Artykuły

Lekkość, lekkość

A także: cudowna sztuczność konwencji, radość z jej przełamywania, swobodne żonglowanie stylami, zabawa teatrem. Tak odczytuję zamierzenia twórców spektaklu. Tyle że nie do końca zostały spełnione na scenie.

Sceniczna baśń Gozziego znakomicie do takich gier się nadaje. Sama w sobie jest autotematyczną grą z teatrem, fikcją i rzeczywistością - jak to commedia dell'arte. Tutaj commedia dell'arte zeszła na daleki plan. Owszem, czterej zanni -Pantalone, Tartaglia, Truffaldino i Brighella - rozpoczynają spektakl. Ale półprywatnie, jako aktorzy, grający sobie w piłkę. Piłka kopnięta w prześwit dekoracji powraca jako obcięta głowa. Za ścianą zamykającą scenę jest inny świat - przechadzają się tam rytmicznie i formalistycznie postaci w orientalnych strojach. To teatr i aktorzy - stwierdzaj - odkrywczo zanni. I już mamy inną rzeczywistość - baśni o okrutnej księżniczce Turandot, która zadaje pretendentom do swej ręki trudne zagadki. Żaden jeszcze nie odgadł, więc ich okrwawione głowy malowniczo zawisają nad sceną.

Świat baśni jest mocno skonwencjonalizowany. Kostiumy są swobodnymi (przeważnie udanymi) wariacjami na tematy wschodnie, aktorzy (zwłaszcza w scenach zbiorowych) grają formą -precyzyjnie skomponowanym ruchem i głosem. Rytmiczne przemarsze, zbiorowe wstawanie i siadanie, muzycznie zakomponowane dialogi to tło dla głównych bohaterów. Zanim, choć komentują - jak każe konwencja - wydarzenia, przydzielone zostały role dworzan.

Główni bohaterowie - cesarz Altoum (Tomasz Wysocki), Turandot (Magdalena Nieć), Calaf (Artur Zawadzki), Adelma (Patrycja Durska), Selima (Katarzyna Raduszyńska), Schirina (Beata Schimscheiner), Barach (Andrzej Franczyk), Timur (Stanisław Berny) - mają prawo do bardziej skomplikowanego istnienia scenicznego. Forma ma być przełamywana treścią, czyli wyrażaniem uczuć. Przełamywanie bywa udane - dworska poza Turandot (dłonie złożone, łokcie uniesione wysoko, głowa do góry) jest obroną przed miłością do Calafa. Gdy cesarz Altoum usiłuje przekonać córkę do oddania ręki Calafowi, walczy nie tylko słowem, ale i z tymi łokciami, które uparcie, choć z coraz mniejszym przekonaniem unosi Turandot. Zabawnie (i trafnie) brzmi całkiem realistyczny wybuch zniecierpliwionego uporem córki Altouma: "Też bym cię nie chciał". Artur Zawadzki (Calaf), choć powinien być i z konwencji, i z uczucia, jest niezmiennie drewniany, choć wygląda dekoracyjnie.

Trafnych pomysłów jest sporo - torturująca więźniów Turandot zawieszona wysoko jak złowrogi ptak; tajemniczy dworzanin, ni to sztuczny, ni prawdziwy, hipnotyzujący zaświatowym głosem; oniryczne sceny rozgrywające się w komnacie Calafa. Ale ta zabawa na temat teatru i konwencji nie ma koniecznej lekkości, spod której mogłyby wyłonić się tematy poważniejsze - owa burza uczuć (miłości, zazdrości, nienawiści) miotająca bohaterami. Tajemnica teatru, która miała (według słów reżyserki) nas tutaj zafascynować - ktoś coś udaje, widzowie podglądają, wszyscy zgadzamy się na kłamstwo, okazujące się cudownym sposobem prawdą- pozostała po tamtej stronie rampy. Jako miłe, czasami dowcipne, czasami wysilone widowisko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji