Artykuły

"Kordian" czasu kultury masowej

Teraz, kiedy spory wokół "Kordiana" w inscenizacji Adama Hanuszkiewicza w Teatrze Narodowym przycichły i gorączka nieco spadła, można spokojniej pomówić o tym przedstawieniu.

Najpierw o samym "Kordianie", sztuce. Rzecz dzieje się między Wielką Rewolucją Francuską a Rewolucją Lipcową, między wiekiem Oświecenia a wiekiem nadchodzącym, nie tym jednak, na który oczekiwano. Stary porządek runął, nowy nie nastał. Stary porządek ślimaczy się dalej. Okazało się bowiem, że feudalizm w ostatniej fazie niewiele różnił się od epoki mieszczańskiej, jedno przechodziło w drugie, jedno już było drugim.

Sytuacja Kordiana - mówię o postaci i jego rówieśnikach, Childe Heroldzie, Werterze, Gustawie - przypomina młodzież współczesną. Hippiesów i im pokrewnych. Gniewnych, ironicznych, pesymistycznych. Dandysowy strój ówczesny - wąskie, opięte spodnie, fraczki, żaboty, ozdoby, długie włosy - przypomina naszych młodzieńców. Albo dzisiejsze dzieci-kwiaty, owe rośliny melancholijne, starające się żyć na łonie natury, dobrowolnych wygnańców. Albo też hippiesów napadających spokojnych ludzi. W romantyzmie działo się to jednak inaczej, dandysi zabijali się sami.

Kordian w części pierwszej jest smutnym dzieckiem-kwiatem. W drugiej - hippiesem agresywnym, uprawia wolną miłość, rozbija się - w braku samochodu sportowego - konno, gubiąc złote podkowy. Jest wreszcie Polska. Polska jako idea, oparcie, cel. Abstrakcja.

Współcześni nam też politykują. Czasem demonstrują przeciwko wojnie, czasem demolują. Z rozpaczy? Akcja rewolucyjna Kordiana jest trochę taką akcją rozpaczy. Jego spór z papieżem, monolog na Mont Blanc, udział w spisku na życie cara, nieudany zamach. Szusy!

Dlaczego Kordian nie zabił cara? Prawdopodobnie dla tego samego, dlaczego współcześni hippies nie potrafią przeprowadzić praktycznie żadnej akcji zorganizowanej i owocnej. Sławny skok Kordiana przez najeżone bagnety bardzo go spokrewnią z nimi. Oto on, Kordian, który nie potrafi nic zdziałać sam, działa teraz skutecznie na rozkaz. Zresztą to działanie szczególne. Konstanty chce dowieść carowi ile są warci Polacy, więc Kordian, skacząc, pognębia cara. Z drugiej strony w jakiś sposób pognębia księcia jako Rosjanina. Poddając się jego woli, przewyższa go zarazem, uciera mu nosa, przez chwilę jest człowiekiem wolnym i zarazem... ofiarą kontemplującą swoje cierpienie. Własnym widzem. Kordian do końca przecież nie staje się rycerzem. To zbuntowany mięczak.

Metoda, jakiej wyżej używam dla interpretacji dramatu, jest "niesprawiedliwa". Rozpinając bohatera dramatu na współczesnych wzorach, popełniam anachronizm. Ale tak postępuje Hanuszkiewicz. Z tym, że zachował - musiał chyba i chciał - obok treści bliskich naszym czasom, treści ówczesne, przynależne, tylko przeszłości. Pięknie w przedstawieniu obie wartości, historyczna i współczesna, przelewają się ze sobą. Podkreśliłem drugą. Ta sama przelewność panuje w kształcie spektaklu. Znów zajmę się tylko jego kształtem unowocześniającym.

Chwilami obrazy Hanuszkiewicza przypominają głośny musical hippiesów - "Hair" Ragniego, Rado i Mac Dermota. Połączenie misterium, happeningu i dramatu politycznego. "Hippiesowski" jest Nardelli w roli Kordiana. Szczupły, długowłosy, o miękkich ruchach. Zarazem w mimice ma coś nieprzyjemnego: stara, zlazowana twarzyczka. Pośrodku sceny drabina. Na nią włazi Kordian w scenie na Mont Blanc, w niej jest osaczony przez Strach i Imaginację, na niej staje na koniec przebudzony car. Obok gra zespół Kurylewicza we współczesnych ubrankach. Niby w "Hair". l, niby tam, jest "wyuzdana" scena z Violettą. Violetta secesyjna, w różowych tiulach, z odkrytymi piersiami. Wokół tańczą takież baletnice. Pop-art. Pop-artem jest też nagle pojawiająca się para cesarska, za gapiami, nad gapiami zgromadzonymi wokół Zamku. Car w paradnym mundurze, z martwą twarzą, i biała carowa. Głowy z oleodruku. Nawet taka realistyczna scena, zarazem najbardziej zawsze teatralna, jak spór Konstantego z carem, jest u Hanuszkiewicza - właśnie przez swój realizm, przez "dobry teatr" - wyobcowana. Wygląda jak kolaż, cytat ze sztuki w nie-sztuce. Wreszcie rozbicie Kordiana na dwie osoby - na anioła i diabła, na ojca i syna na ironistę i entuzjastę. Na dialog clownów? Mówiłem już przy innej okazji, że skok Kordiana przez bagnety jest wyczynem tragicznym, l dlatego, że to tylko tyle. I dlatego, że to takie świetne. I dlatego, że to się nadaje właśnie, do cyrku.

Zważmy na koniec: w tym przedstawieniu nie ma Prologu ani zamknięcia, dzięki czemu dramat Słowackiego zatrzymuje się w miejscu. Staje się studium czasu teraźniejszego rzuconego - z całą brutalnością tych, co żyją, wobec tych, co umarli - na czas przeszły.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji