Artykuły

"Wyzwolenie" na inaugurację

Tegoroczne Warszawskie Spotkania Teatralne zaczęły się od razu ich punktem kulminacyjnym. Występy Starego Teatru z Krakowa. Wyspiański - najpierw "Wyzwolenie" Konrada Swinarskiego, potem "Noc listopadowa" Andrzeja Wajdy. Przedstawienia, których sława obiegła już całą Polskę, wprawiły w trans napięcia warszawskich entuzjastów teatru. Przez całą dżdżystą noc stały kolejki młodzieży czekającej na otwarcie kasy biletowej. Przed pierwszym przedstawieniem "Wyzwolenia" zwarty tłum zablokował wejście i tylko cudem przedarliśmy się do Teatru Dramatycznego bez połamania żeber. Byłoby to nawet wzruszające, gdyby wzruszenia tego nie mąciła świadomość nieudolności w zorganizowaniu odpowiedniej służby porządkowej.

O krakowskim "Wyzwoleniu" napisano już wszystko. Zamiast spóźnionej recenzji trzeba tylko wyrazić zachwyt. Swinarski wdrążył się w głąb dramatu Wyspiańskiego, wydobył całe bogactwo jego treści, nie darował niczemu nawet z tego, co nieraz lekceważąco określano mianem "mętniactwa". W trzygodzinnym spektaklu, w którym uwaga widza nie opada ani na chwilę, pozostał maksymalnie wierny autorowi. Wierny także w formie teatralnej, w której wszystko mieści się zgodnie z logiką - oczywiście, logiką utworu poetyckiego a nie publicystyki. I wszystko brzmi drapieżnie, współcześnie.

Dwie części przedstawienia dzielą się z kolei każda na dwie części; próba w teatrze improwizowanego widowiska o Polsce i życie poza teatrem, poza sztuką. Oskarżenie i spowiedź.

W pamfletowej szopce Swinarski zaostrza ironię i szyderstwo, z jakim Wyspiański godził w tromtadrację narodową i narodowe bałamuctwo, usypiające frazesy i mistyczne uniesienia. Skrzydła husarskie na szmacianych ubraniach i pobrzękujące karabele, harfy i pomniki, kontusze i togi, sutanny i sukmany, purpuraci i szaraczkowie, kamraci do bitki i wypitki. W scenie z Maskami Konrad z teatru wchodzi w życie, a właściwie w krąg reminiscencji ze swych przeżyć. Spiera się z Maskami, miota w żarliwej dyskusji: życie i sztuka, słowo i czyn, wola i niemoc, niewola i wolność, naród i państwo, jednostka i społeczeństwo. Miota się aż do szaleństwa - w dosłownym znaczeniu, bo w końcu trafia do szpitala, w którym żandarm zamienia się w pilnie podsłuchującego pielęgniarza, a kaftan bezpieczeństwa okazuje się nieodzowny.

Potem dalszy ciąg próby i Konrad pozostaje sam na pustej scenie, znowu sprowadzony na ziemię, świadomy fałszu i bezsilności sztuki. Sam bezsilny w swym szaleństwie, oślepiony jak Edyp, na oślep gwałtownie tnie szablą - w swej klęsce tragiczny.

Jerzy Trela po Mickiewiczowskim Konradzie zagrał Konrada Wyspiańskiego w sposób w pełni doskonały. Prosty, naturalny, prawdą życiową odcinał się od pozy otoczenia. W prostocie tej przekazywał urodę najpiękniejszych strof, stopniował i opanowywał wybuchy szaleństwa. Anna Polony nadzwyczajna, z cudowną finezją pokazała fałsz i pustkę sztuki poprzez postać Muzy - aktorki. Także wróżka Izabelli Olszewskiej to małe arcydzieło gry aktorskiej. Trzeba by zresztą wymieniać wielu innych wykonawców. Wszystkim im, a także Kazimierzowi Wiśniakowi i Tadeuszowi Rybskiemu za scenografię, Zygmuntowi Koniecznemu za muzykę - publiczność na zakończenie zgotowała owację, jaką nieczęsto się u nas widuje.

Wspaniałe zwycięstwo Wyspiańskiego. Wspaniałe zwycięstwo teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji