Artykuły

Testament psa

Zbiorowa egzekucja na wesoło? Z trudem by teraz taka scena przeszła przez głowę na papier pisarzowi z naszych okolic kuli ziemskiej. Ironia, groteska makabryczna, nawet buffonada, ale z podtekstem, ale jako piekielnie serio kpina ze świętości... Żeby przecież z nieprzymuszoną radością - i ku szczeremu zadowoleniu widzów - pokazać grupę skazanych i ich zabawne wyliczanie strzałem z fuzji w plecy!

Ariano Suassuna jest Brazylijczykiem. Sławny zbój Severino i jego sympatyczny pomocnik rabują w sztuce Suassuny miasteczko, a potem bawią się w sąd ostateczny, po każdym załatwionym pacjencie wesoło kiwa się dużym palcem w kierunku matki ziemi. Po zabawie kolej na Sąd z dużej litery. Już po tamtej stronie. Biskupa, księdza i zakrystiana, chciwego piekarza i jego rozwiązłą żonę, zbója Severino i cwaniaka Grillo oskarża Lucyfer, Matka Boska adwokatuje, Jezus Chrystus rozstrzyga: dwu do nieba (ludowi bandyci), pięciu do czyśćca (kler i burżuazja), jeden z powrotem na ziemię (cwaniak). Do piekła nie pójdzie nikt, "Testament psa" jest moralitetem pogodnym, opozycja diabelska bezsilna wobec mądrej stanowczości niebieskiej centrali.

Nie znam folkloru brazylijskiego, nie ulega przecież wątpliwości, że sztuka o Miłosiernej karmi się mądrością i fantazją ludu. Charakterystyczne zbliżenie, bezceremonialne, do osób świętych na ziemi i w niebie, charakterystyczny typ sprawiedliwości, w której biedacy zawsze będą mieli w końcu rację, mądry chłopek oszuka diabła i bogacza, a nawet z Panem Bogiem swych sztuk popróbuje. Dosadny humor, jak ta sprzedaż kota, który "oddaje" spod ogona pieniądze, jak cudowne właściwości wskrzeszającej fujarki, jak sam wreszcie, tytułowy koncept testamentu i pogrzebu (z łaciną!) Szarusia piekarzowej. Nam przypomina to staropolskie facecje, to podhalańskie gadki o góralskim Panjezusie, to znowu Schillerowskie "Igraszki z diabłem" i "Pastorałkę", a także... Bertolta Brechta. Chyba nie tylko dlatego, że reżyser "Testamentu" w warszawskim Ateneum jest zawołanym brechtystą. Nie ma w tej sztuce klasowej postawy Brechta, jest jednak coś namacalnie wspólnego, pewnie na zasadzie podobnego tu i tam dydaktycznego spojrzenia na świat oczyma człowieka pracującego, spojrzenia z dołu. Dydaktyzm to u Suassuny kpiący, niefrasobliwy, chociaż nie należy lekceważyć powagi autorskiego celu. Wypady przeciw klerowi, przeciw leniwcom, chciwcom i "zbyt dobrym organizatorom" idą w parze z krytyką wyraźnie nakierowaną społecznie. Osobliwa to sztuka. Pisał ją przeciw błędom kleru żarliwy katolik. I tak pisał, że wojujący ateusz nie obrazi się o postać i funkcję "pozytywnego" Manuela, czyli Chrystusa Pana - człek najbardziej regularnie wierzący nie poczuje zadry w sercu przy finansowych kombinacjach kapłanów. Chyba, że im obu pryncypia przysłonią oczy duszy rozumnej humor.

Reżyser jest dobry. Dał całości piękne tempo, dał trochę jarmarczny, trochę łobuzerski "sznyt". Roi się od drobnych i uroczych pomysłów, od reżyserskich "wynalazków". Muzyka Edwarda Pałłasza nienagannie wtopiona w strukturę widowiska, słyszy się jej rytm w ruchu scenicznym, nawet gdy za kulisą muzykantów mamy odpoczynkową pauzę. Nie zawsze tak dobrze słyszy się dialog. Szczególnie w wypadku sympatycznej i żwawo granej pary Grilla (Marian Kociniak) i Chica (Bronisław Pawlik). Niepokonanie zabawny jest Jan Matyjaszkiewicz w roli Księdza, jego też na czoło aktorskich finezji tego spektaklu wysunąć. Pewien niedosyt - o ile idzie o aktorską stronę widowiska - wywołuje bez wątpię to, że przy takiej zabawnej koncepcji, przy farsowych sytuacjach, i lekkiej i precyzyjnej robocie reżysera domagamy się mimo woli nie dobrej, nie poprawnej, ale doskonałej gry, maksymalnie sprawnego ruchu i gestu.

Widowisko takie źle znosi małe nawet "nietakty", drobne nawet zgrzyty koronkowej maszynerii. Umyślny bałagan dekoracji, taki pełen wdzięku "śmietnik" z brudnych desek, opon samochodowych, beczek blaszanych, szmat i obrazkowej aureoli wokół głowy Najświętszej Panny - to zobowiązuje. W tak teatralnym teatrze wypada mieć zgoła sprawność Chińczyków z ich opery czy Włochów z Teatro Picollo. Proszę wybaczyć mi te tęsknoty do absolutu, ale winni tu koledzy z Ateneum, za wiele drobnych rzeczy posmakować.

[data i źródło ukazania artykułu nieznane]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji