Artykuły

Dwa podejścia

Zespół Teatru Narodowego w Warszawie na swoich dwu scenach - dużej i w Teatrze Małym - obrazuje dwa podejścia sceniczne do "retro". Choć grane są dwie sztuki napisane w zupełnie innym czasie, bo "Płatonow" Czechowa gdzieś w latach 1880-tych, a "Ta Gabriela" Tamary Karren w opracowaniu Ireny Eichlerówny w zeszłym, albo poprzednim jeszcze roku, ale obie tematycznie dotyczą tej samej epoki.

CZECHOW i Zapolska byli rówieśnikami, urodzili się w roku 1860. Czechow dla swoich sztuk czerpał podnietę z obserwacji świata, który go otaczał, to znaczy końca XIX i początku XX wieku. Tamara Karren, pisząc sztukę o Zapolskiej, czerpała temat oczywiście nie z obserwacji, lecz dokumentacji, jaką mogły być zapiski ówczesnych ludzi, życiorys Zapolskiej i jej listy wydane niedawno. Spojrzała więc na ową epokę z dystansu i pośrednio, przez swoje okulary. Na jednej płaszczyźnie należy więc ustawić Czechowa i Zapolską, jako bliźniaczych wyrazicieli swego czasu, a na drugiej Adama Hanuszkiewicza, jako inscenizatora "Płatonowa", granego w jego układzie tekstu i reżyserii oraz autorkę "Tej Gabrieli", ponieważ podjęli ryzyko, jak to się mówi, "odczytania" pokrewnych spraw na nowo, każde po swojemu.

HANUSZKIEWICZ zdecydował się na przeciwstawienie się dominującej w teatrach tradycji w interpretowaniu sztuk Czechowa jako dram nastrojowych. Nie czyni tego bezpodstawnie. Są dowody, że Czechow pisząc myślał raczej o wyśmianiu niż zadumie. Trzeba jeszcze uzyskać potwierdzenie zamysłu przez osiągnięcie artystyczne i zgodę widzów!

Hanuszkiewicz zapewne nie jest jednym, który zmaga się z sentymentalizmem. Widziałem w Leningradzie inscenizację krótkich opowieści Czechowa, dokonaną przez Akimowa w podobnym duchu. Tym razem jednak idzie o pełnospektaklową, przy czym zamysł Hanuszkiewicza artyści podjęli konsekwentnie.

Zofia Kucówna w roli ponętnej wdowy po generale i bankrutującej właścicielki majątku była osobą naturalną, postawioną w sztucznych sytuacjach. Nie idzie bowiem o karykaturę poszczególnych ludzi, lecz o drwinę z ich świata. Zdzisław Wardejn jako Płatonow, utracjusz i prowincjonalny uwodziciel, grając "arystokratę" o aparycji kucharza nie ośmiesza tego straceńca, ośmiesza kontekst, w jakim stał się nieodpartym zdobywcą kobiet, nie tyle gęsi z natury, co w gęsich okolicznościach.

Scena zazdrości między Sergiuszem w interpretacji S. Lewackiego, grającego na zmianę z J. Kulczyckim, a Sonią, graną przez E. Żukowską jest arcydziełkiem interpretacji wydrwiwającej. Okrucieństwo Czechowa było nie lada, skoro właśnie tej kobiecie każe zastrzelić Płatonowa. Świetnym blackoutowym efektem jest zagranie przez Henryka Machalicę nagłej decyzji starego Głagolewa, że przełoży wesołe życie w Paryżu nad troskę o Annę, czyli swój zdeprecjonowany ideał. Dobrze zarysowane są rodzajowe typy kobiece przez R. Ziętek i H. Rowicką. Szkicowo, ale wyraziście przedstawiono postacie koniokrada, pułkownika w stanie spoczynku i prowincjonalnego lekarza przez G. Krona, K. wichniarza i M. Słowińskiego. Wycyzelowali role kupca Żyda, jego syna studenta, oraz epizod woźnego sądowego J. Kłosiński, K. Wakuliński i J. Ciecierski. Scenografia X. Kaniewskiej i M. Chwedczuka podkreśla umowność teatralna, (choć nie bardzo rozumiem, po co Kłosińskiego przebrano za Żyda galicyjskiego, albo z Królestwa Polskiego, a nie z terenów, na których toczy się akcja).

Niestety, mimo niemal wodewilowego tempa przedstawienie trwa za długo.

NATOMIAST doskonale udało się wymierzyć efekty zgodnie z wrażliwością widza we wchodzącym na afisz w tym samym czasie wspomnianym już spektaklu dwugodzinnym o Zapolskiej. Uzyskano crescendo braw za tekst, grę Ireny Eichlerówny i Andrzeja Łapickiego oraz reżyserię tegoż.

Dla porządku zastrzeżenie. Zaczyna się widowisko dydaktycznie, zbyt pedagogicznie czymś w rodzaju wykładu o Zapolskiej. Na szczęście to wprowadzenie jest dostatecznie krótkie, by widz nie wpadł w drzemkę i oto ukazują się postacie Zapolskiej i Janowskiego w całej okazałości, dialog staje się coraz bardziej wartki, reagowanie widzów rośnie. Program powiada, że to, co słyszymy i widzimy, opracowała Eichlerówna na podstawie sztuki Tamary Karren. A więc mamy coś w rodzaju adaptacji. Szperacz odkryje, że w sztuce część tekstu, głównie tego, który został włożony w usta Zapolskiej, pochodzi z jej listów. Gabriela ma więc być dość autentyczna w granicach teatralności. Postać Janowskiego powstaje natomiast z autorskiego domysłu, jest bardziej literacka niż autentyczna. Można się także domyślić, że "opracowanie" Eichlerówny dotyczyło głównie tekstu Gabrieli, w drodze pewnych eliminacji tego, co jej jako interpretatorce mniej odpowiadało.

Styl jest biegunowo przeciwny założeniom inscenizacyjnym w "Płatonowie". Mianowicie bohaterowie nie są wyśmiani, lecz usprawiedliwieni. Nie tylko bohaterowie, ale także ich sprawy. Czasy niby te same, ale owite dyskretną mgiełka sentymentalizmu. Retro na serio, a nie na kpinę. Pogłębiona komedia psychologiczna, a nie farsa. Może by się przydała wobec szlachetnej gry Fichlerówny i Łapickiego, wykwintniejsza scenografia.

Ale jeżeli ten sam zespół na swych dwu scenach tak celnie i konsekwentnie przeprowadza tak różne koncepcje to dowód, że nie chce zamrozić się w teoriach, lecz poszukuje coraz nowych rozwiązań. Nie jest ani krzywym zwierciadłem, ani muzeum. Jest teatrem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji