Artykuły

Bronię Małgorzaty...

... a konkretnie Anny Wodzyńskiej jako Małgorzaty w przedstawieniu "Mistrz i Małgorzata" wg Bułhakowa, ostatniej premiery poznańskiego Teatru Polskiego, której rolę jednym cięciem przekreślił Michał Gradowski w tekście "Mistrz i Kapitan Planeta" - pisze czytelnik Krzysztof Delega w liście do Gazety Wyborczej - Poznań.

To fakt - podobnie jak recenzent "Gazety", z trudem wytrzymywałem na spektaklu, który był dla mnie streszczeniem powieści Bułhakowa - zresztą recenzja Gradowskiego też się tego nie ustrzegła - w trzech czwartych nadawałaby się do przedruku w bryku pt. "O co chodzi w Mistrzu i Małgorzacie Bułhakowa".

Z letargu, w który wprowadził publiczność bezlitośnie przewidywalny tok scenicznej narracji, wyrywał mnie efekt burzy. Efekt ten pojawiał się nader często, jako swojego rodzaju wskazówka dla publiczności, z rodzaju "wężykiem, wężykiem" z kabaretu Dudek, łopatologicznie mająca ukazywać "magię" postaci Wolanda (brawa dla akustyka za zwinność).

Wracając do Małgorzaty - recenzent "Gazety" pisze, że: "Małgorzata cały czas niemiłosiernie krzyczy". Owszem, krzyczy, ale nie cały czas, tylko w momentach - jak mi się wydaje - uzasadnionych (rozpacz, tęsknota za ukochanym, stan po "zażyciu" diabelskiego kremu). Nie sposób też nie zauważyć, że pojawieniu się postaci Małgorzaty na dużej scenie (wcześniej wątek Mistrz - Małgorzata "odglądamy" niejako w antraktach na półpiętrze teatru), towarzyszy śpiewana przez nią pieśń, która dla mnie jest impresją na temat tęsknoty, rozpaczy, utraty, którą aktorka buduje z dużym smakiem i subtelnością. Ja jej wierzę. Również wtedy, gdy krzyczy, kiedy opętana nieziemską miłością staje się w pewnym momencie wiedźmą. Dla mnie ta rola to zdecydowanie jasny, ożywczy, punkt przedstawienia, w którym na ogół emocje zastępują gagi. Nic tak nie irytuje widza jak obserwowanie wyjałowionych z wrażliwości postaci, od których aż się roi w tym przedstawieniu.

W recenzji pana Gradowskiego zastanawia mnie też zdanie: "Monolog Mistrza (...) jest, przepraszam za słowo, wzruszający". Czy wyrażenie "wzruszający" to słowo, które w języku polskim jest już passe? A może jego używanie w recenzji teatralnej to "obciach"? A przecież określa ono wartościowy, jak myślę, stan poruszenia, pojawiający się u widzów podczas dobrej sceny czy dobrego przedstawienia. "Mistrz i Małgorzata" Lifanowa niestety nim nie jest. Ale Małgorzata niejednokrotnie wzrusza. Bez "przepraszam".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji