Artykuły

Olbrychski w "Hamlecie"

Daniel Olbrychski nie od razu mnie podbił. Mówiłem o nim "święty" Sebastian", kiedy go zobaczyłem w "Rannym w lesie" Nasfetera ("Święty Sebastian w partyzantce"). On naprawdę przypominał świętych młodzianków ze starych malowideł i, jak na partyzanta, był cokolwiek mdły. Tymczasem reżyserzy dalej mu powierzali podobne role: żołnierzy, sportowców. Wciąż temu aktorowi o twarzy archanioła. Zaczęło mieć to w końcu swoją pikanterię. Niedługo zresztą okazało się, że Olbrychski jest rzeczywiście pełen temperamentu. Zwłaszcza w "Popiołach" Wajdy. Tak sobie wyobrażam polskiego ułana z mlekiem pod nosem - Rafała Olbromskiego. Ale już wtedy było w Olbrychskim coś więcej.

Za koronną rolę aktora, z dotychczasowych jego ról filmowych, uważam postać Daniela we "Wszystko na sprzedaż" Wajdy. Z filmu wynikałoby, że Olbrychski miałby zająć miejsce Zbyszka Cybulskiego w polskim kinie. Ale nie o to mi nawet chodzi. Wajda pozwolił aktorowi nareszcie grać w wielu tonacjach. Pokazać swoją skalę. Zajęci sprawą głównej postaci, nie zwróciliśmy dostatecznej uwagi na Daniela: jak sobie dorabia mit tamtego, jak nie może się w nim pomieścić, bo jest z innych lat, jest prostszy, zwyklejszy, gołąbek pokoju zakochany w kobiecie, która tamtego kochała, i dla niej drapujący się w tamten mit. Ale to wszystko, te nieporozumienia i uproszczenia, nie są uproszczeniami Olbrychskiego. On po prostu oddał prozaiczny czas, w którym żyje.

Raptem wystąpił w "Ślubach panieńskich", gdzie zagrał Gustawa w reżyserii Władysława Krasnowieckiego. Gustawa mocno postrzelonego, postać która na naszych scenach zdążyła się już dawno zakademizować wraz z całą sztuką Fredry. Gustaw Olbrychskiego był żywiołowy. Zbuntowany, rokokowy aniołek odziany w czerwony fraczek.

Rzecz działa się w Teatrze Powszechnym przed dwoma laty. Teatr ten prowadzi Adam Hanuszkiewicz. I oto po raz drugi angażuje Hanuszkiewicz Olbrychskiego na scenę, tym razem do Teatru Narodowego, do roli Hamleta we własnej reżyserii.

Jestem zwolennikiem Hanuszkiewicza i jego sztuki. Widzę w nim - stale powtarzam - człowieka teatru lat filmu i telewizji. Żaden reżyser w Polsce, żadna scena w Polsce (a Hanuszkiewicz prowadzi już dwie: Powszechnego i Narodowego), nie rozlicza się tak skrupulatnie z lat, w których żyjemy.

"Hamlet" w Narodowym wygląda jak we wnętrzu kamery fotograficznej. Objęty ścianami z karbowanej blachy, niby miechem aparatu. A nad deskami sceny wisi ruchomy podest oświetleniowy, opleciony rurami i kablami, zastępujący krużganki zamku w Elsynorze, będąc wciąż tylko rusztowaniem dla reflektorów. Podest wygląda bardzo "technicznie". Przypomina z kolei wnętrze tranzystorowego odbiornika. A stroje aktorów - kombinezony, lub modne dziś skaje z łańcuszkami i medalikami.

Już to samo może zgorszyć prawomyślnego krytyka teatralnego. Tymczasem w przedstawieniu są drastyczniejsze i ważniejsze rzeczy. Nie tylko Hamleta, ale także Króla, Królową, Poloniusza - grają aktorzy młodzi, w dodatku zrobieni na młodych. Nie noszą peruk, ani bród. Przedstawienie - jak zwykle u Hanuszkiewicza - odbywa się w szybkim tempie, całościowo, w sposób montażowy, ani chwili pustej. Tekst jest zarazem bodaj integralny, w świetnym przekładzie Jerzego S. Sity. Przedstawienie trwa trzy godziny, nie nuży jednak, jak dobry film.

Jest zresztą także starość w tym spektaklu. Reprezentuje ją Stary Aktor oraz jego teatr. Jak ten teatr wędrowny odbija od teatru Hanuszkiewicza! Kiedy trupa produkuje się ze swoją sztuką, jest to nie tylko satyra na tradycyjną scenę, jest to także tradycyjny teatr bez satyry, tło, od którego gwałtownie i świadomie odbija nowoczesność Hanuszkiewiczowego Szekspira.

Jak wypadł Olbrychski? Wytrzymał ciężar roli. Wygrał ją w całym jej ogromnym diapazonie. Ale - niby skórę Aktora we "Wszystko na sprzedaż" - naciągnął ją na siebie. To jest Olbrychski na scenie. Gra Hamleta jako młodzieńca nam współczesnego. Gra siebie: inteligentnego i bardzo nieprostego, z pozorami siły (a może siłą rzeczywistą). Bez złudzeń jest jednak i zarazem z mnóstwem ideałów. Naciągnąć na siebie Hamleta to sztuka. Być współczesną gwiazdą, która kreuje królewicza duńskiego, jest sztuką jeszcze trudniejszą. Tak postępowała wielka aktorka filmowa Asta Nielsen w tej roli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji