Artykuły

Żuławska: Między Wolterem a Witkacym

Matkowała Witkacemu, przyjaźniła się z Przybyszewskim, Osterwą, Wittlinem, rozpisywała się o Wolterze i wieczornych balach. W czasie wojny ratowała Żydów. - Kochała spotkania, zabawy, kawiarnie. I ludzi - wspomina jej wnuczka. Sylwetkę Kazimiery Żuławskiej, która w latach 20. XX w. prowadziła w Toruniu pensjonat dla artystów - przedstawia Maciej Czarnecki w Gazecie Wyborczej Toruń.

Wiosna. 37-tysięczny Toruń wychodzi spod śniegowej czapy. Po rozjaśnianych bladym światłem latarni gazowych ulicach toruńskich przedmieść kursują ruchome kioski z chałwą, owocami i czekoladą. Wszystkie trzy linie tramwajowe krzyżują się na Rynku Staromiejskim, gdzie co wtorek i piątek kwitnie handel warzywami, kwiatami, sprzętami gospodarstwa domowego, cyną do lutowania dziurawych garnków, plasterkami do usuwania odcisków i wszystkim, czym się da. Nie ma jeszcze mostu Piłsudskiego, jest za to muszla koncertowa i letnie restauracje na Bydgoskim Przedmieściu.

Mieszczaństwo i wojskowi. Stateczne, pełne szacunku dla pruskiego ładu niemieckie rodziny. Polscy działacze polityczni i nauczyciele, przekupki i robotnicy, księża i kamienicznicy - oto nasze miasto Anno Domini 1921.

Nagle w sam środek tego sielskiego i spokojnego obrazu wpada artystyczna hałastra z całej Polski. W latach 20. przybywają tu Stanisław Przybyszewski, Witkacy, Juliusz Osterwa, Tymon Niesiołowski, Karol Zawodziński. Młody Witkiewicz wystawia w Toruniu dwie premiery, Osterwa rekrutuje miejscowe aktorki do "Reduty", Niesiołowski szkicuje kolejne portrety. W Ratuszu powstaje Konfraternia artystów, ale równie dużo dzieje się na Bydgoskim. Właśnie tam zjeżdżają wszyscy goście, tam koncentruje się życie towarzyskie. W kłębowisku rozmów, w epicentrum wydarzeń - Kazimiera Żuławska. Niespełna 40-letnia wdowa po młodopolskim pisarzu Jerzym Żuławskim, tłumaczka francuskiej literatury, w końcu - właścicielka Zofijówki, pensjonatu przy Bydgoskiej 26, w którym zatrzymują się wszyscy goście, a połowa Teatru im. Horzycy mieszka na stałe. - Babcia po prostu kochała życie towarzyskie. Spotkania, zabawy, kawiarnie - to był jej żywioł. Kochała ludzi. Pewnie dlatego tak do niej lgnęli - wspomina Agnieszka Umeda, wnuczka "pani Kazi".

Słowa Umedy potwierdza to, co zostało po jej babci: obdarzona bystrym umysłem, niezłym piórem i talentem językowym energiczna Podolanka zostawiła po sobie zadziwiająco mało tekstów - kilka tłumaczeń z francuskiego, recenzja wystawy Witkacego, pamiętnik. Dużo jest tylko listów, pocztówek, wyznań. Charakterystyczne, że Żuławska odnalazła się właśnie w tej formie. Wolała życie, gwar rozmów, ryk śpiewów, ferwor prowadzonych do białego rana dyskusji. Jeśli już miała zasiąść przed kartką czystego papieru, zwracała się bezpośrednio do innego człowieka.

Dzieciństwo z fugą Bacha

Żuławska (a właściwie Hanicka, bo tak brzmi jej panieńskie nazwisko) urodziła się w 1883 r. w rozległym majątku na Podolu. Haniccy mieli dwór pośrodku ogromnej wsi Czeremysy. Mała Kazimiera wychowywała się tam wśród borów, pastwisk i łąk, w ciekawym i barwnym towarzystwie przekomarzających się dziadków oraz uzdolnionych wujków, u boku surowej matki i muzykującego ojca. Dziadek Żuławskiej - Dionizy Hanicki - wieczorami grywał na fortepianie fugi Bacha, jeździł po nauki do wiedeńskich mistrzów muzyki i gawędził z żoną po francusku.

Starzy Haniccy mieli trzech synów: Tadeusza, Feliksa i Ignacego. Pierwszy z nich mieszkał w Berlinie, grał na skrzypcach w operze, płodził recenzje muzyczne i dawał lekcje. Z drugiego wyrósł nietypowy bon vivant: światowiec, który w przerwach między hulankami zamieniał się w sprawnego gospodarza i pomagał finansowo reszcie rodziny. Między innymi dzięki niemu Żuławska mogła później studiować w Bernie. Najmłodszy z całej trójki Ignacy - ojciec Żuławskiej - próbował bez powodzenia zarządzać częścią rodzinnego majątku. Ożenił się z Zofią Ostolską - kobietą silną, autorytarną, odważną i nieustępliwą, późniejszą kurierką POW, odznaczoną Krzyżem Niepodległości z mieczami, której sposób bycia kopiowały później córki. Małżeństwo nie było szczęśliwe. Ignacy wyruszył na Mazowsze, gdzie zajął się muzykowaniem. Grał na wiolonczeli, w Warszawie wydawał czasopismo, w Łodzi założył pierwszą w mieście szkołę muzyczną. Jego żona zaś, pełna poczucia samodzielności i dumy, wkrótce po urodzeniu Hani, młodszej siostry Kazimiery, wyniosła się z ziemiańskiego dworu do Lwowa.

Kazimiera zlądowała tu po ukończeniu warszawskiego gimnazjum. To we Lwowie zakochała się w Jerzym Żuławskim. Dziewięć lat starszy młodopolski dramaturg był początkowo "przyjacielem domu", znajomym Zofii Hanickiej, który młodą Kazię traktował jak podlotka. Jeszcze w 1905 r. 22-letnia studentka zwracała się do niego w liście: "braciszku". Żuławski był już wówczas uznanym twórcą, który miał na koncie "Dyktatora" oraz "Erosa i psyche", na dodatek wplątał się w romans z femme fatale polskiego modernizmu - aktorką Ireną Solską.

Właśnie dzięki niej poznał Kazimierę - artystka przedstawiła go Zofii Hanickiej, z którą chodziła na spacery. Z samą Solską autor "Na srebrnym globie" nawiązał znajomość dzięki sztuce. Smukła odtwórczyni ról Ibsenowskiej Heddy Gabler, Ewy ze "Śniegu" Przybyszewskiego i Racheli z "Wesela" łączyła w sobie urok niewinności i aurę artystycznej perwersji. Żuławski napisał dla niej "Erosa i psyche", zagrała też w przetłumaczonym przez pisarza dramacie Takedy Izumo. Solska zniszczyła pierwsze małżeństwo Żuławskiego z Heleną Sienkiewiczówną, ale nie zgodziła się, by romans przerodził się w coś więcej. Gdy pisarz zażądał, by się rozwiodła, odmówiła ze względu na dziecko. Rozstali się w 1906 r., w raczej przyjaznej atmosferze. W 1919 r. Solską zaczęła odsuwać od sceny choroba Parkinsona. Nawet po osiemdziesiątce wierzyła jednak, że na nią wróci, niczym podstarzała Norma Desmond z "Bulwaru zachodzącego słońca" Billy'ego Wildera. Po II wojnie światowej zetknęła się w Warszawie z Kazimierą Żuławską i jej synem Wawrzyńcem. "Co dzień o piątej rano budzi mnie Wawa" - pisała do córki o swych snach w 1957 r.

Demonizm Zakopanego

Tak czy inaczej, rozstanie z kochanką pchnęło Żuławskiego w ramiona Kazimiery. Trudno było o większy kontrast: zmysłowa, rozchwiana, prowokująca Solska inspirowała go i męczyła; chłodna, intelektualna i żywotna Hanicka była jego dobrym duchem.

Ton listów pisarza do młodziutkiej studentki zmienił się już w 1906 r. Wybuchowi uczucia nie zaszkodził nawet wyjazd Kazi na studia doktoranckie do Szwajcarii wiosną 1907 r. Ślub odbył się 22 czerwca 1907 r. wśród górskich szczytów otaczających Berno.

Przez kilka następnych lat Żuławska kursowała między Szwajcarią, gdzie szlifowała języki na filologii romańskiej i zaczytywała się we francuskich pisarzach, a Lwowem, Krakowem, Zakopanem. W 1908 r. urodził się jej pierwszy syn Marek, dwa lata później - w przerwie między egzaminami doktorskimi - na świat przyszedł Juliusz. Młoda matka, pełna marzeń i energii, już parę tygodni po drugim porodzie wybrała się w podróż z Zakopanego do biblioteki uniwersyteckiej we Lwowie, by przygotować się do obrony doktoratu. Dziećmi zajmowały się jej matka, ciotka i siostra. Kazimiera marzyła wówczas o wyprawie do Francji.

Po końcowych egzaminach (tytuł pracy: "La femme dans le theatre de Voltaire" - "Kobieta w teatrze Woltera") Żuławska, z dyplomem doktora w kieszeni, wróciła jednak do Zakopanego. W 1910 r. Jerzy kupił tu wraz z teściową i jej siostrą willę Pepita przy ul. Chałubińskiego, którą zaprojektował Stanisław Witkiewicz. Przechrzczona na Ładę, stała się ośrodkiem spotkań miejscowej bohemy. Żuławscy gościli tam Jana Kasprowicza, Kazimierza Tetmajera, Leopolda Staffa, Władysława Orkana, Tymona Niesiołowskiego, Augusta Zamoyskiego. Często zjawiał się Witkacy, którego Jerzy pamiętał jeszcze jako brzdąca (stary Witkiewicz - przeciwnik szkół publicznych - wysłał go niegdyś do Żuławskiego na korepetycje z filozofii). Zakopane było wówczas polskim Paryżem, a Łada jednym z jego salonów. - Dla ludzi słabych Zakopane jest prawie tak zabójcze jak spotkanie z demoniczną kobietą - pisał Witkacy.

W domu Żuławskich Witkiewicz organizował swoje słynne "orgie", zakrapiane alkoholem spotkania, podczas których goście brnęli w niekończące się dyskusje, grzmocili w pianino, szkicowali portrety, palili papierosy, tańczyli, odgrywali sceny teatralne.

Młode małżeństwo potrafiło dzielić się obowiązkami: raz to Kazimiera zrzucała je na innych, raz Jerzy. O dom dbały matka i ciotka Kazimiery. Żuławscy bawili się z przyjaciółmi, czytali książki i podróżowali. W 1914 r. Kazia zrealizowała w końcu swe marzenie i na trzy miesiące wyprawiła się do Paryża.

Czas wojny

Sielankę przerwał brutalnie wybuch wojny. Jerzy, którego ojciec walczył w powstaniu styczniowym, zaciągnął się do Legionów Polskich. W sierpniu 1914 r. wyruszył sprzed zakopiańskiego hotelu Stamary na front. W walkę zaangażowała się cała rodzina: Zofia Hanicka działała jako kurierka POW, Kazimiera przewodniczyła Lidze Kobiet i pomagała jako sekretarka Kazimierzowi Przerwie-Tetmajerowi, który był wówczas referentem Naczelnego Komitetu Narodowego. Żuławski słał do Zakopanego listy, w maju 1915 r. przyjechał nawet na krótko do Łady - owocem czułego powitania został jego trzeci syn Wawrzyniec.

Dramaturg już go nie zobaczył. W lipcu 1915 r. zachorował w Dębicy na tyfus, dziesiątkujący wówczas żołnierzy po obu stronach frontu. Pod koniec miesiąca przyjechała do niego zaalarmowana Kazimiera. Spędziła 10 dni, czuwając przy jego łóżku. Zmarł 9 sierpnia, dokładnie rok po zaciągnięciu się do Legionów.

W swoim 88-letnim życiu Żuławska przeżyła śmierć brata (20-letni Juliusz zginął w 1908 r. na polowaniu), męża, rodziców i syna Wawrzyńca, który stracił życie w 1957 r., wspinając się na lodowiec Mont Blanc.

Latem 1915 r. Kazimiera z żelazną konsekwencją wzięła się za organizowanie nowego życia, dusząc w sobie ból po stracie męża. Nie mogła liczyć już na pieniądze od wuja Feliksa, który zmarł w 1912 r. Jak wylicza drugi z synów, Juliusz, zdobyła skądś tytoń i gliz i zaczęła wyrabiać papierosy na sprzedaż, przyjęła do Łady lokatora, legionistę Roberta Heufelda, na bazie przeszmuglowanych worków mąki w piwnicach domu zorganizowała piekarnię, która zaopatrywała zakopiańskie pensjonaty w świeże bułki. Do końca życia miała już żyć bez mężczyzny u boku, otoczona jednak kręgiem rodziny i licznych przyjaciół.

Od Łady do Zofijówki

Na pomysł zorganizowania pensjonatu wpadła Żuławska wpadła dopiero w 1918 r. W Witkiewiczowskiej will gościli m.in. Aleksander Hertz, Józef Wittlin, Edward Żytecki, Jan Chmieliński, Jarosław Iwaszkiewicz, Mieczysław Rytard, Aleksander Wat, Tymon Niesiołowski. Łada nie przetrwała jednak długo - spłonęła 5 stycznia 1928 r., kilka lat po zmianie właściciela. Sama Żuławska ruszyła zaś do Torunia, gdzie życie było wówczas dużo tańsze, ciągnąc za sobą połowę artystycznej hałastry z południa Polski.

Zorganizowała tu pensjonat na wzór Łady. Organizowane w Zofijówce wieczorki przeciągały się nieraz do białego rana. Życie towarzyskie koncentrowało się w salonie na parterze. Sporo było błaznowania, alkoholu, śpiewów, ale i poważnych rozważań, planów, dyskusji. To tu Witkiewicz przekonał młodego dyrektora teatru Mieczysława Szpakiewicza, by wystawić dwie jego sztuki, tu mały Marek Żuławski naszkicował pierwsze prace, podpatrując warsztat Tymona Niesiołowskiego, tu młoda Ślązaczka Elżbieta Łabuńska, która grała później w Reducie, nauczyła się polskiego.

Pruska kamienica na Bydgoskiej tętniła życiem do 1926 r., gdy Żuławska przeniosła się do Warszawy. W stolicy żyła aż do śmierci w 1971 r. Mieszkała na Żoliborzu, w Śródmieściu, na Mokotowie. Dalej obracała się wśród artystów, prowadziła otwarty dom, ale już nie pensjonat. Pracowała dorywczo w ZUS, później wspierali ją synowie - Marek, malarz na emigracji w Londynie, Juliusz, pisarz i wieloletni prezes Pen Clubu, w końcu najmłodszy Wawrzyniec, taternik i alpinista.

W życiorysie Żuławskiej nie brak wątków heroicznych: podczas II wojny światowej ukrywała w swoim mieszkaniu Żydów. Karmiła ich, pomagała znaleźć zatrudnienie, wyrobić fałszywe paszporty na polsko brzmiące nazwisko, uciec do klasztoru. Izraelska organizacja Yad Vashem odznaczyła ją i Wawrzyńca medalem Zasłużonych dla narodów świata. W jej teczce piętrzą się relacje osób, którym uratowała życie. Niejednokrotnie balansowała przy tym na granicy ogromnego ryzyka - nie tylko pozwalała Żydom u siebie mieszkać, ale jeszcze przekupywała gestapo, kiedy następowała dekonspiracja.

Po wojnie Marek Żuławski namawiał ją na emigrację do Londynu. Wolała zostać w Polsce.

Podczas pisania artykułu korzystałem m.in. z pamiętników Stanisława Stępowskiego, Ireny Solskiej i Jerzego Serczyka, informacji od zakopiańskiego pisarza i przewodnika Macieja Pinkwarta, książek "Z domu" Juliusza Żuławskiego, "Studium do autoportretu" Marka Żuławskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji