Słowa, namiętności i deszcz
"Swidrygajłow" w reż. Janusza Gajosa w Teatrze Studyjnym PWSFTViT w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.
Bieda to nic. Najgorsza jest nędza. To ona wyrzuca człowieka z kręgu towarzyskiego, ze społeczności. Już drugie stulecie prawdy wyłożone w mrocznych dziełach Dostojewskiego ("tragizm jest tak samo śmieszny jak komizm") są nicowane na wszystkie strony. Niosą je postacie pełne tajemnic, warte wyjęcia z dalszego planu zdarzeń. Taki jest Swidrygajłow ze "Zbrodni i kary" To ktoś, kto zjawia się nagle, prowadzi grę o spełnienie własnych pragnień - chce dostać za żonę Dunię, siostrę Raskolnikowa - ale tak naprawdę gra o dusze jego, dziewczyny, a przede wszystkim swoją. Chłodny ironista okazuje się marzycielem. Dokładniej: chyba nawet nieziemskim. Nie dostanie tego, co może go na ziemi zatrzymać, więc...
Wypreparowanie go z arcypowieści skazuje odbiorcę na obcowanie z dziwną postacią z marginesu historii mordercy-filozofa Raskolnikowa. Adaptacja, a raczej scenariusz Andrzeja Domalika, to materiał do próby sił ze słowem. Mistrz takich rozgrywek Janusz Gajos był Swidrygajłowem ponad 100 razy. Debiutując jako reżyser, "Swidrygajłowa" przygotował z dyplomantami Wydziału Aktorskiego PWSFTViT. I jest to intrygująco udane przedsięwzięcie.
Tu nie ma scenicznych atrakcji - trzy krzesła, snop światła i deszcz muszą wystarczyć za wszystko. Trudno więc cokolwiek zakamuflować. Gra słowo. Jest cały czas na pierwszym planie. Mirosław Haniszewski w roli tytułowej miał karkołomne zadanie. Dojrzałości diabolicznego Swidrygajłowa musiał przeciwstawić swój młody wiek. I oszukał czas, stał się wyrafinowanym graczem manipulującym ludzkimi duszami. Czasem tylko za mocno gestykuluje, jakby nie wierząc, że stworzył postać, która i tak koncentruje uwagę.
Ciekawie zaprezentował się chmurny Raskolnikow - Ksawery Szlenkier Trafiającą do wyobraźni prawdę o nieszczęśliwej, dobrej Soni odsłoniła Monika Buchowiec. Przepojoną zasadami Dunią była Kamila Klimczak. Rosyjski "ujutny" klimat, dopełniony akordeonem i butelką wódki, celnie podkreśla postać Marmieładowa (brawo Łukasz Pruchniewicz).
Ciekawy dyplom. Niepodważalna prawda została potwierdzona: młodym aktorom potrzeba obcowania z mistrzami najwyższej klasy.