Artykuły

PIĘĆ SPOTKAŃ Z TEATREM STARYM

Już trzecie stulecie biegnie, odkąd na ustach naszych poetów, myślicieli, powstańców różnych insurekcji, wreszcie wielu zwykłych szarych ludzi wykwita słowo "Polska". Wypowiada się je w różnych tonacjach, z dodatkiem różnych przymiotników, podmalowuje różnobarwnie, wymawia normalnie lub z zaśpiewem, czasem ze znakiem zapytania, z patosem, uniesieniem lub z ironią i sarkazmem. Bogate 33 dzieje tego słowa. Bywało przedmiotem manipulacji, bywało zakazywane, bywało obśmiewane i poniewierane. Bywało też zacierane. A im bardziej bywało zacierane, tym stawało się wyrazistsze. Aż stało się nieomal wyrazem jakiejś manii, obłędu lub innej choroby, której - zwłaszcza, hen, w dalekim świecie - nie umiano pojąć. Przyjęło się gdzieś więc, ze Polak to taki dziwak, który choruje na polskość, mocuje się z nią, czasem zwalcza, a gdy się już z tej niemocy wyzwoli - umiera.

Możemy naturalnie usprawiedliwiać różne narodowe obsesje, a nawet wystawiać za nie rachunki osiemnasto-, dziewiętnasto- i dwudziestowiecznej Europie. Nie liczmy jednak zbytnio, że to poruszy czyjeś sumienia. Dojrzałe narody muszą sobie same radzić zarówno z historii, jak i dniem dzisiejszym. A rachunki - zwłaszcza moralne - wystawiać przede wszystkim sobie samym, ponieważ w stosunkach międzynarodowych takie pojecie jak "sumienie" to bardzo stary przeżytek. W ustach polityka jest tylko frazesem lub propagandowym sloganem. Jeśli tedy chcemy wyzwolin, konstruktywnych wyzwolin z własnych obsesji, szukajmy w sobie samych przyczyn i w sobie samych mocy.

W kierunku takich właśnie refleksji nastroiło mnie, oglądane teraz, "Wyzwolenie" Wyspiańskiego, w słynnej inscenizacji Konrada Swinarskiego, wrażliwego racjonalisty, który nie lubił zabawy w rozdrapywanie ran dla zaspokojenia naszych masochistycznych zapotrzebowań; działał raczej jak zrównoważony, zdecydowany chirurg. Swinarski stworzył na początku lat siedemdziesiątych przedstawienie, które pozostało żywe i aktualne całą dekadę, pełną - jak wiadomo - w Polsce wstrząsów, niepokojów, charakteryzującą się m. in. iluzorycznym wzlotem i najprawdziwszym upadkiem. Nie brak w jego wizji "Wyzwolenia" sarkazmu, ironii, nie brak bolesnego kąsania, w czym Swinarski nie sprzeniewierzył się intencjom poety. Jest jednak również racjonalne przesłanie, przemawiające do trzeźwego umysłu, skłaniające do otrząśnięcia się z majaków i wzięcia we własne ręce odpowiedzialności za swój los.

W dziesięć lat po premierze, po wieloletniej nieobecności wśród nas Konrada Swinarskiego, trudno oczekiwać, by jego dzieło sceniczne zachowało pełną świeżość i pełną moc oddziaływania. Zapewne drogą analizy porównawczej można by dowieść (przynajmniej badając niektóre fragmenty i plany przedstawienia) tezy o jego nieuchronnym starzeniu się. Nie wiem jednak, czy jest to potrzebne, skoro to "Wyzwolenie" wciąż ma jednak dużo siły, przemawiając nadal żywo do wrażliwości współczesnego Polaka, pobudzając do refleksji właśnie nad Polską, Polakami i sobą samym zarówno w kontekście historii, jak i współczesności. Znamiona wielkości zachowały niektóre role, a osiągnięcie Jerzego Treli (Konrad) należy do trwałego dorobku naszego powojennego aktorstwa.

"Wyzwolenie" zainaugurowało kilkudniowe spotkanie wrocławian z Teatrem Starym, który nie po raz pierwszy był w gościnie Teatru Polskiego, ale po raz pierwszy zjechał aż z pięcioma różnymi przedstawieniami, prezentując niemal pełny wachlarz swych ogromnych możliwości. Spośród tych przedstawień dwa okazały się udanymi próbami zmierzenia się z utworami powieściowymi Dostojewskiego: "Biednymi ludźmi" i "Idiotą". Dwa różne utwory, dwie różne inscenizacje. Młody reżyser "Biednych ludzi" Tadeusz Bradecki znalazł może nie całkiem oryginalny, ale właściwie zastosowany sposób przetransponowania ironii pisarza na sytuację sceniczną. Pokazuje nam gorzki dramat w kostiumie sentymentalnego... melodramatu, odegranego przez artystów jarmarcznego teatrzyku. Jarmarczna gawiedź wie, jaki naprawdę jest świat. Toteż pęka niemalże ze śmiechu, patrząc, jak nieudaczny czynownik z duszą raba próbuje być orłem; jego niezdolność do miłości jest w gruncie rzeczy niezdolnością do wzlotu ku wolności, głęboko zakodowaną w jego duszy. Kazimierz Borowiec stworzył w tej roli przejmująco tragiczną postać. Choć zabawną w swej naiwności, nieporadności i zniewoleniu. Właśnie - zabawną. My, nie tak jeszcze biedni, ale wolni ludzie, mamy rozrywkę, patrząc na biedniejszych i mniej wolnych. Taka konstatacja zdaje się być jednym z celów przewrotnej koncepcji młodego reżysera.

Z "ldioty" Dostojewskiego w adaptacji Andrzeja Wajdy ostały się skromne szczątki, właściwie tylko jedna, ale najbardziej mroczna scena, której bohaterami są: ukryte za kotarą zwłoki Nastasji Filipowny, jej morderca Rogożyn oraz książę Myszkin. Reżyser oraz dwaj znakomici wykonawcy: Jan Nowicki i Jerzy Radziwiłowicz podjęli w tej pracy eksperyment, polegający na próbie teatralnej rekonstrukcji tej sceny drogą improwizacji aktorskiej. W przedstawieniu zatytułowanym "Nastasja Filipowna" naprawdę nie chodzi o adaptację słynnej powieści lub jej fragmentów. Raczej o własną wypowiedź z inspiracji Dostojewskiego. Nie ma tu właściwie żadnej akcji, ani narracji. Trudno nawet mówić o dialogu, który coś rozjaśnia, posuwa sprawę do przodu, prowadzi do rozwikłania zagadki. Przedstawienie zbudowane jest za pomocą szczególnej atmosfery, która się zagęszcza wokół bohaterów i widowni; ogarnia nas niczym halucynogenny opar, by w pewnym momencie umożliwić nam dotknięcie jakiejś straszliwej tajemnicy o człowieku. Tylko tyle i aż tyle. Metoda pracy nad spektaklem i efekt pozwalają wskazać na dawnego Grotowskiego jako możliwe - choć naturalnie niekonieczne - źródło inspiracji tego doświadczenia teatralnego.

Dwa pozostałe przedstawienia Starego Teatru dane we Wrocławiu to "Garbus" Mrożka w reżyserii Jerzego Jarockiego oraz "Quidam" Norwida w reżyserii Tadeusza Jurasza. Jarocki przyzwyczaił nas do takich niepospolitych przedstawień, jak niezapomniana "Stara kobieta wysiaduje" Różewicza czy "Paternoster" Kajzara we Wrocławskim Teatrze Współczesnym, że "garbus" wywołuje pewne rozczarowanie, jako tylko zwyczajna rzetelna realizacja niewybitnego dramatu. Jeśli jednak ten "Garbus" - ze znakomitymi rolami Ewy Lassek i Jerzego Bińczyckiego - jest przykładem dnia powszedniego starego teatru, to powinszować jego publiczności. Niezły jest ten dzień powszedni.

O Norwidowskim poemacie "Quidam" należałoby albo jedno zdanie, albo długą opowieść, łącznie ze streszczeniem ego poetyckiego fresku z okresu początków dekadencji imperium rzymskiego. Poemat rozpisano na pięć głosów aktorskich, ciekawie dobranych i precyzyjnie zestrojonych. Przedstawienie okazało się może nie tyle teatrem, co koncertem, w którym niejakiemu rozmazaniu uległy szczegóły (trudne i niejasne zresztą nawet w lekturze, cóż dopiero w słuchaniu), wytwarza się natomiast dość niezwykły klimat; szukając skojarzeń ze wspomnień młodości mógłbym to porównać do dostojnej mszy odprawionej po łacinie. Nie byliśmy w stanie śledzić z należytym zrozumieniem słowa, a mimo to z zaangażowaniem uczestniczyliśmy w tym misterium Prawdy. Jestem pełen uznania dla wykonawczyń: Moniki Rasiewicz, Izabeli Olszewskiej, ewy Lassek, Anny Plony i Teresy Budzisz-Krzyzanowskiej.

Wokół listopadowych występów Starego teatru we Wrocławiu narosła pogłoska, która dotarła do mnie w takiej postaci, że była to jakby konkurencyjna impreza dla Teatru Rzeczypospolitej. Gdyby tak istotnie było, należałoby się jedynie cieszyć, albowiem każda konkurencja dla każdego bez wyjątku teatru to kulturowy zysk, a nie strata. Ponieważ jednak nie lubię mitologizowania rzeczywistości, pragnąłbym - jako jeden z kronikarzy życia teatralnego Wrocławia - przypomnieć, że od wielu lat tutejszy Teatr Polski utrzymuje zażyłe kontakty z kilkoma czołowymi teatrami Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej - w tym ze Starym teatrem - i sprowadzanie ich ciekawszych przedstawień do Wrocławia (a także prezentacje wrocławskich przedstawień na tamtych scenach) jest tutaj zwykłą długoletnią praktyką. Po prostu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji