Artykuły

Żyję niezdrowo i niehigienicznie...

- Nie wiedziałam, że syn się wybiera do szkoły teatralnej. Siedziałam za stołem egzaminacyjnym w komisji i przeczytałam, że na liście jest jakiś Grzegorz Małecki. Pomyślałam najpierw, że to zbieżność nazwisk, ale kiedy w papierach zobaczyłam inne dane osobowe, to już nie miałam wątpliwości, że chodzi o moją latorośl. Opuściłam salę egzaminacyjną, pozostawiając wolne pole synowi do zdawania, a profesorom do decyzji - mówi ANNA SENIUK, aktorka Teatru Narodowego w Warszawie.

Rozmowa z ANNĄ SENIUK, aktorką teatralną i filmową, odtwórczynią niezapomnianej roli Madzi Karwowskiej z serialu "Czterdziestolatek", profesorem Akademii Teatralnej w Warszawie.

Pochodzi Pani z Kresów, które wskutek zawirowań politycznych trzeba było opuścić. Jakie wspomnienia zachowała Pani z czasów dzieciństwa?

- Moje dzieciństwo zostało ukształtowane przez burze historyczne - powojenne zmiany gr nic, podróże z rodziną. Ciągłe przenosiny z miejsca na miejsce były bardzo przykre, szczególnie dla moich rodziców, którzy czuli się odpowiedzialni za nas, małe dzieci, i dziadków, którzy z nami wędrowali. Zmienialiśmy adresy co roku, co dwa, co trzy. Najgorsze były zmiany szkół - musiałam zostawiać koleżanki, kolegów, ledwie zdążyłam się z nimi zaprzyjaźnić. Ale myślę, że to mnie czegoś nauczyło, bo każda przeciwność losu niesie doświadczenie, które przekłada się później na jakieś korzyści. Byłam bardzo nieśmiałym dzieckiem, a będąc stawiana we wciąż nowych sytuacjach, musiałam nauczyć się przezwyciężać tę nieśmiałość, której tak naprawdę nigdy się nie pozbyłam. W końcu przygarnęło mnie miasto, które pokochałam od pierwszego wejrzenia, czyli Kraków, gdzie spędziłam najważniejsze lata mojego życia. Tu ukończyłam szkołę średnią, później studia w PWST i rozpoczęłam pracę w pierwszym moim teatrze.

Podobno zawód aktora nie był tym jedynym wymarzonym. Myślała Pani o studiowaniu konserwacji lub historii sztuki. Czy z tamtych zainteresowań coś zostało do dziś?

- Zamiłowanie do sztuki zostaje na całe życie. W domu mam trochę secesyjnych drobiazgów, które należą do sztuki użytkowej. Część z nich odziedziczyłam po cioci-babci, bowiem jej pierwszy z trzech mężów był rzeźbiarzem i malarzem, wykonywał sporo przedmiotów właśnie w tym stylu. Później już sama powiększałam mój zbiór.

Ostatecznie wybrała Pani jednak aktorstwo, skończyła krakowską szkołę teatralną i miała dużo szczęścia, bo dostała Pani angaż do Starego Teatru.

- To były lata bardzo intensywnej pracy. Trafiłam do StaregoTeatru w czasie, kiedy był on w okresie swojego największego rozkwitu, kiedy reżyserowali w nim Jarocki, Hubner, Swinarski. Po za tym obyczaj ówczesnego dyrektora Huebnera był taki, że gdy brał młodzież do teatru, to brał też odpowiedzialność za jej dalsze kształcenie w zawodzie. Pierwsza sztuka, w której zagrałam, była właśnie w jego reżyserii ("Wariatka z Chaillot" J. Giraudoux - przyp. red.), następna w reżyserii Jarockiego ("Zmierzch" I.E. Babla), a później Swinarskiego ("Nie-Boska komedia" Z. Krasińskiego). Od razu więc miałam kontakt z wybitnymi reżyserami, od których mogłam się dużo nauczyć. Mało tego, w tym teatrze byli przecież także moi profesorowie ze szkoły teatralnej, którzy również poczuwali się do opieki

nad młodą adeptką, miałam więc poczucie bezpieczeństwa, mimo że zmagałam się z różnymi trudnościami, jak to na początku bywa.

Później przyszła też kariera filmowa. Którą z ról wspomina Pani najcieplej?

- Kariera to może za dużo powiedziane, bo nie mam na swoim koncie wielu ról filmowych. Ale mam trzy filmy, które wysoko sobie cenię, zresztą nie tylko ja, ale i widzowie. Są to "Bilet powrotny" w reżyserii Petelskich, "Panny z Wilka" Wajdy i "Konopielka" w reżyserii W. Leszczyńskiego. Każdy z nich jest inny. Bardzo cieszę się, że nie zostałam zaszufladkowana. Po "Czterdziestolatku" miałam niestety taki "pusty" okres, kiedy otrzymywałam propozycje grania kur domowych, cieplutkich kobieciątek, więc odmawiałam i czekałam jakieś dwa lata. Wówczas Petelscy obsadzili mnie w zupełnie innej roli, czyli w dramacie, a.później Wajda zobaczył ten film, zachwycił się i zaproponował coś jeszcze odmiennego - rolę zwiewnej, romantycznej Julci. Natomiast "Konopielka" jest moim ulubionym filmem, a Handzia ukochaną postacią.

Popularność i powszechną rozpoznawalność przyniosły Pani seriale -"Czarne chmury", a nade wszystko "Czterdziestolatek". Lubi Pani Madzię Karwowską?

- Naturalnie, jest poczciwa, kochająca, oddana. Ten serial był jednym z niewielu tamtego czasu, które zapadły w pamięć telewidzom. Później przez parę lat broniliśmy się przed "Czterdziestolatkiem", mimo że były zakusy, aby od razu kręcić dalsze części. Odczekaliśmy jednak 20 lat i nakręciliśmy "Czterdziestolatka 20 lat później". Okazało się, że publiczność telewizyjna była ciągle

z tym serialem na bieżąco, bo przez te lata wciąż do niego wracano, emitując na różnych kanałach.

Czy komedia to Pani ulubiony gatunek? Zagrała Pani wiele ról komediowych, w tym sporo Fredrowskich.

- Powiem tak - komedia to gatunek też ulubiony. Rzeczywiście dużo gram takich ról, a Fredrę bardzo kocham i sądzę, że jest to miłość wzajemna, bo miałam dużo szczęścia do hrabiego. Jeżeli gdzieś w teatrze jest grana jego sztuka, to zazwyczaj "hrabia mnie obsadza" i mam przyjemność spędzić z nim kilkadziesiąt czy kilkaset wieczorów.

A jak się Pani czuje w roli pedagoga?

- To dla mnie naturalna kolej losu, bo moi dziadkowie byli nauczycielami i rodzice także. Na pewien czas odstąpiłam od rodzinnej tradycji, ale odnalazła mnie. Okazało się, że te geny pedagogiczne we mnie tkwią, bo podjęłam pracę nauczycielską, choć niełatwo mi było się zdecydować - to przecież było całkiem nowe wyzwanie. Zostałam jednak przekonana przez kolegów i rektora, który mnie angażował, i tak już zostało. Kontakt z młodzieżą jest zawsze ożywczy i przynosi starszyznie ciekawe doświadczenia. W pewnym wieku człowiek wpada w koleiny rutyny, staje się mało elastyczny, a młodzi ludzie mają świeże spojrzenie, nowe pomysły, lubią prowokować... I dobrze.

Dwójka Pani dzieci wybrała zawody artystyczne (Magda Małecka - altowiolinistka, Grzegorz Małecki - aktor, przyp. red.). Czy wpływała Pani jakoś na te wybory?

- Absolutnie nie. Zresztą decyzja syna była podjęta całkowicie poza moją świadomością. Nie wiedziałam, że syn się wybiera do szkoły teatralnej. Siedziałam

za stołem egzaminacyjnym w komisji i przeczytałam, że na liście jest jakiś Grzegorz Małecki. Pomyślałam najpierw, że to zbieżność nazwisk, ale kiedy w papierach zobaczyłam inne dane osobowe, to już nie miałam wątpliwości, że chodzi o moją latorośl. Opuściłam salę egzaminacyjną, pozostawiając wolne pole synowi do zdawania, a profesorom do decyzji.

To jak się teraz gra w jednym teatrze z synem?

- Dobrze, ale muszę powiedzieć, że bardzo się pilnuję, bo syn jest krytyczny. Bywa tak, że robi mi uwagi, ale w sposób delikatny i o dziwo zawsze ma rację.

Jak się Pani wycisza, spędza wolny czas, dba o siebie?

- Żyję niezdrowo i niehigienicznie. Mam okresy, kiedy jem dużo słodyczy, a potem usiłuję za to pokutować. Myślę, że jestem nierówna w swoich decyzjach odnośnie zdrowia - po prostu nie zawsze się nim zajmuję. Kiedy na przykład cały tydzień gram poza Warszawą, to trudno mi gimnastykować się, biegać czy dbać o siebie. Później jednak staram się to nadrobić. Chyba nie jestem dobrym przykładem zdrowego trybu życia. A co do wolnego czasu, to zastanawiam się, kiedy ostatnio go miałam. W domu jest przecież zawsze dużo rzeczy do zrobienia, a jeszcze czytanie, przygotowywanie scenariuszy i ról itp.

Ale wiem, że lubi Pani podróże.

- Jeśli są wakacje, a wakacje rzecz święta, to oczywiście podróżuję. Najdalej byłam w Chinach i to bez pomocy biura podróży. Pojechałyśmy z koleżanką we dwie indywidualnie do Szanghaju, a stamtąd dalej zwiedzać kraj. Kiedy z jednego miejsca kompletnie nie mogłyśmy się wydostać, bo nie było możliwości kupienia biletu ani dogadania się, pomógł nam pewien Chińczyk, który mówił trochę po angielsku. Spojrzał na nas z podziwem i stwierdził: "Panie są bardzo odważnymi kobietami".

To czego Pani życzyć? Wielu ciekawych ról czy wielu podróży?

- Ról to będzie, ile będzie. Dużo się wżyciu nagrałam. Podróży - owszem. No i relaksu, żebym się mogła w końcu wyspać i żebym mogła bezkarnie zjeść ciastko, ale to raczej jest niemożliwe.

Mimo wszystko życzę tego i dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji