Artykuły

W połowie drogi

Samo przeciwstawienie zjawisk kulturowych - karnawału i postu - stało się w natłoku słów mało czytelne, choć dość często powraca na zasadzie refrenicznego motywu, wizualnego cytatu z Bruegel'a - o spektaklu "Święto głupców, czyli walka karnawału z postem" w reż. W. Hołdysa w Teatrze Mumerus w Krakowie pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.

Teatr Mumerus swobodnie czuje się w otwartej przestrzeni, czemu dał wyraz wystawiając w ubiegłym roku "Jarmark cudów" na dziedzińcu Muzeum Etnograficznego na krakowskim Kazimierzu. Tegoroczna premiera plenerowego "Święta głupców" niestety nie ma w sobie już energii porównywalnej z poprzednim przedsięwzięciem, jest mniej klarownym przedstawieniem.

Spektakl rozpoczyna się od procesyjnego wejścia postaci, zawodzących wspólnie pieśń. Kostiumy i upozowanie postaci sugestywnie odnoszą widza do obrazu Pietera Bruegel'a starszego "Walka między Karnawałem a Wielkim Postem": z zaludnionego dziesiątkami postaci obrazu reżyser wybrał te najistotniejsze (wielki, otyły Karnawał, zasiadający na beczce, ze świńskim ryjem i kiełbasą w dłoni, oraz zasuszony, nieruchawy Post z dwiema rybami i napisem "zakaz wszystkiego" - odpowiednio: Anna Lenczewska i Olga Przeklasa) oraz kilka pobocznych, by ożywić czasoprzestrzeń sprzed stuleci. Warto podkreślić wyrazistość zastosowanych odniesień - dzieło Elżbiety Rokity (kostiumy) i Katarzyny Fijał (maski i rekwizyty). Konfrontacja tego, co wyobraził sobie Bruegel z przedstawieniem daje jasny obraz umiejętności i kreatywności obu artystek, pozwala też docenić pracę aktorów, którzy z gestu zatrzymanego w obrazie budują swoje postaci.

Daje się wyróżnić konsekwentnie prowadzony podział na dwie grupy postaci - zwolenników Karnawału i popleczników Postu. Szczególnie wyraziście zaobserwować go można w jednej z najlepiej rozwiązanych scen - walce dwóch grup toczonej w oparciu o dźwięki. Starcie postnych kołatek i brzęczących puszek (może pełnych apetycznych dóbr?) pozostaje jednak nierozstrzygnięte.

Bazą scenariusza stały się staropolskie teksty karnawałowe (np. "Bigos upity" czy wiersze księdza Baki). Jednak ich dość gęsty montaż i tempo podawania (spektakl sprawia wrażenie przeładowanego tekstem) znacznie utrudniają odbiór całości. W materii tekstu przedstawienie wyraźnie nie domaga. Samo przeciwstawienie zjawisk kulturowych - karnawału i postu - stało się w natłoku słów mało czytelne, choć dość często powraca na zasadzie refrenicznego motywu, wizualnego cytatu z Bruegel'a. A nie jest już w XXI wieku tak oczywiste, jak było w Średniowieczu, nie tłumaczy się samo przez się. "Święto głupców" zaś podaje te postaci "na goło", bez interpretacji, jakby wyjmując z obrazu mistrza sprzed stuleci i podając do oglądania.

Niedostatki interpretacyjne pewnie można tłumaczyć obraną przez twórców formą. Jednak za nimi idą inne niedobory artystyczne. Przedstawienie ma ubogą rytmikę: albo scena rozgrywa się gwałtownie i aktorzy wyrzucają z siebie krótkie frazy średniowiecznych poezji, albo - wręcz przeciwnie, wszystko się rozlewa w nieznośnym lente, które szybko nuży. Tempo przedstawienia również pozostawia sporo do życzenia: jest monotonne, nie porywa widza, nie próbuje go uwieść czy zdenerwować.

W spektakl wpleciono kilka pieśni, w których dopasowano do siebie melodię i słowa z różnych utworów. O ile jednak sam pomysł wart jest docenienia, o tyle poszczególne wykonania nie są już tak oczywiste. Przy estetyce rodem ze średniowiecznego placu sprawdza się zawodzenie w rytmie "Bogurodzicy", jednak już poetycka fraza wyśpiewywana na melodię "Białego misia", przeboju współczesnej biesiady weselnej, brzmi fałszywie i sprawia nieprzyjemnie wrażenie zrealizowania pierwszego lepszego pomysłu.

Spektakl w ogóle w wielu momentach wygląda, jakby wymyślony został właśnie w oparciu o "pierwszy lepszy pomysł". Niewątpliwie zespół wykonał sporą pracę muzyczną czy ruchową, jednak oglądając "Święto głupców" trudno oprzeć się wrażeniu, że przedstawienie nie jest jeszcze gotowe. Niewyraźne (może nie do końca wymyślone?) przejścia między scenami, rwące się napięcie i niedomagająca struktura przedstawienia prędko nużą widza, nawet nie próbują skupić na sobie jego uwagi. O klasie widowiska zaś świadczą wykonawcy. Choć to przedstawienie zespołowe, trudno nie wyróżnić kilkorga z nich. Nie sposób nie dostrzec Postu (Olga Przeklasa), który ze swego siedziska ponuro spogląda na pole gry, interweniując jedynie wtedy, gdy rzeczywiście jest to konieczne. Równie interesujący jest Babograjek (Beata Kolak), rubaszny i zabawny trickster z wieloma niespodziankami w zanadrzu. Zostaje w pamięci również Mnich (choć grający go Bartosz Tryboń jest jakby zbyt przezroczysty, jego bohater nie ma wyraźnego charakteru, jakby aktor bał się szarży i postawił na powściągliwość) i niezbadane Dziwadło (Anna Nowicka), przez cały spektakl przygarbione, z przykrywającym twarz wielkim nosem.

"Święto głupców" w momencie premiery nie miało charakteru skończonego widowiska. Jednak poprzednie dokonania Mumerusa (i tego zespołu, bo przecież wielu aktorów wystąpiło już w szeregu przedstawień Teatru) pozwalają wierzyć, że przedstawienie rozwinie się i nabierze ostatecznego charakteru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji