Artykuły

Mrok pod abażurami

Normalnemu człowiekowi wyższości pilki nożnej nad teatrem udowadniać nie trzeba, albowiem dla normalnego człowieka wyższość piłki nożnej nad resztą świata jest zasadą świata. Delikatnie mówiąc, świat jest piłką nożną oraz życiem, bo w końca czymś się trzeba zająć w nudnym leju czasu, co się między meczem a meczem otwiera.

Pamiętam pewną środę na festiwalu w Toruniu. O 17.00 był świetny spektakl, ale świetny spektakl o 17.00 to stanowczo za mało, jak na mecz o 18.00. O 17.45 krytycy opuścili widownię. Żebyście słyszeli, jak na wieczornej dyskusji zmiażdżyli reżysera. Cóż, miał chłop pecha. Nasi nie dość, że przegrali 3-0, to przy okazji dali pokaz totalnej grafomanii piłkarskiej. Na dokładkę okazało się, że reżyser to kibic pływania synchronicznego. No i jak tu się dziwić finalnej miazdze?

Nie powiem, Katarzyna Deszcz świetnie zaczyna swą "Księżniczkę Turandot" Gozziego - zaczyna piłkarskim meczem. Niestety, po pięciu minutach mecz się urywa, wykluwa się teatr. Oto czterech facetów gra, piłka nagle znika w czarnej szparze, po czym z czarnej szpary wyskakuje czerep wcale nie rubaszny, gdyż okrwawiony. Jeden z futbolistów podnosi uciętą głowę, żółte zastawki znikają, pojawiają się jacyś Chińczycy, futboliści zaś, z krwawym łbem w garści, wchodzą w chińszczyznę, wstępują w iluzję. Amen. Nie chce być inaczej - świetny prolog Deszcz jest naznaczony fundamentalnym błędem. Otóż, jest tak, że jak się rozgrzanemu chłopu zabiera piłkę, to później nie ma już szans na żaden teatr. Tak jest w istocie, droga pani Katarzyno, jak świat światem - tak właśnie jest naprawdę. Pytanie więc: czym może być opowieść, której pierwsze takty naznaczone są błędem?

Logicy nauczają, że zero, czyli fałsz, to w swych efektach w istocie nieprzewidywalny stan skupienia ludzkiej myśli. Może z niego wyskoczyć kolejny fałsz, ale może wyskoczyć i jedynka, czyli prawda. Piłka nożna jest jednak bardziej precyzyjna. Deszcz zaczyna od fałszu, którego nie sposób usunąć. Owszem, idąc za futbolową metaforą Deszcz, całkiem poważnie twierdzę, że baśniową puszystość pisarstwa Gozziego, lekko filozofującą groteskowość tego niebywale zakręconego wcielenia commedii dell'arte, może dziś udźwignąć tylko piłka nożna, z tym że - właściwa piłka nożna. Trzeba czuć w nerwach nieludzką finezję "kiwki" Brązylijczyka Ze Roberto (Bayer Leverkusen), trzeba mieć w oku wręcz infernalną potęgę 60-metrowych podań Luisa Figo (Real Madryt), trzeba Gozziego czytać z delikatnością godną delikatności Zinedine'a Zidane'a (Real Madryt), który 60-metrową poezję Figo przyjmuje tak, jak kwiat przyjmuje pszczołę, i wreszcie, trzeba rozumieć klękającego bramkarza Kahna (Bayern Monachium), bywają bowiem tak piękne trzepoty piłki w siatce, bywają u Gozziego tak zdumiewające trzepoty teatralności, że nic, tylko klękać i płakać. I coś jeszcze - trzeba wiedzieć, że Ze Roberto nie po to tańczy, by. stać w miejscu, że Figo nie dla dowcipu podaje, jak podaje, że Zidane czule przyjmuje, by zmienić przyjęcie w ów trzepot nadzwyczajny, Kahn zaś klęka ze zwykłej ludzkiej bezradności. Ta ich gra, jest jak Gozzi, całkiem jak Gozzi. A Deszcz?

Jeśli nawet ma w sobie piłkę nożną, to jest to ściśle ta radość futbolowa, co nam ją nasi sprawili w meczu z Japonią. Ołów, benedyktyński mozół młodych dziadków, bycze sapanie już od piątej minuty, oczy wyłażące z orbit i człapanie w piętkę na nogach sprawnych, jak nogi faceta tuż po litrze. U Deszcz aktorzy przez dwie godziny zgrywają się na Chińczyków, którzy nie dość, że chodzą po chińsku (podziwiam brawurę choreograf Iwony Olszowskiej!) to do tego kompletnie nie wiedzą, gdzie leży Pekin. Chińszczyzna zdaje się alfą i omegą w ogóle wszystkiego. Niektórzy artyści mają abażury na głowach, początkowa piłka jest żółta, zmotoryzowane ściany też są żółte, w przeciwieństwie do kostiumów, których paleta barw jest za to prężna niczym oko śpiącego samuraja albo jak polskie przecież frazy, z których każda jedna brzmi jak sławetne: łakaremaska, andżin san, łakaremaska. W związku z czym sztuka być w efekcie o księżniczka, co najpierw kochać księcia, ale nie pokazywać, że go kochać i dopiero na końcu pokazać, że go kochać, bo tak i już. Że powtórzę - "Księżniczka Turandot" to fenomenalny kontredans groteskowej baśni z teatralną potęgą commedii dell'arte, kwiat sceniczny, który nic nie waży, a potężnie wiele daje do myślenia. Cóż więc jeszcze można rzec po dwóch godzinach tego skośnookiego ołowiu scenicznego? Oczywistość powiem. Otóż, nie wystarczy aktorom założyć abażury, żeby coś pod abażurami zajarzyło, na świecie bowiem jest naprawdę tak, że jak się rozgrzanemu chłopu zabierze piłkę, to później następuje nagła śmierć złodzieja, a nie żaden teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji