Jedenasty sezon Teatru STU
Swój jedenasty sezon krakowski Teatr STU rozpocząl w nowej "siedzibie", namiocie rozbitym przy ul. Rydla 31. Warunki namiotowe utrudniają nieco codzienną działalność zespołu, ograniczają je do cieplejszych pór roku. Mają jednak pewien urok, który byłby nieosiągalny w sytuacji posiadania normalnego budynku.
Czterdziestą pierwszą pozycją "Teatru Stu", a pierwszą - na scenie przy ul. Rydla, są "Pacjenci", spektakl wysnuty z wątków powieściowych Michała Bułhakowa zawartych w książce "Mistrz i Małgorzata", wzbogacony tekstami Dostojewskiego, Goethego, Grotowskiego, Jesienina, Lowry'ego, Marlowe'a, Miltona, Sylvii Plath, Rilkego, Sartre'a, Szekspira, Szukszyna. Ten szeroki kontekst wielkiej literatury światowej, literatury dziś i wczoraj, zaświadcza już sam, że twórcom przedstawienia chodziło o jakieś sprawy ważne, istotne, o coś na kształt obrachunku z całym dziedzictwem myślowym współczesności, o ujawnienie rozmiaru świadomości intelektualnej i konsekwencji moralnych tej świadomości.
Stopień metaforyzacji w "Pacjentach" jest tak duży, że to, co jednostkowe i konkretne, zyskuje walor ogólności i powszechności, a to, co przypadkowe - prawidłowości. Klinika psychiatryczna, w której rozgrywa się akcja "Pacjentów", znaczy nie tylko miejsce chwilowego zesłania, uwięzienia, ale także formę egzystencji człowieka, świat, który "wypadł z kolein" i stał się jednym wielkim domem wariatów.
Spektakl "Pacjentów" przygotowany przez Krzysztofa Jasińskiego (inscenizacja i reżyseria) może być odbierany jako ilustracja niepokojów, rozterek i rozczarowań, które nawiedzają młode pokolenie. Akt kontestacji ogarnia tu szeroką dziedzinę życia: odnosi się do sfery moralności, zjawisk współczesnej kultury i sztuki. Jest w przedstawieniu Jasieńskiego patetyczny krzyk rozpaczy człowieka udręczonego cierpieniem, zarażonego niewiarą w sens swoich działań, patrzącego na popioły swoich uczuć, marzeń, nadziei. Ale jest i druga warstwa tego przedstawienia. Odbieram ją jako "optymistyczne" przesłanie. Na gruzach wykruszonych wiar, światopoglądów, duchowej pustyni świata rozlega się wołanie o przyjście królestwa prawdy, sprawiedliwości, dobra. Istnieje jedna, forma ocalenia - daje się wykazywać reżyser poprzez eksponowanie wątku Mistrza i Małgorzaty - ocalenia poprzez miłość, miłość do pojedynczego i konkretnego człowieka. Ocalają nas zawsze czyjeś oczy, czyjeś ręce, czyjś dotyk - jeśli nawet nie w rzeczywistości, to we śnie, w marzeniu. Element "wiodący" w spektaklu "Pacjenci", to muzyka. Muzyka Janusza Stokłosy skomponowana jest metodą collage'u, cytatu. Wchłania w siebie różne struktury. Melodie i słowa znanych przebojów estradowych wiąże czy raczej kontrastuje fragmentami muzyki klasycznej. Wprowadza także kawałki muzyki konkretnej i elektronowej. Muzyka wyznacza barwę przedstawienia, jego nastrój. Ten nastrój wciąż się zmienia - od wzniosłego do trywialnego, od dramatycznego do groteskowego. Każda sekwencja budowana jest jakby w dwu tonacjach: tonacji serio i tonacji buffo. Ta gra przeciwieństw, kontrastów, kontrapunktów, pauz, zawieszonych kadencji, nagłych spadków, wybuchów krzyku i ciszy, gwałtownych zderzeń ruchu i bezruchu, jasności i mroku, światła i ciemności, stanowi o "gęstości", wewnętrznej dynamice spektaklu. Żywotność muzycznej formy widowiska sprawdza się na przykładzie "Pacjentów" w sposób wyśmienity, zresztą nie po raz pierwszy w "Teatrze Stu". Na podkreślenie w "Pacjentach" zasługuje także staranna plastyka obrazu, świadome operowanie światłem, jego barwą. Najbardziej ekspresywnym elementem tej plastyki były naturalne kolory złotego piasku, którym pokryty był krąg sceny, żywy blask ognia, blask palącego się papieru, woskowej świecy, kontrastowany sztucznym światłem kolorowych reflektorów. Scenografia do "Pacjentów" jest oszczędna i funkcjonalna. Wprowadza widza w nastrój cyrku i moralitetu. W budowaniu obrazu respektuje prawa architektury "budynku teatralnego", czyli namiotu. Eksponuje monumentalną scenę, prawie pustą, która jest jakby kręgiem ziemi, doczesną posiadłością ludzkości. Odbywa się tu jakby przesłuchanie, generalna spowiedź z życia, która może przynieść ułaskawienie lub skazanie. Nad sceną rozpięte sieci, sznury, a także rozmieszczone na różnych wysokościach klatki żelazne. Przyrządy do cyrkowej akrobacji czy może maturalne dekoracje do pewnej formy egzystencji? Klatki są ciasne, ale solidne, a nade wszystko groźne. Zamykają się z takim trzaskiem jak bramy więzień. Świat, z którego nie ma wyjścia. Bo nie ma w nim współczujących serc, ratujących rąk, ocalających oczu. Są tylko strażnicy.
Dla zespołu Krzysztofa Jasińskiego teatr jest formą sposobu bycia. Może bardziej autentyczną niż samo bycie. Ta postać teatru przeciwdziała skostnieniu, rutynie, zawodowstwu. Nawet niedostatki aktorstwa, mglistość i niejasność wizji teatralnej, niekonsekwencje artystyczne, mogą, w pewnych konkretnych sytuacjach zagrać in plus przez to, że są bliższe samej naturze życia, jego niegotowości, otwarcia, improwizacji.