Artykuły

Piłat, Moskwa i my

Wielkie widowisko cyrkowe, a momentami filmową rodzinę Addamsów przypomina naj­nowsza adaptacja "Mistrza i Małgorzaty" według powieści Michała Bułhakowa w reżyse­rii Andrzeja Marii Marczew­skiego z Warszawy. Marczew­ski zajął się kultową książką Bułhakowa po raz kolejny. W Teatrze Polskim w Bielsku w sobotę odbyła się od dawna oczekiwana premiera tego przedstawienia.

Będzie to niewątpliwie prze­bój sezonu, wróżę to spektaklo­wi z całym przekonaniem. Bile­ty na "Mistrza i Małgorzatę" już wyprzedane są na wiele miesięcy naprzód. Produkcję wielkiego scenicznego zamie­rzenia wsparli finansowo Euro American Konsorcjum "Auto-tak" i Bank Śląski, patronem medialnym został "Dziennik Zachodni". Grają: Henryk Ta­lar (Woland, Piłat), Barbara Guzinska (Małgorzata, Magda­lena), Kuba Abrahamowicz (Mistrz, Jeszua), Bartosz Dzie­dzic (Iwan Bezdomny, Mate­usz), Kazimierz Czapla (Berlioz, Afraniusz, Cesarz Rudolf), Grzegorz Sikora (Azazello, Centurion Szczurza Śmierć), Jagoda Kołeczek (Behemot), Jadwiga Grygierczyk (Koro-wiow), a także Cezariusz Chrapkiewicz, Magdalena Nieć, Aleksander Pestyk, Gra­żyna Bułkowa i inni. Muzykę skomponował Tadeusz Woź­niak. Autorami scenografii są Anna i Tadeusz Smoliccy a choreografii - Jerzy Wojtko­wiak.

Przedstawienie trwa 170 mi­nut, mimo to nie sądzę, by ktokolwiek mógł się na nim nudzić. Zewnętrzna warstwa spektaklu, to dynamiczna ak­cja, w której wątki związane z historią Jezusa przeplatają się ze zdarzeniami we współ­czesnej Moskwie, z figlami Behemota (niezrównana w tej roli Jagoda Kołeczek, kolejna świetna rola tej młodej aktor­ki), Korowiowa, Azazello i Helli (zgrabna i powabna Edyta Duda). Wewnętrzna warstwa spektaklu, to dysku­sja z Bogiem, o Bogu, o piłatyzmie, o wolności człowieka, o zdradzie i wierności, o miło­ści i śmierci. Jeśli ktoś się na­stawił na sceniczne "dzianie", na pewno będzie usatysfakcjo­nowany efektami: zjazdami aktorów na linach, wybucha­mi petard, dymami, czarną magią, deszczem banknotów rublowych. Reżyser specjalnie do tego przedstawienia wynajął alpinistów i cyrkowych magików. Zachwycająca jest także muzyka Tadeusza Woź­niaka, którą - zdaje się - można już także dostać na kompakcie. Ponieważ zdarzenia przeplatają się, ponieważ ci sami aktorzy grają niemal jednocześnie kilka ról, prawie nie ma scenografii. Scena wy­chodzi zresztą na zewnątrz, między widzów, do foyer te­atru, na balkony.

Świat Mistrza i Małgorzaty to przecież także nasz świat. Dlatego nas obejmuje. Dlatego tło i nastrój tworzą muzyka, a także światła, kostiumy i drobne rekwizyty. Ale przede wszystkim pomysłowe kostiu­my Smolickich. Dzięki tej sta­rannie przemyślanej do najdrobniejszego szczegółu ada­ptacji otrzymaliśmy przedsta­wienie zwarte i pełne zaskaku­jących rozwiązań, skupiające uwagę widza nie na pozorach, lecz przede wszystkim na filo­zoficznej warstwie powieści Bułhakowa.

W gruncie rzeczy otrzymali­śmy jakby kilka nakładających się przedstawień, o różnym cię­żarze gatunkowym. Można więc wyodrębnić procesy nad Jeszuą i Juda z Kiriatu, a po­tem kaźń. Można wyodrębnić komediowe sceny z domu wa­riatów, połączone z rozdwoje­niem jaźni Iwana Bezdomnego, wreszcie wzniosłe, porywające sceny z balu u Szatana, które zaczynają się od kremu Azazella, szalonej jazdy na towarzy­szu ze świńską głową, a kończą na paradzie trupów, maka­brycznym tańcu śmierci w opa­rach alkoholu i zagładzie mieszkania numer pięćdziesiąt. A przecież niejako po drodze mamy wyraziste scenki kaba­retowe i nawet coś w rodzaju transmisji sportowej, kiedy Azazello, Korowiow i Behemot przedstawiają Małgorzacie uczestników balu.

Ta olśniewająca, kosztowna różnorodność bielskiego wido­wiska nie powinna zwalniać ni­kogo z obowiązku ciągłych przemyśleń nad losem człowie­ka uwikłanego zarówno w sta­rożytności, jak i w okresie stali­nizmu w teatr życia i śmierci, w teatr spraw przyziemnych i ostatecznych. Czy rządzi nami faktycznie diabeł? Czy to za jego sprawką poddawani jesteśmy władzy imperatorów, prokuratorów, urzędników wszel­akiej maści, którzy nas oplatają przepisami, paragrafami, dono­sami i demagogią? Talar, który po raz pierwszy w tym sezonie zaprezentował się w Bielsku ja­ko aktor, gra przejmująco zbo­lałego prokuratora Piłata i de­monicznego Wolanda, skupia­jąc na sobie szczególną uwagę widzów (szkoda tylko, że na premierze kilka razy się syp­nął). Pocieszające jest to, że diable sprawki nie sięgają jednak w sferę miłości, miłosierdzia, sumienia. Jedyną drogą wyj­ścia ze stanu niewoli może być miłość - ta wymowa książki jest również wymową spekta­klu. Małgorzata uwalnia Friedę od straszliwej chustki, a Mistrz uwalnia cierpiącego na bóle głowy i wyrzuty sumienia Piła­ta.

Uwalniając innych, możemy także uwolnić siebie. Możemy przywrócić to, co w charakte­rze człowieka piękne i szlachet­ne. Nic dziwnego, że Marczew­ski z jednakową wagą akcento­wał podteksty religijne, jak i polityczne. Ostrzegał zarówno przed wiernymi sługami Cesa­rza Rzymskiego, jak i przed to­warzyszami w czerwonych kra­watach. Zachęcam do obejrzenia tego spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji