Artykuły

Beckett, Skuszanka i gra w zapałki

Wiosna w Krakowie. Bez metafory. Ciepło. Ziemia na Plantach pachnie. Ciut... ciut a zazielenia się drzewa. W marcu nie tylko turysta, wracający z Zakopanego, ale zwykły, osiadły odkrywa na nowo piękno ulic starożytnego miasta...

Chodzę coraz częściej w stronę Wisły - po drodze staję przed wystawami, czytam afisze. Mój przyjaciel, profesor Marian Wieczysty zachęca młodzież do metodycznych lekcji tańców najbardziej nowoczesnych. Słusznie. Bez metody - sprawa grozi kalectwem. Afisz profesora sygnuje Polski Klub Tańca. Ciągle mam ochotę pójść do sali ćwiczeń popatrzeć, potrenować... Kalectwa się nie boję, mógłby poza tym z tych odwiedzin wyniknąć jakiś modny reportaż, albo i utwór krótki a współczesny. Jakoś nie idę - chodzę po ulicach. Na Grodzkiej otworzono Szkoleniowy Zakład Fryzjerski. Młodych, odważnych chłopców strzygą urocze podlotki. Te, które aktualnie pracują, są skupione, poważne - asystujące chichoczą. Można scbie spokojnie stanąć przy oknie wystawowym i też się trochę pośmiać. Bardzo przyjemny widok... W Rynku visa-vis kościółka św. Wojciecha powstała nowa placówka artystyczna. Teatr 38. Grano tu najpierw sztukę Adamova "Wszyscy przeciw wszystkim" - przed kilku dniami odbyła się nowa premiera - Becketta "Czekając na Godota". Już dwa razy byłem w tym teatrzyku, Wchodzi się najpierw do sali ponurej, sklepionej "według porządku gotyckiego". Kiedyś tu był bank, dziś można wymienić dziesięć złotych na bilet wstępu do dalszej salki. Kilka rzędów krzeseł, jest również kurtynka. Przedstawienia rozpoczynają się punktualnie. Beckett. Znam sztukę z czytania, przewertowałem wiele omówień francuskich i warszawskich. Krakowscy studenci nie naśladują ani paryskich, ani warszawskich koncepcji. Proponują własne rozwiązanie. Spektakl rozpoczyna się sugestywną ilustracją dźwiękową. Rusza taśma magnetofonowa- słyszymy kroki niewidzialnego przechodnia na pustym gościńcu, ktoś idzie, stąpa rytmicznie, od czasu do czasu gubi rytm, znowu chwyta, pogwizduje - echo, jak w pustej hali fabrycznej. Idzie, ciągle idzie - i wiemy, że nigdy nie przestanie iść. Rozsuwa się kurtyna. Dwóch zwykłych robotników w tak zwanych fufajkach, na nogach gumiaki. Prowadzą lakoniczny dialog w sposób zwykły. Tak się rozmawia, kiedy czeka się już na kogoś długo i wiadomo: jeszcze trzeba, będzie poczekać. Droga zrobiona z szerokiej deski, zamiast drzewa - drewniany, stojący wieszak, obok sznurowa drabinka - w stronę nieba. Podkład dźwiękowy trwa wzdłuż całego przedstawienia. Zjawia się Pozzo ze swym sługą. Ci ubrani są w codzienne ubogie garnitury. Pan ma na głowie melonik. Ten melonik jest jedynym magicznym emblematem widowiska. Założysz Luckye'mu kapelusz na głowę - i Lucky mówi! Bełkoce. Zjawiają się w sztuce ci dwaj tylko po to, żeby uzupełnić beznadziejność losu czekających... Trwa to przedstawienie dwie godziny i ani się człowiek nie nudzi, ani nie analizuje inscenizacyjnych walorów spektaklu. Byliśmy świadkami zjawiska niby bardzo dziwnego, a jednocześnie bardzo prostego. Publiczność w opuszcza teatrzyk w zafascynowaniu.

I jak tu iść tak od razu do domu? Nie, nie da się. Na rogu Poselskiej i Grodzkiej nie zamknęli jeszcze kawiarni. Znowu sklepienie według porządku gotyckiego utwierdzona kilkoma źle świecącymi żarówkami. Przy stolikach siedzą młodzi chłopcy w ciemnych swetrach, nieuczesani z zarośniętymi karkami - grają "w zapałki". Modna to teraz w Krakowie zabawa. Najbardziej bezmyślna. Lokuje się pudełko zapałek na skraju płyty stolika, wierzchem dłoni uderza się w pudełko. Pudełko robi kozła - i na co padnie?... Rozrywka! Akcja toczy się w zupełnym milczeniu. Od czasu do czasu ktoś zarechocze zwycięsko. Ten rechot przypomina mi gwizd na płycie magnetofonowej, płynącej w czasie przedstawienia. Starsi panowie patrzą na chłopców z tępymi minami. I w tej ponurej kawiarni jest kawałek Becketta. Wszystko, co tu się dzieje - nie dzieje się przeciw nudzie, lecz dla potwierdzenia nudy. Jeśli nie wyjdziesz z kawiarni w ciągu dziesięciu minut - nie odczujesz, że przesiedziałeś tam cały wieczór.

Wygodne jest życie w krakowskich kawiarniach! Ostrożnie! Jedźmy w stronę Nowej Huty na przedstawienie do Skuszanki. Jest świeża premiera. I znowu satysfakcja dla widzów.

Na temat repertuaru, stylu i kłopotów Skuszanki wiele się pisało - w całej kulturalnej prasie polskiej. Przedstawienia były wspaniałe - widownia pustawa. Wszyscy głowili się: co robić? Były specjalne dyskusje, narady i rady. Na przykład taka, żeby Skuszanka komu innemu oddała swój talent i swoje ambicje. Nowej Hucie trzeba teatru łatwego, ze źródeł melodramatu. Ale Skuszanka twarda. Została w trudnej dzielnicy. Polityczną sztuką Werfla podreperowała kasę - daje częstsze premiery i oto właśnie pierwsza w Krakowie i okolicach czci 250-letnią rocznicę urodzin Goldoniego. Proszę!

W programie czytamy, że Goldoni był zwalczany przez starych aktorów Komedii del'Arte za to, że usiłował ją uszlachetnić dobrą literaturą. Można się po tym zdaniu zamyślić, lub pośmiać na temat dziwnych losów historii teatru. Co widzimy na scenie? Wydaje nam się, że oto... toczy się świadoma i urocza imitacja teatru del'Arte, teatru nieliterackiegę. Owszem.,tekst dochodzi. Trzeba, żebyśmy wiedzieli o co chodzi. Na to nam Skuszanka pozwala. Ale satysfakcji chce nam dostarczyć w sposobie eksponowania sztuki. Więc - jak powiedziałem - toczy się przed naszymi oczami teatr. Teatr akcji, gestu, pantominy, błazeństwa. Wszystko wśród kształtów, barw, iluminacji i rytmów - świetnych. Jak zwykle na tej scenie. W inscenizacji pomagała Skuszance para młodych plastyków Liliana Jankowska i Antoni Tośta. Widzowie bawią się znakomicie. No, tym razem i kasa pewa!

Wieczorem tramwaj z Placu Teatralnego do Ronda pędzi po kawalersku. Wozy puste. Niewielu krakowian odwiedza Teatr Ludowy. Oczy konduktorki wydają mi się i ładne i figlarne. Można sobie porozmawiać. "Ile pani zarabia?" Od kiedy wszystkie kobiety w Polsce pracują ta formuła może zainicjować każdy flirt. "Jeśli wyrobię normę, mam 800 zł". "A normy duże". "Oni tam w Dyrekcji są śmieszni". "To znaczy, że dają normy za duże?". "Właśnie". "Ale podoba się pani ta praca?" "Tak sobie. Praca dosyć towarzyska". Śmieje się. "Nie będę tu długo. Lubię zmieniać pracę. Najgorsza rzecz to te wieczory. Inny od razu idzie spać, a ja muszę teraz jechać do rozliczenia.. Przyjdzie się w nocy, wszyscy konduktorzy zdają - trzeba czekać. Najgorsza rzecz czekanie... O pierwszej będę w domu a rano znowu do pracy". Najgorsza rzecz czekanie. Beckett. "Nie wie pan coś o jakiejś lżejszej pracy?" "Na Grodzkiej szkolą młode fryzjerki. Ładnie by pani było w białym kitelku. Pięknie uczesana..." "Na Grodzkiej? Może spróbuję". A więc trzeba będzie za jakiś tydzień popatrzeć przez szybę, może mi się uda pośrednictwo. Bardzo ładna dziewczyna. I towarzyska!

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji