Artykuły

O nowoczesnym teatrze, czyli kto się komu (nie) kłania

Może następną dyskusję o nowoczesnym teatrze zorganizuje Teatr im. Żeromskiego w swoim foyer, gdzie przecież nadal wisi portret Ireny Byrskiej? - w dyskusji o kieleckim teatrze głos zabiera Agnieszka Kozłowska-Piasta z Nowej Siły Krytycznej.

Zaczęło się pięknie i godnie. Od panelowej dyskusji poświęconej zakurzonej, niewykorzystanej tradycji otwartego i animującego społeczność lokalną teatru Ireny i Tadeusza Byrskich. Wyjątkowe grono dyskutantów: prowadzący Paweł Sztarbowski z Instytutu Teatralnego, teatrolog Jagoda Hernik-Spalińska, dramaturg i reżyser Łukasz Chotkowski, aktor i animator kultury Grzegorz Artman, krytyk teatralna z "Gazety Wyborczej" Joanna Derkaczew, spotkało się w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej z garstką mieszkańców Kielc. Tych, którzy nie stawili się na spotkaniu wymieniać można by długo. Nie było: lokalnych mediów, władz, animatorów kultury, przedstawicieli żadnego z działających w Kielcach teatrów. Organizatorzy twierdzą, że zaprosili wszystkich. Może sprawiła to pora i pogoda: sobotni wieczór, lejący od rana deszcz, może zbyt mało informacji w lokalnych mediach, bo przecież na reklamę organizatorów spotkania nie było stać.

Nieliczni, którzy przyszli, mieli okazję dowiedzieć się czegoś o kieleckim teatrze prowadzonym w latach 50. przez Irenę i Tadeusza Byrskich. O sztukach, dyskusjach, studium teatralnym dla młodzieży, o wychowywaniu przyszłych widzów - wyjątkowym pomyśle na teatr, wywodzącym się i przekraczającym tradycję Reduty Juliusza Osterwy. Nie chodziło jednak o wspomnienia i wieczór edukacyjny przybliżający uczestnikom powojenną historię kieleckiego teatru w czasach jego świetności, ale o próbę - choć z przyczyny licznej absencji - nieudaną - odpowiedzi na pytanie, czy taki teatr jest współcześnie w Kielcach możliwy.

Przytaczane przykłady pokazywały, że się da, że takie miejsca istnieją na teatralnej mapie Polski i Europy. Łukasz Chotkowski opowiadał o zmianach w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, jakie zaszły po objęciu stanowiska dyrektora przez Pawła Łysaka: otwarciu na środowiska młodych artystów, muzyków czy graficiarzy, animowaniu kultury przez imprezy dziejące się wokół powstających przedstawień. Opowiadał także o trudnościach: początkowej niechęci mediów, dyskusjach, czy to jeszcze teatr, czy raczej dom kultury i o zmianie pokoleniowej widowni. Może więc i w Kielcach jest to możliwe?

Dalej było pięknie, choć może już nie tak bardzo. Tekst Joanny Derkaczew w lokalnej "Gazecie Wyborczej" o dyskusji zrobił więcej, niż sobotnie spotkanie. Odezwał się Teatr im. Żeromskiego, a dokładniej dyrektor Piotr Szczerski, zasypując faktami o frekwencji, ilości granych spektakli (bez szczegółów, ile z nich jest przedpołudniowych, ile jest szkolnymi lekturami, a w listopadzie jest to prawie połowa, bo 12 z 30), plebiscycie o Złotą Różę, który - ponieważ ludzie mogą głosować - świadczy o nowoczesnym dialogu z widownią. Wspomniano także o warsztatach teatralnych, choć działalność edukacyjna wielu innych instytucji kultury, choćby Kieleckiego Teatru Tańca jest dużo bardziej widoczna. Ani słowa o obrażaniu się na redakcje lokalnych mediów - a takie sytuacje miały w Kielcach miejsce, opowiadaniu na studenckich premierach o spisku krajowych recenzentów, którzy - podobno - Kielc nie odwiedzają, niewielkiej ilości nagród zdobywanych przez teatr i sporadycznym udziale w przeglądach i festiwalach. Nie było słowa o tym, że kielecki teatr odwiedza tylko kilka "dyżurnych" polskich teatrów, a Teatr z Legnicy czy Wałbrzycha przyjechał do Kielc na zaproszenie Kieleckiego Centrum Kultury. Teatr nie organizuje żadnego festiwalu czy przeglądu, nie powstają przy nim żadne młode grupy fanów, krytyków czy przyszłych aktorów. Jedynym argumentem, nad którym naprawdę warto się pochylić było wspomnienie o nadchodzącym tournee "Samotności pól bawełnianych" w reżyserii Radosława Rychcika. Nic dziwnego, że przedstawienie chcą oglądać w innych miastach. To przemyślany, sprawnie wyreżyserowany, nowoczesny spektakl, jakiego w Kielcach nie było od lat.

Potem stało się już całkiem brzydko. Dyrektor Szczerski zarzucił skromnej garstce uczestników dyskusji "atakowanie teatru bez udziału zainteresowanych", a Joannie Derkaczew - nie reagowanie na zaproszenia na premiery do Kielc. Zaczęło się pięknie i godnie, a kończy się słowną szermierką na łamach "Gazety Wyborczej" pomiędzy autorką artykułu i dyrektorem teatru o wizytach redaktorki w Kielcach lub ich braku, odpowiadaniu na "dzień dobry" i kłanianiu się recenzentce.

Czy to zaprzepaszcza szansę na nowoczesny teatr w Kielcach? Pewnie nie, ale z pewnością nie będzie łatwo. Mimo to próbujmy. Może następną dyskusję o nowoczesnym teatrze zorganizuje Teatr im. Żeromskiego w swoim foyer, gdzie przecież nadal wisi portret Ireny Byrskiej?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji