Artykuły

Iść albo nie iść (na "Hamleta") - oto jest pytanie?

W Teatrze Dramatycznym Gustaw Holoubek wystawił "Hamleta"; powrócił do "Hamleta" na tej scenie po niespełna osiemnastu latach. W 1962 sam grał duńskiego księcia, a partnerowała mu pierwsza czarna Ofelia jaką w życiu widziałem: Ewa Krzyżewska. Obecnie wyreżyserował wszystko całkiem inaczej, sobie pozostawiając jedynie tyradę złożoną z kwestii aktorów... Poszedłem na ten spektakl ze sporym opóźnieniem (premiera była jeszcze w grudniu, tuż przed świętami), miałem więc już w głowie bagaż nie tylko mnóstwa sprzecznych plotek, ale i sprzecznych recenzji. Od dawna już żadna inscenizacja nie wywołała zdań tak diametralnie różnych - od ocen entuzjastycznych po całkowicie, a nawet jadowicie negatywne. A zwykły widz? Jak się odnajduje w tym gąszczu opinii? Jak odbiera to przedstawienie pełne wielkich, znanych nazwisk, operujące nowym - również kontrowersyjnym - przekładem Macieja Słomczyńskiego, grane w teatrze w którym tak wspaniałym, niekwestionowanym sukcesem stała się niedawno inna inscenizacja Szekspirowska - "Król Lear"?

Myślę, że widz odbiera tego "Hamleta" bez podwyższonej temperatury. Że nie emocjonuje się działaniem scenicznym, tak jak można by tego oczekiwać, że zatem czegoś temu "Hamletowi" nie dostaje. Najlepiej chyba broni się sam przekład, który sprawdził się ma scenie. Jest nośny, sensowny, łatwy w percepcji, operujący świetnymi, trafnymi sformułowaniami, nadspodziewanie łatwo pozwalającymi nam zapomnieć o zwrotach, z jakami zżyliśmy się przecież przez dziesięciolecia (choćby ten klasyczny już "ryczący z bólu ranny łoś"), a jakie były jednak nieadekwatne do oryginału. Holoubek sporo zresztą tekstu skreślił (choćby rozmowy Hamleta z aktorami, finał z nadejściem Fortynbrasa itd.); można by naturalnie przyznać rację ołówkowi zważywszy, że spektakl i tak trwa trzy i pół godziny, ale po pierwsze są to skróty istotne, które decydują o koncepcji całości, a po drugie tempo przedstawienia można by nieco przyspieszyć; sporo "znaczących" pauz w dialogach czy monologach wykracza już poza przeciętną ludzką cierpliwość.

Holoubek postawił na aktorów - i słusznie; gdzie bowiem należy pokazywać "Hamleta" aktorskiego, jeśli nie w teatrze, w którym zebrał się dzisiaj jeden z najlepszych zespołów w Polsce? A jednak - to rozsądne zamierzenie sprawdziło się tylko o tyle o ile. Istotnie, nie pamiętam tak mądrze pomyślanego i tak znakomicie zagranego Poloniusza (Zbigniew Zapasiewicz), czy Klaudiusza (Marek Walczewski), świetny jest również Laertes (Marek Kondrat) i Horatio (Marek Bargiełowski), ale reszta... niech będzie - zgodnie z życzeniem Hamleta - milczeniem.

Z wyjątkiem postaci tytułowej, rzecz jasna. Piotr Fronczewski jest znakomitym aktorem i jego niedawna rola Szekspirowska (Błazen w "Learze") była aktorskim wydarzeniem. Jako Hamlet ma również momenty wspaniałe - wówczas, gdy jest skupiony, poważny, wyciszony (znakomicie, moim zdaniem, mówi swój wielki monolog), natomiast wtedy, gdy zgrywa się przed otoczeniem, gdy krzyczy (a krzyczy sporo), wtedy jest niestety żywym odbiciem "pana Piotrusia" z telewizyjnych idiotyzmów. No, ale to już są koszty własne; jeśli przez parę lat łechta się kołtuna bredniami w małym okienku, później ogromnie trudno umknąć od swego gorszego "ja".

Ofelią, tym razem "klasyczną", lnianowłosą była Magda Zawadzka, Królową - Halina Dobrowolska. W sumie - w moim odczuciu szarego widza - na letnim przyjęciu "Hamleta" zaważyło nierówne aktorstwo i zbyt luźna konstrukcja spektaklu, nie dość płynnie tocząca się akcja. Tak czy inaczej jednak wielkie nazwiska (od Szekspira po Holoubka, z Fronczewskim i Zapasiewiczem wewnątrz), sprawiają, że o bilety na "Hamleta" trzeba usilnie walczyć, i to na długo przed zamierzoną wizytą w Dramatycznym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji