Artykuły

Kraków. Anty-kongres alternatywy

Równolegle z Kongresem Kultury Polskiej środowiska alternatywne urządziły spontanicznie swój własny Anty-Kongres. Jego pierwsza odsłona miała miejsce w wczoraj wieczorem, w pierwszym dniu oficjalnego Kongresu, w artystycznej spółdzielni Goldex Poldex w krakowskim Podgórzu.

Niewielka sala w oficynie nie mogła pomieścić wszystkich chętnych, część stała na zewnątrz łapiąc słowa przez otwarte okna i drzwi. Studenci, kuratorzy, artyści, ludzie z organizacji pozarządowych. Średnia wieku dwa razy niższa niż na oficjalnym Kongresie.

Pokazano pełną wersję filmu Agnieszki Arnold o Kongresie Kultury z 1981 roku, który rano w Auditorium Maxium został wyświetlony w okrojonym kształcie. Po filmie - dyskusja z udziałem reżyserki, artysty Zbigniewa Libery i Grzegorza Jankowicza z "Tygodnika Powszechnego", którą prowadził Jan Sowa, socjolog i współzałożyciel Korporacji Ha!art. Atmosfera całkiem inna od oficjalnych wystąpień na Kongresie. Nikt nie czytał z kartki, głosy z sali były równie ważne, jak głosy panelistów.

Mówiono o filmie Arnold, o niespełnionych postulatach tamtego Kongresu, które do dzisiaj pozostały aktualne, o przepaści dzielącej nadal ludzi kultury i ludzi władzy. O tym, że po 30 latach wciąż używają oni różnych języków, z tym, że nowomowę PRL-u zastąpił neoliberalny żargon.

Sensację wywołała opowieść reżyserki o perypetiach, związanych z kolaudacją filmu. Pod naciskiem Narodowego Centrum Kultury musiała go okroić do 30 minut, na wyraźne żądanie wyleciała m.in. ostra wypowiedź dr Piotra Laskowskiego, historyka i dyrektora Liceum Humanistycznego im. Jacka Kuronia w Warszawie, który mówił o erozji systemu edukacji. Jego zdaniem szkoły zamiast budować kompetencje kulturowe, służą do produkowania posłusznych pracowników i konsumentów, uczniów segreguje się w zależności od pochodzenia, ci gorsi, z biedniejszych środowisk trafiają do tak zwanych zsypów, czyli najgorszych szkół, aby nie zaniżali poziomu w renomowanych placówkach. Ministerstwo kultury za jeden ze swoich głównych celów uważa rozwój edukacji, dlaczego okrojono tak ważną wypowiedź?

- Nasze elity jeśli czegoś nie rozumieją, każą to wyciąć - mówiła z gorzką ironią Arnold. - Na kolaudacji jedna z pań zapytała, a po co ten łysy mówi o oświeceniu? A to był prof. Jan Józef Szczepański. Cenzura jak za PRL-u, tylko że w tamtych czasach nikt nie odważył się wejść do montażowni. Film szedł na półkę. Teraz każą poprawiać. Jeśli odmówię, nie zrobię już żadnego dokumentu.

Od problemów z cenzurą rozmowa zeszła na sam Kongres, nazywany tu Kongresem Babilonu. Środowiska niezależne zostały na nim zmarginalizowane. Dominują przedstawiciele instytucji publicznych, państwowych i samorządowych. Zastanawiano się, jak zaznaczyć obecność niezależnej kultury na Kongresie. Padały różne propozycje: akcja flash mob w kuluarach, przejęcie jednego z paneli, alternatywny kongres na ulicy. Ktoś oponował: - Przecież nie będziemy palić opon! - Dlaczego, palmy, ale rowerowe! - nawoływał ktoś inny. Stanęło w końcu na proteście w porze lunchu.

Tylko Bogna Świątkowska z warszawskiej Fundacji Bęc Zmiana pytała o cel protestu i jego przesłanie. Dlaczego ze środowiska niezależnego nie wyszła żadna spójna propozycja, stanowiąca alternatywę dla projektu reformy Hausnera? Dlaczego każdy gada o swoich problemach, a tak trudno sformułować jakiś wspólny postulat? Dlaczego pozwoliliśmy neoliberalnym ekonomistom narzucić język debaty o kulturze? Dlaczego już w czerwcu, na spotkaniu z Jerzym Hausnerem nie powiedzieliśmy: ej, kolego, nie mów do nas takim językiem? - Gdybyśmy mieli kilka milionów złotych i półtora roku, jak ministerstwo kultury, też moglibyśmy zrobić taki Kongres i przygotować własne projekty - replikował ktoś z sali.

Tylko czy to rzeczywiście kwestia pieniędzy?

Kiedy późnym wieczorem wychodziłem z zadymionej sali w oficynie, dyskusje wciąż trwały. Środowiska alternatywne mają rzeczywiście o czym rozmawiać z władzami. O problemach ze zdobywaniem środków na utrzymanie i projekty, o preferencjach przy wynajmowaniu lokali, o uproszczeniu kilometrowych wniosków o dotacje. Organizacje pozarządowe działają siłą entuzjazmu ich twórców, który łatwo złamać administracyjnymi czy biurokratycznymi barierami. Problem w tym, że ich głos nie jest słyszalny. Również na własne życzenie: część działaczek i działaczy (m.in. Kuba Szreder, socjolog i niezależny kurator z Warszawy) zbojkotowała oficjalny Kongres. Nie chcąc uczestniczyć w systemie, którego nie akceptują, sami wykluczają się z debaty.

Tymczasem Babilon nie śpi. Na Kongresie rodzi się projekt nowej konstytucji dla polskiej kultury, która obejmie swoim działaniem również środowiska alternatywne. Byłoby wielką szkodą, gdyby ich przedstawiciele nie mieli na to wpływu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji