Artykuły

Od Rubika do Niemena

- Chciałbym być tego typu artystą jak Czesław Niemen. Jego piosenki traktują o czymś istotnym. Ja również nagrywam płyty tylko z takim repertuarem. Mam nadzieję, że wielbiciele Czesława Niemena po kupieniu tej płyty dowiedzą się, że jest taki wykonawca jak JANUSZ RADEK, który wyznaje tę samą filozofię artystyczną, co mistrz Niemen.

Janusz Radek absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego. Grał i śpiewał w pięciu musicalach w teatrach Gdyni, Chorzowa, Wrocławia i Krakowa. Zwyciężył w 24. Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu (Grand Prix, Nagroda Dziennikarzy, Nagroda Publiczności). Na 40 KFPP w Opolu otrzymał Nagrodę Dziennikarzy za wykonanie pieśni "Dziwny jest ten świat". Tam też dostał przepustkę na Sopot Festival. Na koncie 5 CD, DVD. Teraz zbiera gratulacje za najnowszą płytę, fascynujący "Dziwny ten świat - opowieść Niemenem", która cieszy się wielkim zainteresowaniem. Z tym repertuarem i 30-osobową orkiestrą jeździ po Polsce. Potrafi stworzyć widowisko, którego ludzie naprawdę potrzebują. Głosem wręcz hipnotyzuje (ambitny, poszukujący kontratenor), jest nazywany niezwykłym darem natury, a sam o sobie mówi: "Ja, czyli głos".

Rozmowa z JANUSZEM RADKIEM, śpiewającym historykiem

Podobno potrafi pan zaśpiewać wszystko?

- Ja NA PEWNO potrafię zaśpiewać wszystko.

Głos to pana największy atut?

- Główny, ale nie jedyny, bo z niego wynikają jeszcze inne możliwości sceniczne. Jest dla mnie punktem wyjścia.

W jego możliwości uwierzył pan już jako nastolatek w rodzinnych Starachowicach.

- W Starachowicach trudno było w cokolwiek uwierzyć. Utwierdziłem się w tej materii dopiero w Krakowie, gdzie pojechałem na studia.

Nie wspomniał pan, że w Starachowicach był wokalistą rockowym. Przyznam się, że jakoś nie mogę sobie wyobrazić pana w tej roli.

- Mało tego, śpiewałem punk rocka, który wtedy raczkował w Polsce. Było dużo różnych dróg i poszukiwań.

Jakimś cudem nie zdarł pan sobie delikatnego głosu...

- W dodatku... nabrałem charakteru.

Pan nie ma zbyt silnego głosu. Byłem na kilku koncertach, szczególnie tym w łódzkim Teatrze Wielkim, gdzie nie mógł się pan przebić przez orkiestrę i był słabo słyszalny. Byłem rozczarowany, bo o pana możliwościach wokalnych już wtedy krążyły legendy.

- W środku sali siedzi akustyk, a tych, którzy naprawdę potrafią z małego głosu zrobić duży głos i odwrotnie, jest niewielu.

Za to ma pan niebotyczną skalę głosu i w rezultacie jest zmarnowanym kontratenorem. Czy jakiś pedagog śpiewu uświadomił panu, jakimi możliwościami dysponuje i co może z tym zrobić?

- Rozmawiałem z pedagogami krakowskiej uczelni muzycznej i nie tylko z nimi, którzy proponowali mi barokowe arie z oper kameralnych oraz utwory klasyczne. I pewnie zrobiłbym to, ale mam świadomość, ile czasu by to pochłonęło, z ilu innych działań musiałbym się wyłączyć. Zrezygnowałem. Ale jeżeli sił i zdrowia starczy, to być może kiedyś do tego wrócę.

Kontratenor to głos bardzo lekki, delikatny, za to sięgający bardzo wysokich dźwięków, których standardowy śpiewak nie wyśpiewa. Jak wysoko sięga pana głos?

- Nie mierzę tego. Śpiewam dla przyjemności, a nie dla ścigania się z innymi, np. na konkursach wokalnych. W śpiewie szukam różnych możliwości wyrażenia ekspresji lub stworzenia pewnej opowieści rozmaitymi figurami wokalnymi. Nie interesuje mnie li tylko sam popis, ale logiczne wykorzystanie możliwości własnego głosu.

To zastanawiające, że nie kształcił pan głosu, nie zna nut, a śpiewa wręcz karkołomny, bardzo trudny wokalnie repertuar. Jak pan radzi sobie z jego opanowaniem?

- Mozolnie się tego uczę, słucham innych, powtarzam nutka w nutkę i coś tam z tych nut umiem rozczytać. Mimo że nie czytam a vista nut, jestem w stanie nauczyć się wszystkiego. Nie jest to dla mnie problem.

Jest pan synem kierowcy autobusu i przedszkolanki. Po kim w spadku dostał pan głos i muzykalność?

- Po ojcu, który dostał się do Zespołu Pieśni i Tańca Mazowsze, ale potem wybrał budowanie socjalistycznej ojczyzny i pojechał do kopalni na Śląsk. Był młodzieńcem zaangażowanym, który chciał się realizować ideologicznie, bo tak został przez system skonstruowany. Mama nie wykazuje zdolności muzycznych, ale jest cudowną osobą.

Co rodzice na to, że pan śpiewa zawodowo? Przecież początkowo

miał pan być prawnikiem, a w końcu został historykiem.

- Po drodze była socjologia, historia Kościoła i parę innych kierunków, które przemilczmy, bo studiowałem bardzo długo, czyli... 13 lat. Ale rodzice cieszą się z tego, co robię, bo jest to realizacja moich pasji, a jednocześnie mój zawód.

Czy rodzice widzieli pana przebranego w olbrzymią suknię na stelażu, buty na 15-centymetrowych koturnach, wjeżdżającego na scenę w półmetrowym torcie?

- Tłumaczę im, że to wszystko jest teatrem. Nie tylko śpiewam, ale interpretuję różne utwory. Oni to rozumieją i interesują się tym, co robię. Moi rodzice są bardziej nowocześni niż niektórzy widzowie na moich recitalach. Zdają sobie sprawę z tego, że nie ma jednej formy wypowiedzi.

A co by powiedzieli, widząc swojego syna przebranego za su-frażystkę aktywistkę?

- No, coś by tam musieli sobie wytłumaczyć...

Domyślam się, że lubi pan artystyczne wyzwania?

- Bardzo! To one realizują artystę, ciekawość pcha go w nowe, nieznane przestrzenie. Dopóki są wyzwania, dopóty wiem, po co wchodzę na scenę.

Czy nadal śpiewa pan arcytrudny utwór z repertuaru Ewy Demarczyk "Ballada o narodzinach Bolesława Krzywoustego"?

- Tak, pojutrze w Lubaniu, gdzie wystąpię z koncertem "Serwus, Madonna".

Ewa Demarczyk nie znosi, gdy inni wykonują piosenki dla niej napisane.

- Ważne, że ludzie lubią, gdy je śpiewam.

Ciekawy jestem, co powiedziałby Czesław Niemen na pana nową płytę "Dziwny jest ten świat - Niemenem pisany", tym bardziej że wcześniej powiedział, iż nie podoba mu się pańskie wykonanie tytułowego utworu?

- Sądzę, że byłby zadowolony, przede wszystkim z tego, że jest na niej ten sam szacunek dla odbiorcy, co na jego płytach. Żaden z nas nie poucza, nie daje piosenek płytkich i nędznych. Taką zasadę wyznaję w życiu i w pracy. W tym względzie nie byłoby między nami żadnych rozbieżności. Interpretacyjnie, technicznie, pod względem posługiwania się dźwiękiem - moglibyśmy sobie podyskutować.

Nie zastanawiał się pan, dlaczego Niemenowi nie podobało się pana wykonanie utworu "Dziwny jest ten świat"?

- Dowiedziałem się o tym rok temu, gdy w Opolu miało miejsce odsłonięcie jego pomnika. Z tej okazji zaproszono mnie do koncertu, na którym miałem zaśpiewać dwie piosenki z repertuaru Niemena. Zapytano mnie, czy zaśpiewam w oryginale, czy tak, jak zaśpiewałem ten utwór pięć lat temu. Zdziwiło mnie to, bo byłem przekonany, że na festiwalu w Opolu zaśpiewałem w oryginalnej tonacji. Ale później przypomniałem sobie, że dyrygent orkiestry Zygmunt Kukla poprosił mnie, żebym zaśpiewał "Dziwny jest ten świat" o sekundę wyżej, co ułatwi mu napisanie aranżu dla trąb. Ale myślałem, że jest to żart ze strony Zygmunta Kukli i nieświadomie zaśpiewałem wyżej niż Niemen. Podejrzewam, że odebrał tę interpretację jako chęć mojego popisania się. Pomyślałbym tak samo, ale dzisiaj Czesław Niemen zapewne kibicuje mojej płycie z jego piosenkami.

Niepotrzebna była zgoda na wykonanie repertuaru Niemena i nagranie płyty?

- Nie, podobnie jak niepotrzebna była zgoda pani Ewy Demarczyk. Ale wysłaliśmy materiał z płyty do żony Czesława Niemena, Małgorzaty, aby się z nim zapoznała.

Jaka była reakcja pani Niemen?

- Nie ujawniła jej do tej pory. Ale wiem, jak przyjął płytę brat pana Czesława, który przyszedł na mój koncert w Szczecinie. Opinia była bardzo pozytywna.

"Dziwny jest ten świat" wykonuje pan na estradach od dawna. Dlaczego dopiero teraz zdecydował się na nagranie go wraz z innymi piosenkami z repertuaru Niemena?

- Chciałbym być tego typu artystą jak Czesław Niemen. Jego piosenki traktują o czymś istotnym. Ja również nagrywam płyty tylko z takim repertuarem. Mam nadzieję, że wielbiciele Czesława Niemena po kupieniu tej płyty dowiedzą się, że jest taki wykonawca jak Janusz Radek, który wyznaje tę samą filozofię artystyczną, co mistrz Niemen.

Czy słyszał pan "Dziwny jest ten świat" w wykonaniu Edyty Górniak?

- Muszę odpowiadać na to pytanie?

Jestem ciekawy pana opinii.

- Było to bardzo przerysowane, ocierało się o jarmarczną rozrywkę. Nie trzeba padać na kolana, robić patetycznych gestów, bo ludzie są na tyle inteligentni, że zrozumieją, o co chodzi w tej piosence, jakie emocje jej towarzyszą.

Słyszał pan Kayah wraz z chórem innych gwiazd w tym samym utworze na Sopot Festival?

- Nie, w tym czasie byłem na wycieczce w górach.

Fantastyczna interpretacja, porażający głos! Małgorzata Niemen padła przed Kayah na kolana. Byłem przy tym. Kayah w ostatniej chwili podtrzymała panią Małgorzatę, bo mogła sobie zrobić krzywdę...

- Całe szczęście, bo kobieta na kolanach źle wygląda.

A właśnie... Dlaczego nie został pan zaproszony do udziału w tym koncercie?

- Uważam, że sprawdziłem się w tej piosence i wykonywanie jej po raz kolejny na jakimś festiwalu jest bez sensu. Teraz śpiewam nie jedną, ale 16 piosenek Niemena, na które znalazłem pomysł i koncepcję, tworzącą spójną, zwartą całość.

W naszym mocno skomercjalizowanym show-biznesie jest coraz mniej miejsca dla takich piosenkarzy jak pan czy Michał Bajor. Odczuwa pan to?

- Tak. Za to mam więcej zaproszeń, więcej pracy, bo ludzie, nie widząc mnie w telewizji, nie słysząc w radiu, chętniej przychodzą na koncerty. Cieszę się z tego, ale i smucę, bo ubolewam nad kondycją polskiej piosenki. Liczę, że kiedyś się to zmieni. Na razie jestem konsekwentny.

Rozpoczął pan trasę koncertową i śpiewa na wielkich scenach, ma wielkie widownie, tłumy ludzi. Jak oni pana przyjmują?

- Mój koncert jest drogi, dlatego musi być prezentowany na wielkich scenach. Na scenie jest 30 osób, orkiestra jest specjalnie skompletowana. To świetni muzycy, którzy muszą być dobrze opłacani. Widownie na 1000-1500 osób są pełne.

Właściwie większość z nas zna ten repertuar na pamięć. Co stanowi o sile jego oddziaływania i nieustannym zainteresowaniu?

- Oryginalność. Niemen tworzył muzykę nowoczesną, a jednocześnie dotykał uniwersaliów. Te piosenki są cały czas aktualne, komentują współczesność i stąd ich popularność.

Ma pan czas, żeby występować czasami w teatrach musicalo-wych?

- Zostawiłem sobie tylko jedną rolę Jezusa w musicalu "Jezus Chrystus Super Star" w Chorzowskim Teatrze Rozrywki.

Śpiewa pan jeszcze czasami przezabawną, pastiszową piosenkę "Ja jestem wamp", napisaną przez dwóch niemieckich Żydów?

- Cały czas śpiewam ją w Krakowie w "Alchemii", w spektaklu "Królowa Nocy". Ludzie przyjeżdżają z całej Polski, żeby zobaczyć ten program. W tym czasie ja się nie ruszam z Krakowa, bo mieszkam opodal, w Wieliczce.

Powiedział pan w jednym z wywiadów, że wykonując arię Królowej Nocy z "Czarodziejskiego fletu", jest postacią wykreowaną z półfabrykatów współczesności. Co miał pan na myśli?

- Myślałem, że to są klocki lego budujące to, co jest najśmieszniejsze na polskiej scenie, w polskiej obyczajowości, w rodzimym show-biznesie, że to jest do czegoś podobne, posklejane z chińskiej lub tajwańskiej podróbki. "Królowa Nocy" nie jest pastiszem, jest drwiną - i tak do tego podchodzę. Ludzie to trafnie odczytują, a ja się tym świetnie bawię.

Skąd u pana zainteresowanie repertuarem śpiewanym głównie przez kobiety?

- Odpowiadało mi skomponowanie ich w wysokich rejestrach. Przeznaczonych dla takich głosów jak choćby mój. Posiadają one w sobie wiele emocji, niespotykanych z męskiej strony.

To także pewien rodzaj prowokacji wobec widza.

- I o to chodzi. Moim założeniem nie jest zabawianie widza, lecz bawienie się z nim. Ja mam prowokować widzów do myślenia. Nie zamierzam schlebiać publiczności, bo to mało interesujące zajęcie.

A gdy widz pomyśli, że jest pan gejem lub transwestytą?

- Niech sobie myśli. Artysta zawsze musi być o dwa oczka wyżej od widza, bo jeżeli tak nie jest, to widz może wejść na scenę i sam zaśpiewać.

Co na to wszystko żona, poważny prawnik, sędzia spraw karnych?

- Moja żona to bardzo inteligentna osoba, więc spokojnie daje sobie z tym radę.

Jesteście na dwóch różnych biegunach. Czy dlatego macie ze sobą dobre porozumienie?

- Różnimy się w sferze zawodowej. Nie ścigamy się ze sobą, bo to nie służyłoby naszej prywatności. Prywatnie jesteśmy bardzo podobnymi ludźmi, jeżeli chodzi o postrzeganie świata. I to nas łączy.

Podobno żona jest pierwszym recenzentem pana płyt?

- Nie mam wyjścia, inaczej... nie wyjdzie z pokoju.

Jak oceniła tą najnowszą?

- Powiedziała, że to jest dobry pomysł, a produkcja - na najwyższym poziomie.

A co powiedziała córka Zuzia?

- Zuzia występuje w chórze Opery Krakowskiej. Twierdzi, że tam nauczy się śpiewać, bo krzyczeć to już ja ją nauczę.

A druga córka?

- Aniela ma dopiero siedem miesięcy, ale jest nad wyraz rozwiniętym dzieciakiem. Jesteśmy nią oczarowani.

Jaka będzie następna płyta?

- Będzie bardziej oszczędna, może tylko przy samym fortepianie, może przy waltorni. Będzie klarowna, przejrzysta.

Kiedyś uważał pan, że niepotrzebny jest zespół, muzyka, publiczność, bo śpiewa się tylko dla siebie, a ludzie powinni się tylko zachwycać i umierać z podziwu. Czy po latach zmienił pan zdanie?

- Dzisiaj wiem, że ze swoimi pasjami trzeba dotrzeć do ludzi, zainteresować ich sobą. Trzeba robić swoje na tyle indywidualnie, oryginalnie i godnie, żeby widzowie chcieli tego słuchać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji