hłaski krajach. Krytyka wypowiedziała się na temat książki wielokrotnie na tamach wielu pism. Walory literackie "Cmentarzy" oceniano różnie, szanse ich autora na wejście w poczet "prawdziwych" (cokolwiek by to miało znaczyć) pisarzy szacuje się rozmaicie. Krytyka polska na emigracji, witając nowy a autentyczny zasiłek z Kraju, który swój temat zna z pierwszej ręki, ma tendencję traktować Hłaskę jako odkrycie - poprzez Kulturę - własne. Ubolewając wprawdzie nad jego słownictwem, uważa się jednak, że to minie z czasem, gdyż jest to jedynie sposób opisywania realiów, a gdy jego realia przestaną być brutalne wtedy i on... Wyczuwa się w atmosferze przeczucie, że Hłasko do Kraju nie wróci... Krytyka krajowa, jak wiemy, czując że wyhodowała przysłowiowego węża na własnym łonie, ogranicza się do drwiących wzmianek a la towarzysz Czeszko i do lamentów, jak też mogło się zdarzyć że ktoś w oślepieniu dał Hłasce nagrodę wydawców...
I w Kraju i na emigracji kwestie polityczne nie pozwalają krytyce oceniać twórczości Hłaski obiektywnie na mocy jej walorów literackich. Przyjmując za słuszną zasadę, że pisarz nie tworzy w próżni i że środowisko na niego wywiera wpływ, że jest i powinien być do pewnego stopnia jak lustro, które odbija rzeczywistość, krytyk powinien wagę przywiązywać do słów. Powieściopisarstwo jest sztuką czerpania z rzeczywistości i wyciągania własnych wniosków - Jeśli chce się mieć same fakty, powstaje fotoreportaż czy nagranie na płytę. Charakter wiernego i wstrząsającego dokumentu pewnego środowiska stanowi jeden z ważnych walorów dobrej powieści - ale nie należy zapominać, że tylko jeden z wielu walorów. Niestety ocenę wartości literackich "Cmentarzy" utrudnia dla krytyków polskich jak - już wspomnieliśmy to, że stanowią one pierwszy autentyczny obraz Polski prosto z Polski. Hłasko stał się figurą o wydźwięku politycznym raczej niż literackim, stał się, co było nieuniknione, symbolem. Jak każdy symbol, czas jego trwania jest ściśle ograniczony teraźniejszością, w czasie której to, co reprezentuje, pozostaje aktualne. Dla jego przyszłości jako pisarza ważnym jest wiedzieć, jak jest notowany na rynku literackim, niezależnie od dotychczasowej aktualności jego utworów. Czy Hłasko pozostanie na Zachodzie czy wróci do kraju, nie wiem. I tak całe życie nie może pisać o "rzeczywistości w Kraju". Tutaj dochodzimy do sedna rzeczy - czy potrafi pisać o czym innym. Czy jeśli ładunek emocjonalny i świeży zostanie mu odjęty, potrafi również stworzyć coś godnego uwagi ? Fetowanie w Paryżu może się skończyć lada dzień. Nie musi ale może.
W trakcie tego fetowania wspomniany już "l` Express" przeprowadził z Hłaską wywiad. We wstępie przedstawia go swym czytelnikom, jako potępionego przez "Trybunę Ludu" młodego Polaka o sławie Saganki w Polsce. Porównanie to, które Hłaskę - słusznie - denerwuje, pozwala się domyślać, że Hłasko uważany jest w Paryżu bardziej za przedstawiciela "gniewnej młodzieży" polskiej, mającej swych przedstawicieli we wszystkich innych krajach, niż wyłącznie za instrument polityczny. To porównanie stawiając go na równej stopie z Angry Young Men w W. Brytanii i Beat Generation w Ameryce, pozwala sądzić go z punktu widzenia bardziej obiektywnego; sądzić jako pisarza, przedstawiciela swego narodu, swojej młodzieży i zadać mu w końcu pytanie do czego dąży. To jest chyba pytanie, które Hłasko sam musi sobie zadać. Jeśli odpowiedź będzie brzmiała, że nie wie, może pocieszyć się, że Saganka również pogrążyła się w beznadziejności, bez żadnych powodów politycznych, chyba że tych, które dotyczą młodzieży całego dzisiejszego świata. Istnieje również obawa, że Saganka też się wypisała...
W wyżej wspomnianym wywiadzie Hłasko, odpowiadając na pytanie stwierdził, że w kraju totalitarnym pisarze z zasady są przeciwni politykom. Dalej mówi, że z całą pewnością wróci do Polski. Resztę jego wypowiedzi trzeba oceniać w świetle tej ostatniej. Mówiąc o literaturze, jako autorów którzy zrobili na nim wrażenie wymienia Dostojewskiego, Koestlera, Orwella i powiada, że gdyby obecni pisarze rosyjscy mogli swobodnie pisać stworzyliby "wielką literaturę", ze względu na swoje przejścia. Hłasko najwidoczniej również uważa, że przeżycia są najważniejszym kryterium możliwości twórczości - pogląd, który mógłby stać się dla jego własnej twórczości niebezpieczny. Dalej mówi Hłasko - i to można przyjąć chyba za jakieś credo, że wraca... "bo pisarz bez swego kraju jest niczym. Polska jest nadzwyczajnym krajem dla pisarza..." I tu niesposób się z nim nie zgodzić, ale wciąż obawą przejmuje tendencja do jednostronności.
W dalszym ciągu wywiadu wiele wypowiedzi Hłaski trzeba traktować w świetle jego decyzji, że bez względu na konsekwencje zamierza do Kraju wracać. Przez to - i jest to również nieuniknione - tracą one wartość, gdyż jego wolność słowa w Paryżu zostaje tym warunkiem powrotu ograniczona, jak np. w wypowiedziach o możliwościach zmian w Polsce.
Najostrzej kwalifikuje Hłasko cenzurę. Zaraz potem jako swój cel w pisaniu "Cmentarzy" wymienia "przestrzeżenie ludzi przed totalizmem". Wcześniej jednak zaznaczył, że nie należy przeceniać roli literatury w żadnym systemie.
Hłasko przeczy istnieniu w Polsce "młodego pokolenia" w znaczeniu zachodnim. Podkreśla natomiast istniejącą wśród młodych atmosferę beznadziejności, która ją łączy. Co chwila w czasie wywiadu rzuca zdania, czasem nie na temat, mające swoisty wydźwięk; twierdzi m.in., że komunizm wogóle nie istnieje. Że on sam nie znosi własnej twarzy, że przekleństwem totalizmu jest to, że zabija wyobraźnię. Wśród typowych odpowiedzi pisarza politycznego przebija impulsywny młody człowiek, którym ostatecznie Hłasko jest w całym słowa tego znaczeniu. Po długich wywodach o motywach swej dotychczasowej twórczości, rozbrajająco stwierdza, że nie wie czemu pisze - reakcja bardziej niż reszta jego wywodów dowodząca, że Hłasko jest rasowym pisarzem (choć niewiadomego kalibru).
Hłasko podkreśla, że intelektualiści zachodni nie mając własnych brutalnych przeżyć, nie rozumieją potrzeb normalnego człowieka. Odrzeka się od więcej niż potocznego zainteresowania polityką. Nie chce mówić o przyszłości, do pytań podchodzi podejrzliwie. Podkreśla, że mówi wszystko w swoim imieniu i że dużo dałby za to, gdyby wszystkie złe rzeczy, które powiedział były nieprawdziwe. Na zakończenie, zapytany przez "l`Express" czy ma sam jakieś pytanie, pyta swych rozmówców, czy widzą jakąś możliwość "rozwiązania tego piekła między Wschodem a Zachodem?"
Na tej nucie zakończony ciekawy wywiad w "l'Express" pozostawia silne wrażenie, że Hłasko, tak jako pisarz, jak i jako człowiek, nie jest pewien swej drogi. Wyjście z matni jest dla niego na pewno, ze względu na warunki w których rósł jego talent pisarski, na to "piekło", o którym mówi, trudniejsze niż dla innych pisarzy. Wydaje się jednak, że sam on w tej chwili nie wie gdzie biegnie granica między polityką a życiem normalnym, między polityką i literaturą. Mówiąc o zjawiskach ogólnych, podkreśla, że reaguje na nie tylko indywidualnie - sprawia to wrażenie przestraszonego.
Taka reakcja po burzy dokoła niego jest na pewno naturalna, Marek Hłasko umie pisać. Rozgłos zdobył jednak dlatego, że pisał o rzeczach, które Zachód w danej koniunkturze chciał czytać. Popyt na pisarza nie jest stały. Wydaje się, że Hłasko zdaje sobie z tego sprawę, nie rozumiejąc jednak, że zamieszanie jakie panuje wokół niego dzisiaj, nie pozwala nikomu, nawet cudzoziemcom na obiektywny sąd. Do tego, co chce pisać, musi dojść sam, może już doszedł. Aby wiedzieć, czy to co pisze przedstawia wartości obiektywne, potrzebuje obiektywnej krytyki, której mu obecnie brak. Powinien jej szukać, w najgorszym wypadku na nią czekać - ale nie popełnić błędu wzięcia za taką krytykę chaotycznych, płynących ze społeczno-politycznych pobudek zachwytów jakie wykazują koła intelektualne i pseudointelektualne.