Artykuły

W teatrze dużym i mniejszym

Klasyka czy współczesność? Od lat powtarza się, że bez sztuk współczesnych teatr jest jak bez fundamentów i fasady. Odwracając pytanie: czy może istnieć teatr bez klasyki? Owszem, studencki. Ale i Szajna jest za pan brat z klasyką, i Grotowski -póki jeszcze prowadził teatr - odwoływał się do Słowackiego czy Wyspiańskiego. Klasycy mogą być bardziej współcześni niż debiutanci na scenie - przecież to każdy wie. "Hamlet" dla każdego pokolenia jest inny, i tak samo ,,Wesele". W niejednym teatrze warszawskim brak obecnie prapremier sztuk współczesnych; ale w żadnym nie brak klasyki.

Jest wśród niej i "Hamlet", zawsze dla ludzi teatru, zwłaszcza gdy to "wchodzenie na szczyt" podejmuje zespół zaliczany do czołowych. Czy "Hamlet" w Teatrze Dramatycznym jest "inny" od tysięcy wcześniejszych, od setek polskich dawniejszych "Hamletów"? Odpowiedź nie jest prosta. Dyrektor Holoubek pojawia się na scenie na moment jako Pierwszy Aktor. Ale czy jest w przedstawieniu widoczny mocno jako reżyser? Teatr Dramatyczny postawił na przedstawienie aktorskie. Po nieskończonych eksperymentach i pomysłach inscenizacyjnych - których obiektem i przeważnie ofiarą bywa "Hamlet" i Hamlet - widz oddycha z ulgą, że nie każą mu znowu podziwiać poprawionego i pogłębionego Szekspira, że kreatorzy nie wodzą znowu Hamleta po najdziwaczniejszych zaułkach. Holoubek nie od dzisiaj zaznaczał swą niechęć do nieuzasadnionych, pseudonowatorskich poczynań sfrustrowanych reżyserów.

Więc przedstawienie tradycyjne, szanujące Szekspira i jego dzieło? Tak. Ale czy przez to przedsięwzięcie, wyzbyte reżyserskiej ręki i aktorskich indywidualności? Nie, na pewno nie. "Hamleta" nie należy grać, gdy się nie ma w zespole Gertrudy i Hamleta, Poloniusza i Ofelii, i "Hamleta" lepiej nie grać, gdy brak jakiejś scalającej wizji scenicznej. W Teatrze Dramatycznym przez gwałtowne, gorączkowe, pozornie nieopanowane działania aktorów widać myśl, sytuującą "Hamleta" w niespokojnym świecie, w którym coś się już od dawna psuło i źle się dzieje, który zmierza ku przepaści. Jego probierzem jest Hamlet (Piotr Fronczewski), książę pełen neurastenii, a zarazem woli działania, porywczy, prowokujący i łamiący dworskie obyczaje, prawie terroryzujący otoczenie, a filozofujący tylko "na stronie", z cicha i jakby dla konkokcji żołądka. Ten Hamlet zderza się z królem (Marek Walczewski), perfidnym, skrytym, a także wiernym epoce, co mu (do czasu) ratuje życie. Hamlet zderza się też z Poloniuszem (Zbigniew Zapasiewicz), wytrawnym dworakiem, który przeniknął zamysły następcy tronu, ale zginie z jego ręki, nim zdołał zastosować przeciwuderzenie, Hamlet pastwi się od początku nad Ofelią (Magdalena Zawadzka), którą szybko i łatwo pcha w obłęd (wyraziście, i że tak powiem ładnie pokazany przez aktorkę). Gertruda (Halina Dobrowolska), podstępna i zdradliwa, Laertes (Marek Kondrat), młodzieniec jeszcze nieopierzony, łatwa ofiara intryg, choć jednocześnie ulubieniec lekkomyślnego tłumu - nikt nie budzi sympatii na tym rozpadającym się dworze, utrzymanym w przytłumionych barwach i surowym szkielecie dekoracji (Kazimierz Wiśniak).

Chciałbym jeszcze wymienić na korzyść naszego "Hamleta 1979" role Guildensterna i Rosencrantza (Eugeniusz Nowakowski i Marek Obertyn), a także przejmująco ukazaną pantomimę "Zabójstwo Gonzagi'' (Stanisław Gawlik, Piotr Skarga, Jan Tomaszewski) i kapitalnie rozegrany pojedynek Hamleta z Laertesem. Natomiast na minus przedstawienia - niektóre, dość barbarzyńskie skróty (nie mam tu na myśli finału). Ale czy jakiekolwiek skróty w "Hamlecie" nie są ostatecznie barbarzyńskim przymusem stosowania się do pewnych dzisiejszych rygorów przedstawienia teatralnego?

Za następcę Szekspira uznano w mieszczańskim świecie Ibsena. Wielki dramatopisarz norweski trafił z jedną ze swoich najlepszych sztuk, z "Dziką kaczką" do Teatru Popularnego, którego skromne zasoby i peryferyjna jakby rola nie wstrzymują przed porywaniem się na najśmielszy klasyczny czy współczesny repertuar. Teatr Popularny gra Fieldinga i Żeromskiego, a jednocześnie Różewicza i Mrożka. Wyreżyserowania w Teatrze Popularnym "Dzikiej kaczki" podjęła się Terasa Żukowska i wywiązała się uczciwie ze swego zadania. Nie jej może wina, że trudna do scenicznej realizacji sztuka Ibsena przegięła się niebezpiecznie w stronę melodramatu z zamierzchłej obyczajowo epoki. I że dopiero z tego punktu widzenia można mówić, że Werle-senior i Werle-junior wypadli gorzej, a pani i panna Ekdal lepiej (Stefania Iwińska i Dorota Kawecka) oraz że Krzysztof Kumor nie zdołał ukazać całej złożoności i dwuznaczności Ekdala-juniora.

Można uważać, że Teatr Popularny porywa się na zbyt skomplikowane i trudne scenicznie sztuki, którym w całej pełni podołać nie jest w stanie. Nie podzielam takich sądów. Teatr Popularny pięknie się rozwija i spełnia coraz lepiej swoje zadania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji