Artykuły

Poeta na dziś

O Mironie Białoszewskim powstało ostatnio aż siedem książek. Dwie najnowsze - na Uniwersytecie Opolskim i na paryskiej Sorbonie. Który z nowoczesnych poetów polskich jest tak czytany i interpretowany? - pyta Tadeusz Sobolewski.

Białoszewski się zmienia. Dawniejszych interpretatorów fascynował przede wszystkim jego język powracający do źródeł mowy - języka potocznego, języka dziecka. W podręcznikach szkolnych autor "Obrotów rzeczy" figuruje wciąż jako "poeta lingwistyczny", językowy eksperymentator. Ale ta perspektywa już dawno nie wystarcza. Dziś ważne jest znaczenie: to, co w tym języku Białoszewski ma do powiedzenia.

Zmienia się utrwalony w anegdocie i wspomnieniach, wizerunek Poety Osobnego. Dzisiejszy czytelnik "Donosów rzeczywistości" czy "Szumów, zlepów, ciągów" nie widzi już nic szczególnie ekscentrycznego w jego niezależnym trybie życia zamieniającym noc w dzień, podporządkowanym twórczości i zabawie. Homoseksualizm nie jest już tabu. To, co było tak kuriozalne na tle peerelowskich norm, nie jest niczym nadzwyczajnym, gdy spojrzeć na Mirona z perspektywy Paryża czy Nowego Jorku, która jest dziś naszą perspektywą. W miarę jak Białoszewski normalnieje, coraz wyraźniej rysuje się ukryta treść jego życiopisania.

Wymowne są tytuły prac o Białoszewskim: "Gramatyka i mistyka" (autor: Jacek Kopciński), "Maksymalnie udana egzystencja" (Anna Sobolewska), "Ale ja nie Bóg" (Jarosław Fazan), "Metafizyczne gospodarstwo Mirona" (Ewa Nofikow). I najnowsze: "La Saintete du detail infime" ("Świętość najmniejszego drobiazgu", Hanna Konicka, Paryż), "W tej latarni...." (Adrian Gleń).

Posiadacz samego siebie

Wyłania się z nich obraz Białoszewskiego filozofa, mistyka. Jest to mistyka szczególna, bo niedająca się przypisać żadnej religii. Nie ma w niej osobowego Boga. Zamiast niego jest wewnętrzny świadek, obserwator własnego ja i otaczającego świata. "Posiadacz samego siebie" - jak pisze Gleń.

W późnych wierszach Białoszewskiego, zwykle zanurzonych w konkrecie, oczyszcza się z nadmiaru szczegółów, ujawniając czyste piękno bytu. Amerykański czerwony klon wyrasta na "śmietniku świata". Podwójne brwi psa w szpitalu w Aninie są "podobne do niektórych kwiatów". W tym przywiązaniu do najmniejszego drobiazgu, w delektowaniu się nim jest coś ze sztuki buddyjskiej, gdzie kształt kwiatu czy ptaka cieszy dlatego, że pojawia się na tle pustki, wskazując zarazem na tę pustkę i na siebie. Kiedyś, w domowym teatrze prowadzonym wspólnie z Ludwikiem Heringiem, Białoszewski śpiewał kuplet "na melodię podwórzowych zawołań: "różny fajans daję za gałgany": "Na śmierć jest tyle sposobów rad doświadczeń jej przeżyć... A ja ją prze-ży-ję po swojemu... Bo to zupełnie tak samo jak z pisaniem". Białoszewski słowa dotrzymał.

Heidegger z Chamowa

Postawę Mirona wobec śmierci Adrian Gleń porównuje z postawą wyrażoną w metafizyce Heideggera. U fryburskiego filozofa wybieganie ku śmierci prowadzi do przyjęcia jej w sposób naturalny, "jak u dzieci czy ludów pierwotnych". Możliwość życia jest stale konfrontowana z możliwością śmierci. Czy nie dlatego życie opisywane w "Pamiętniku z powstania warszawskiego" wydaje się tak intensywne i pełne, że toczy się "na tle możliwości śmierci"?

W "Wywiadzie" śmierć przybiera postać natrętnej dziennikary, która wdziera się podstępem do mieszkania poety, żeby ukarać go za życie, jakie prowadził. On jednak nie uznaje kary. Z kieszeni powalonego autora "wysuwa się chytrze kartka: nie każcie mi już niczym więcej być! Nareszcie spokój".

"Nie bój się nic / bo życie nic nie znaczy" - śpiewa Białoszewski w ostatnim kabarecie Kici Koci pisanym na sali reanimacyjnej. Wierny sobie aż po grób. Konsekwencją tej wierności jest zlekceważenie śmierci jako sprawy ostatecznej, "nieutulona zgoda" na nią.

To postawa głęboko ateistyczna - stwierdza Gleń. Trudno mu zaprzeczyć. Tylko dlaczego w poezji Białoszewskiego - gdzie wszelkie ostateczności są "za pospolite ostatecznie / niepoważne / jakby niebyłe / ...żadne..." - odnajduje się dziś tak łatwo katolik i buddysta, i jogin, i filozof ze szkoły Heideggera, i 17-letnia licealistka? Staje się tak dzięki prawdzie przeżycia i braku doktryny. Chociaż ten brak nie przeszkadzał Białoszewskiemu szanować i ateistów, i ludzi mocno wierzących. U swoich przyjaciół popierał wszelkie głębokie dążenia. W jego poezji odnajdzie się każdy, kto ma odwagę uwierzyć, że wszystko jest w nas, że poznawanie siebie jest równoznaczne z poznaniem świata. "Praktyka życiowa jest źródłem wszelkiej wiedzy" - mówi cytowany w książce Glenia Gadamer. W popisowej analizie "Wypisów z morza" Białoszewskiego Gleń formułuje za jego zasadnicze przesłanie: w każdym momencie życia "jesteśmy na samym czubku planety", w centrum świata.

Stać, wypuścić niepokój

Czy Białoszewski nie przestanie być czytelny, kiedy zaniknie pamięć o dawnym życiu na warszawskim Chamowie, o dźwięku rozwożonych rano butelek z mlekiem, który kojarzył się poecie z jękiem hieny? Ta twórczość, niemieszcząca się w żadnych gatunkowych ramach, nie przeminie - pod warunkiem, że zapisane w niej szczególiki życia zobaczymy w perspektywie tajemnicy, której sami wciąż dotykamy, żyjąc.

Taka jest puenta książki, którą wydała po francusku Hanna Konicka - niegdyś znana filmoznawczyni, od stanu wojennego mieszkająca w Paryżu, dziś - profesor literatury polskiej na Sorbonie. Książka Konickiej zaprzecza utartemu przekonaniu o lokalności i nieprzetłumaczalności Białoszewskiego. Autorka dała nie tylko syntezę stanu badań nad tą twórczością, nie tylko własną, przenikliwą jej interpretację (w tym również mało znanych wierszy - młodzieńczego "Chrystusa powstania", "Autobiografii"). Dołączyła własne, filologiczne tłumaczenia kilkudziesięciu wierszy i próz. Nie oddają one, rzecz jasna, językowej specyfiki oryginału, ale dają pojęcie o filozofii autora.

Jak można być poetą i nie być dumnym? - pyta Konicka. W samym akcie poetyckim jest coś z dumy proroka, który "głosi słowo", i demiurga, który "stwarza światy". Białoszewski był do końca pozbawiony poetyckiej dumy. Pokorny, przyziemny, a przecież niebywale odważny, zuchwały, gdy po swojemu mierzył się z ostatecznościami. Dał najgłębsze świadectwo ludzkiego bytu, "nie szukając podpory w żadnej z góry nakreślonej idei". Był imponująco samowystarczalny - wszystko, o czym mówi, jest "sprawdzone sobą". Poeta na dziś. Dopiero dziś ma szansę być w pełni zrozumiały. W świecie, który nieustannie odrywa nas od samych siebie, "stróż latarnik z mrówkowca" mówi: "STAAĆ!/ Wypuścić niepokój./ Stać spokojnie./ Stać spokojnie./ Ustać się w sobie./ Wpuścić ten święty niepokój (...)"

Hanna Konicka "La Saintete du detail infime. Oeuvre de Miron Białoszewski", Universite Paris-Sorbonne 2005.

Adrian Gleń " W tej latarni... . Późna twórczość Białoszewskiego w perspektywie hermeneutycznej", Uniwersytet Opolski 2004.

Na zdjęciu: Miron Białoszewski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji