Artykuły

Warszawa. Z czym jadą na Kongres Kultury Polskiej

Warszawscy kulturalni aktywiści żyją już Kongresem Kultury Polskiej, który rozpoczyna się w środę w Krakowie. Dyskusje są gorące: Jechać? Nie jechać? A jak jechać, to z czym?

Większość uważa, że jechać trzeba, bo gdy minister zaprasza do dyskusji, gdy chce się poradzić, to odmówić nie wypada. Nawet wbrew, jak to dyplomatycznie ujął Łukasz Gorczyca z galerii Raster, "wyrobionej przez lata nieufności do podejmowanych, a właściwie niepodejmowanych na tzw. najwyższym szczeblu decyzji".

Są tacy, którzy do Krakowa nie jadą. Taką deklarację złożył na łamach "Gazety" Kuba Szreder z fundacji In Situ. W ramach prowadzonego przez niego wspólnie z fundacją Bęc Zmiana Wolnego Uniwersytetu Warszawy zorganizował nawet Sieciowy (nie)Kongres Wolnej Kultury, który odbył się 22 sierpnia w siedzibie Komuny Otwock. Dlaczego? Bo jak twierdzi: "zarówno Kongres Kultury Polskiej, jak i planowane reformy zupełnie pomijają kwestie oddolnej, niehierarchicznej i wolnej organizacji kultury i społeczeństwa".

Ale mimo to, a może właśnie dlatego, reprezentantów warszawskiej kultury niezależnej na pewno w Krakowie nie zabraknie. Zaprawieni są już w ostrych dyskusjach, bo przez ostatni rok środowisko organizacji pozarządowych niesamowicie się u nas zaktywizowało. Były debaty o kulturze offowej pod szyldem ReAnimator, prężnie zaczęła działać Komisja Dialogu Społecznego ds. Kultury kierowana przez Grzegorza Lewandowskiego; wreszcie sporo intelektualnego fermentu zasiał Wolny Uniwersytet Warszawy. - Jadę zobaczyć, czy zmiany w finansowaniu i podejściu do kultury zapowiadane jako "rewolucyjne" nie będą polegały tylko na ustaleniu kto, kiedy i po której stronie może nosić medal Gloria Artis - mówi Aldona Machnowska-Góra z Teatru Konsekwentnego. Bogna Świątkowska z fundacji Bęc Zmiana dodaje: - Jadę, bo przyzwolenie na wyłączanie nas z dyskusji o przyszłości kultury byłoby niewłaściwe. Zwłaszcza gdy w grę wchodzą ustawy i regulacje prawne, nad którymi musimy wspólnie pracować, bo to one przez najbliższe lata będą określały, na jakich zasadach organizuje się kulturę.

Może namieszają oni i zachęcą ministra Bogdana Zdrojewskiego do odważnych decyzji. Ale nie tylko oni, również ci dyrektorzy i przedstawiciele dużych instytucji, którzy myślą już po nowemu, odnajdują się w okolicznościach wolnorynkowych, a ich działania kulturalne są na europejską i światową miarę. Wielu takich mamy już w Warszawie, m.in. Piotra Piotrowskiego z Muzeum Narodowego, Joannę Mytkowską z Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Beatę Bochińską z Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, Grzegorza Jarzynę z TR Warszawa czy Krystynę Jandę z Teatru Polonia. I oni zasiądą za prezydialnymi stołami podczas krakowskich debat.

- Kongres będzie miał o tyle sens, o ile nie zamieni się w "ścianę płaczu" i nie zostanie zdominowany przez pokrzywdzonych twórców i populistycznych mówców obwieszczających, jak to jest dobrze na świecie, a jak źle w Polsce, bez jakiejkolwiek refleksji i rozwiązań - mówi Beata Bochińska, która w czwartek moderować będzie sympozjum "Instytucja, firma czy wydarzenie - jak organizować, wartościować i finansować kulturę".

- Kultura może być impulsem do cywilizacyjnego skoku, który będzie służyć całemu społeczeństwu. Teraz potrzeba odwagi ze strony państwa, by wspierać nowe instytucje, bo to one są skutecznym narzędziem zmian - przekonuje Joanna Mytkowska, która weźmie udział w środowej sesji "Przestrzenie twórczości".

Mając taką delegację, możemy być spokojni, bo jeśli nie z samego kongresu, to na pewno z kuluarowych rozmów w krakowskich knajpach coś dobrego dla kultury warszawskiej wyniknie.

Dla "Gazety":

Joanna Warsza, kuratorka sztuki i projektów performatywnych, szefowa Fundacji Laury Palmer:

Przechodzimy kryzys, który - jak wiadomo - jest doskonałą przykrywką dla radykalnych decyzji budżetowych motywowanych tak zwaną koniecznością wyższą, "brakiem wyboru" oraz wizją tańszego państwa. Życzyłabym sobie, żeby z tych bardzo konkretnych i tych szerszych debat kongresu pozostało silne przekonanie decydentów, że kultura nie jest zyskiem ekonomicznym, tylko symbolicznym. Życzyłabym sobie mobilizacji środowiska do pracy nad projektem reformy, która powstawałaby w profesjonalnych warunkach, przy współudziale producentów kultury, a przede wszystkim z udziałem przedstawicieli kultury niezależnej - tej najbardziej dynamicznej i jednocześnie poszkodowanej gałęzi kultury polskiej w obecnym ustawodawstwie.

Joanna Mytkowska, dyrektor Muzeum Sztuki Nowoczesnej:

Będę podkreślać ogromną zmianę, jaka dokonała się w kulturze w ostatnich 20 latach. Jest ona szczególnie widoczna w sztukach wizualnych, ale ciągle uchodzi powszechnej uwadze. Artystom udało się nazwać polską transformację, pokonać narodowe traumy i udało im się przełożyć to na język międzynarodowy. Za kilka tygodni Mirosław Bałka otworzy swoją wystawę w centralnej przestrzeni jednego z najważniejszych europejskich muzeów - londyńskim Tate Modern. Artyści są już tam, gdzie wszyscy chcielibyśmy być, czyli w Europie. Dzięki nim zostały wypracowane nowy język, nowe sposoby myślenia, nowe strategie. Ale te innowacje służą publiczności w bardzo małym stopniu. Przyczyn tego stanu rzeczy upatruję w braku zrozumienia, czym powinny być nowoczesne instytucje kultury.

Beata Bochińska, prezes Instytutu Wzornictwa Przemysłowego:

Jeśli stworzymy jednoznaczny, mierzalny i przejrzysty katalog kryteriów oceny, to łatwo będzie powiedzieć, co należy finansować, a co nie, i dlaczego. I nie dajmy się zwieść, że kultura to subiektywne, a nie obiektywne oceny, i że nie da się mierzyć i oceniać osiągnięć kulturalnych. Takie metody można uzgodnić i stworzyć Trzeba się tylko odważyć! Trzeba umieć postawić jakościowe wymagania i je egzekwować. Czas na zbudowanie jasnych i konkretnych standardów.

Bogna Świątkowska, szefowa Fundacji Nowej Kultury "Bęc Zmiana":

O programy możemy się spierać, możemy nawet o nich w ogóle nie dyskutować, bo kultura to nie jest piłka nożna, że 11 facetów musi grać do jednej bramki. Ale żeby móc realizować projekty kulturalne, trzeba opierać się na istniejącym prawie. Dlatego musimy je usprawniać. Oczywiście nas interesują wszelkie alternatywne sposoby działania, bo gdybyśmy byli przekonani, że programy wszystkich istniejących instytucji kultury są wystarczające, to po co zakładać nasze? Organizacje pozarządowe są jak przyprawa zaostrzająca smak, bez której życie kulturalne byłoby pozbawione ważnej grupy ludzi poszukujących, eksperymentujących, wolnych od sprofesjonalizowanej biurokracji fabryk kultury.

Łukasz Gorczyca z galerii Raster:

Cieszę się, że zaplanowano czas na dyskusję o rynku sztuki, bo w moim przekonaniu jest to obszar obciążony ogromnym bagażem niedomówień, niewiedzy, przesądów i uprzedzeń. Czas najwyższy uwolnić się od archaicznych już dziś opozycji: komercyjne - niekomercyjne, prywatne - publiczne, polskie - zagraniczne. Cechą zarówno współczesnej sztuki, jak i rynku jest globalność; w Europie zniesiono większość granic. W publicznych instytucjach i ministerstwie chcemy znajdować światłych partnerów działających z wizją i rozmachem, pozbawionych uprzedzeń i kształtujących wartości. Udział w Kongresie Kultury jest więc z mojej strony takim właśnie apelem o odwagę, o dokonywanie zdecydowanych zmian mentalnych, administracyjnych i prawnych w infrastrukturze sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji