Artykuły

Studium zawiści

Teatry warszawskie nie roz­pieszczają nas ostatnio godnymi zapamiętania premierami. Rzadko zdarza się spektakl, o którym chętnie mówiłoby się z wypiekami na twarzy. I oto pod koniec sezonu teatralnego w stołecznym Teatrze Na Woli doczekaliśmy się dnia polskiej prapremiery "Amadeusza" Petera Shaffera. Reżyseria - Roman Polań­ski. W rolach głównych - Tadeusz Łomnicki i Roman Polański.

Już same nazwiska głównych au­torów spektaklu budziły w okresie przygotowań nie lada sensację. Wy­bitny polski reżyser filmowy stale mieszkający za granica - Roman Polański pracuje z wybitnym aktorem, a zarazem działaczem partyjnym, członkiem KC PZPR - Tadeuszem Łomnickim. Cudowny temat dla bul­warowej prasy. O ile jednak swoista otoczka wokół prób "Amadeusza" nosiła cechy sensacji natury towa­rzyskiej, po trosze politycznej, o tyle po premierze sztuki Shaffera blaknie w cieniu wydarzenia artystycznego, jakim stało się przedstawienie wol­skiego teatru. Jeżeli publiczność po tylu rozczarowaniach mimo wszystko chodzi jeszcze do teatru, to właś­nie w oczekiwaniu na taki wieczór, ja­ki zdarzył się 23 czerwca 1981 roku w gmachu przy ulicy Kasprzaka.

1.

Twórczość dramatyczna Shaffera jest stosunkowo nieźle znana w Pol­sce. Zwłaszcza dwa jego dramaty zy­skały sobie popularność wśród wi­dzów: "Czarna komedia" i "Equus". Obydwie sztuki cieszyły się znacz­nym powodzeniem, a ich realizacje sceniczne zebrały sporo zasłużo­nych pochwal, w szczególności wersja "Czarnej komedii" na deskach warszawskiego Teatru Dramatyczne­go, zaś "Equusa" w "Ateneum". Umiejętność budowania gęstej akcji scenicznej, pomysłowość teatralna, jędrne dialogi charakterystyczne dla Shaffera świadczyły o pisarstwie sce­nicznym wysokiej próby. Toteż sama zapowiedź uprzystępnienia polskiej publiczności nowego dramatu Shaf­fera gwarantowała spotkanie z dobrą literaturą dramatyczną. W istocie, "Amadeusz" dzieląc ze swymi po­przednikami sprawność pisarską Shaffera, jest utworem wymarzonym dla sceny. Oferuje bowiem aktorom, zwłaszcza odtwórcy roli Salieriego świetny materiał literacki. Stawia przy tym wysoki próg wymagań war­sztatowych.

Shaffer kreśli w "Amadeuszu" na wpół demonicznie, na wpół ironicz­nie dzieje narodzin i rozwoju patolo­gicznej zawiści kapelmistrza cesar­skiego Salieriego wobec Mozarta. Sceniczna wiwisekcja owej patologii tworzy gęste, mieniące się rozmaity­mi odcieniami studium zawiści. Sieć misternych intryg animowanych przez Salieriego zyskuje nadto pie­częć mistyczną i - o paradoksie! - nosi znamiona prometejskiego bun­tu, walki wydanej Bogu. Dzieje unice­stwiania Mozarta stają się dla drama­turga okazją do kompromitacji cesa­rskiego mecenatu, a przede wszystkim wnikliwej analizy osobowości miernoty i geniusza.

Precyzyjna budowa dramatu umożliwia prezentację dziejów walki Salieriego z Mozartem w jej różnych fazach i jednocześnie w podwójnej perspektywie: starca, rozpamiętującego przeszłość i dworaka, czującego się wśród dworskiej kamaryli jak ryba w wodzie. "Amadeusz" jest więc swoistym monologiem inscenizowa­nym, którego poszczególne anegdo­ty są bez reszty podporządkowane przewodniej idei całości. Działalność Salieriego - dworaka komentuje Salieri-starzec.

2.

Tę zasadę dwoistości optyki, płodnie przetworzonego chwytu teatru w tea­trze, umiał precyzyjnie wykorzystać Roman Polański jako reżyser "Ama­deusza". Przedstawienie ma rytm i mimo niepospolitej długości (spek­takl trwa prawie trzy i pół godziny) nie nuży, trzyma w napięciu widza, który zna przecież zakończenie. Atutem widowiska są fragmenty dzieł Mozar­ta, zwłaszcza wykonywane przed obliczem otoczenia cesarskiego. Sceny te dają okazję aktorom do popisów gry mimicznej, oddających zróżnico­wane nastroje słuchaczy.

Przede wszystkim jednak spektakl pozostaje w pamięci dzięki wielkiej kreacji Tadeusza Łomnickiego jako postaci scenicznej i komentatora własnych działań. Maestria, z jaką Łomnicki przeistacza się na scenie w ciągu kilkunastu sekund z niedołężnego, zapiekłego w nienawiści starca w pełnego życia nadwornego kompozytora cesarza uzmysławia kunszt warsztatowy aktora, zdoby­wany latami pracy. Łomnicki zadziwia nie tylko swymi atutami warszta­towymi: operowaniem głosem, wyra­zistością gestu i mimiki, ale zarazem umiejętnością tworzenia żywej oso­bowości człowieka ogarniętego demoniczną obsesją zawiści. Jest wielki i hardy, gdy wadzi się z Bogiem, jest lisio przebiegły, gdy rozmawia z cesarzem, jest fałszywie przyjaciel­ski, gdy styka się z Mozartem, jest wreszcie tragicznie prawdziwy, gdy pojmuje wielkość geniuszu swego konkurenta.

Rola Salieriego jest logiczną kon­sekwencją poprzednich dokonań ar­tysty, jego wielkich kreacji charakterystyczno-psychologicznych: Artura Ui i Łatki na scenie Teatru Współczesnego, Prisypkina w Narodowym czy też Horodniczego, a ostatnio Mo­liera w teatrze telewizji. Talent, war­sztat, intuicja, doświadczenie czynią z nowej kreacji Tadeusza Łomnickie­go dojrzały artystycznie owoc lat sce­nicznej pracy.

3.

Entuzjastyczne przyjęcie przez pu­bliczność premiery w Teatrze na Wo­li, gorące brawa dla Tadeusza Łom­nickiego, oklaski dla Polańskiego ja­ko reżysera i spontanicznego partne­ra Łomnickiego, uznanie dla Matyjaszkiewicza i Fryźlewicza, którzy spo­żytkowali szanse swoich epizodów, rzadko się dzisiaj w teatrze spotyka. Tym większa satysfakcja dla miłośni­ków teatru, stale udzielających kre­dytu Melpomenie w nadziei przeżycia choćby jednego w życiu wieczoru, kiedy teatr uzasadni swój sens. W do­bie swoistej nonszalancji wobec war­sztatu, gdy niewczesne eksperymen­ty skrywają jałowość myśli albo nie­dostatki rzemiosła, "Amadeusz" nabiera cech wyzwania wobec ludzi te­atru. Przypomina prawdę starą, że o wielkości teatru decyduje aktor. I że sztuka nie może lekceważyć rze­miosła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji