Artykuły

Rzecz o uczciwości

Dziwna jest to książka. Zdarzenia realne przemieszczały się w niej z niczym nieokiełznaną fantastyką, współczesność z historią odległą o prawie dwadzieścia wieków, fikcja z faktami, które odnotowali kronikarze. A w dodatku jest to powieść - jak byśmy dziś powiedzieli - z kluczem. Za wielu jej bohaterami kryją się przecież autentyczni ludzie.

W pierwszej chwili sprawia ona wrażenie jakby tuż przed przed chwilą świat w niej przedstawiony wyłonił się z chaosu. Ale potem, w miarę czytania początkowy pogląd o wewnętrznej niespójności tego świata o braku w tym wszystkim myśli jednoczącej ustępuje miejsca przeświadczeniu, że wszystko co tu się dzieje, dzieje się z żelazną logiką. Utwierdzamy się w przekonaniu iż nie ma tu żadnego zamętu, że każde zdarzenie podporządkowane jest z góry ustalonym przez autora regułom gry. Są to jednak wrażenia wyniesione z lektury. Na scenie wszystko się zaczyna komplikować. Jak przenieść na nią zachowując ową żelazną logikę, wszystkie zdarzenia rozgrywające się w tak rożnych planach? Jak zmaterializować to, co w powieści nieuchwytne, ulotne?

Dotychczasowe próby przenoszenia "Mistrza i Małgorzaty" Michaiła Bułhakowa na scenę, a także na ekran, polegały najczęściej na próbie wypreparowania z całości jednego wątku. Tak jak pamiętamy postąpił również Andrzej Wajda w nakręconym w roku 1974 dla telewizji zachodnioniemieckiej, filmie "Piłat i inni". W jednym z wywiadów powiedział on wówczas: "Podobała mi się ta książka, to jedna z najwspanialszych jakie kiedykolwiek przeczytałem. Ale zrozumiałem ze zrobienie filmu z "Mistrza i Małgorzaty" jest niemożliwością, stylistyka książki zmienia się z rozdziału na rozdział ,z wątku na wątek, film mógłby powstać tylko z jakiejś kombinacji rożnych reżyserów".

Andrzej Maria Marczewski przystępując do adaptacji powieści Bułhakowa opracowując a następnie realizując na scenie Teatru im. J. Szaniawskiego w Wałbrzychu jej scenopis, miał do rozwiązania trudność kapitalną, jak ową różnorodność wątków i planów zamknąć w jednej stylistyce? Oczywiście mógł rzecz całą ograniczyć do wybranego planu czy tez wątku ale tego właśnie nie chciał uczynić.

Opis metody czy też pomysłu na pokonanie oporu materii można by zacząć od tego iż reżyser poszerzył kameralną scenę swego teatru przedłużając ją pomostem wyprowadzonym na widownię oraz drugim, który okala salę uzyskując w ten sposób sugestywny efekt iż to co się dzieje na scenie dzieje, się wszędzie w każdym czasie i każdej przestrzeni. Ale jest to tylko chwyt techniczny. Bardziej skutek niż powód założeń artystycznych tego przestawienia.

Jedną z najistotniejszych spraw i właśnie ona w dużej mierze przesądza o powodzeniu przedstawienia jest wpisanie go w tę tradycję polskiego teatru, która swój rodowód wywodzi z romantyzmu w tradycję wyznaczoną przez Wyspiańskiego Schillera, Swinarskiego by ograniczyć się do nazwisk najwybitniejszych. Tylko w takim teatrze można było pokusić się o logiczne połączenie życia realnego z fantastyką i odległymi wydarzeniami historycznymi. Tu wszystko jest prawdopodobne i dialog z Jezusem-Jeszuą, i spacery diabła Wolanda ulicami Moskwy, i dyskusje nad istotą i naturą literatury. Tu mali łapówkarze rozmawiają z przedstawicielami sił nieczystych, Piłat zaś znajduje swego moralnego spadkobiercę w pisarzu który mu pragnął książkę poświęcić. Wiedźmy unoszą się nad sceną, nad naszymi głowami przemykają zawieszeni na linie wysłańcy piekieł.

Ważnym komponentem tego widowiska jest muzyka Tadeusza Woźniaka. Współtworzy ona wizję przestrzenną i czasową, wydziela lub łączy w zależności od potrzeby, rożne plany akcji. I wreszcie koleiny ważny czynnik kreacyjny tego przedstawienia scenografia Józefa Napiórkowskiego świetnie operująca kolorem, wyczarowująca atmosferę zdawałoby się nie znającej ograniczeń feerii barw i kształtów.

Jest przedstawienie Andrzeja M. Marczewskiego ważnym doświadczeniem teatralnym. Jest tematem na duże opowiadanie. I to z wielu względów. Również dlatego, że trafia ono w nasze dzisiejsze problemy dyskusje polskie "anno 1980". W dyskusje na temat uczciwości i odpowiedzialności. Odpowiedzialności nie przed jakimś sądem pokoleń, odpowiedzialności przed samym sobą Piłat umywa ręce skazując niewinnego, bo ulega presji władzy nadrzędnej presji autorytetu cezara urzędującego gdzieś w zamorskim Rzymie. Mistrz już w naszej epoce piszący książkę o prokuratorze z Pontu, nie potrafi jej obronić przed napaściami głupich lub małodusznych. Nie potrafi, a może nie chce. Bo tak jest lepiej, bo tak wygodniej.

Jest to przedstawienie o naszym konformizmie. O naszym spokoju, że przecież to nie my jesteśmy winni - to oni. Myśmy umyli ręce, działaliśmy pod terrorem cezara, przecież pozostawała nam tylko już ucieczka w obłęd, którą wybrał Mistrz. Ale czy to jedyna droga? Czy po prostu nie ta najwygodniejsza?

Andrzej M. Marczewski podjął się zadania arcytrudnego i to w warunkach teatru który na co dzień borykać się musi z kłopotami najbardziej przyziemnymi (Jury nagrody "Przyjaźni" przyznało A M Marczewskiemu wyróżnienie za reżyserię tego przedstawienia). Ma kilka bardzo interesujących ról, do których zaliczyć wypada Małgorzatę w gościnnej interpretacji Mirosławy Krajewskiej oraz Wolanda Jerzego Mazura. Jest Piłat interesująco zarysowany przez Jerzego Bieleckiego oraz bardzo ekspresyjny Asasello Kazimierza Tałaja.

Niestety, ma ten spektakl kilka zapaści kilka aktorskich mielizn Co jakiś czas w na ogół bardzo sprawnie działającej skomplikowanej maszynerii tego przedstawienia odzywa się jakiś zgrzyt, przypominający że przystępując do jego realizacji mierzono tu siły na zamiary. Ale jednak trwamy w tej sali bite pięć godzin bez żadnego znużenia. To przedstawienie choć czasem coś w nim zabrzmi dysonansem, robi na widzu duże wrażenie, odczytujemy w nim przesłanie pod naszym adresem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji