Artykuły

Ćwiczenia z Różewicza

W prapremierowej insceniza­cji "Kartoteki", przygoto­wanej przed blisko trzy­dziestu laty na scenie Teatru Dramatycznego, jednym z waż­niejszych elementów scenografii Jana Kosińskiego - prócz, rzecz jasna, łóżka, w którym spoczy­wał Bohater - był płot, zwy­kły, drewniany płot, jakich za­pewne wiele stało wówczas na ulicach Warszawy, okalających liczne place budowy. Bądź co bądź był to rok 1960. Płoty te - niektórzy z czytelników zapew­ne pamiętają - oklejało się pla­katami, by nie szpeciły widoku (być może dzięki temu właśnie tak nam wówczas rozkwitła "pol­aka szkoła" plakatu); tak postą­pił też Kosiński ze swym płotem ustawionym na scenie Drama­tycznego. Na starych zdjęciach z prapremiery widzimy więc Bohatera (grali go na zmianą Józef Para i niedawno zmarły Ludwik Pak) na tle plakatów reklamujących obchody ,,Roku Słowackiego", odczyt w Stowarzyszeniu Ateistów i Wolnomyślicieli, nowy film z Elizabeth Taylor oraz najświeższą premierę w Teatrze Dramatycznym: "Kartoteką". Wygląda to tak, jakby przez pokój Bohatera przechodziła uli­ca" - pisał Różewicz w dida­skaliach. Kosiński potraktował tą autorską wskazówką bardzo po­ważnie.

W najnowszej inscenizacji sztuki Różewicza, przygotowanej w Malarni Teatru Studio, sce­nografią tworzy jedynie łóżko i stara przedwojenna szafa; reszta sceny ginie w ciemnościach. Ta "Kartoteka" równie dobrze mo­głaby się dziać w Polsce, jak i w każdym innym kraju; koloryt lokalny nie jest tu istotny, czy też - mówiąc precyzyjniej - nie ma decydującego znaczenia.

W dotychczasowej tradycji interpretacyjnej podejście takie jest pewną nowością. Zazwyczaj starano się mniej lub bardziej mocno związa6j Bohatera z kon­kretnym miejscem i czasem. Krzysztof Kieślowski, autor tele­wizyjnej wersji "Kartoteki" z końca lat siedemdziesiątych, u-mieścił swego "Bohatera (grał go Gustaw Holoubek) w czterech ścianach mieszkania bloku na Stegnach; Tomasz Zygadło, któ­ry sztuką Różewicza reżysero­wał w kilka lat później w Tea­trze Powszechnym w Warsza­wie, tłem akcji uczynił realia lat stalinowskich. Twórcy przedsta­wienia w Teatrze Studio nato­miast wyprowadzają "Kartoteką" - jak pisze w programie Ta­deusz Drewnowski, wnikliwy badacz twórczości Różewicza - "ze skrzyżowania wielkomiej­skiego (...) na rozstaje świata".

Skąd taka interpretacja? Z kilku, jak sądzę, powodów. Po pierwsze, chyba z uświadomie­nia sobie oczywistego faktu, iż czas nie stoi w miejscu. Gdyby Bohater Różewicza "żył" do dzi­siaj - miałby w obecnej chwili lat blisko siedemdziesiąt, byłby wiać- człowiekiem starym, dobie­gającym kres\a. Bohater z roku 1960 był, jeśli tak można powie­dzieć, na półmetku; miał za so­bą doświadczenia okupacji i sta­linizmu, ale i kawałek życia przed sobą: wiadomo było, że coś jeszcze musi się zdarzyć. Zda­rzyło się, i to niemało: był rok 1968, 1976, 1980 i następne; bio­grafia Bohatera wypełniła się kolejnymi doświadczeniami. Swe­go rodzaju nieuczciwością ze strony inscenizatorów byłoby więc udawać, że czas zatrzy­mał się w roku 1960, że dopiero co przebrzmimy echa paździer­nikowego wiecu na placu Defilad.

Następna sprawa: twórcy "Kar­toteki" w Teatrze Studio - czwórka studentów Wydziału Reżyserii warszawskiej PWST: Zbigniew Brzoza, Maciej Cirin, Szczepan Szczykno i Jarosław Kilian - to ludzie bardzo mło­dzi; w momencie prapremiery sztuki Różewicza - dwóch z nich nie było jeszcze na świecie. Niepokoje moralne pokolenia ich ojców, do którego przecież nale­ży także Bohater Różewicza, są im zapewne dość odległe: oni. na szczęście, nie strzelali po lasach do wroga, ni* klaskali nowo kreowanym bożkom Oglądane z perspektywy trzydziestoletnich życiorysów dylematy Bohatera podlegają swoistej uniwersalizacji, zyskują wymiar Beckettowski. Bohater sprzed lat trzydzie­stu wiedział, że mimo obciążenia przeszłością - będzie musiał żyć, Bohater z roku 1989 wie, że w jego życiu już się nic istotnego nie zdarzy, że musi umrzeć.

I wreszcie przyczyna trzecia, kto wie, czy nie najważniejsza: Tadeusz Łomnicki. Być może właśnie za przyczyną jego emploi, jego niedawnych ról w tryp­tyku Beckettowskim na scenie Teatru Studio, ..Kartoteka" anno 1989 ma taki właśnie kształt in­terpretacyjny.

Z adnotacji w programie przed­stawienia sądząc, spektakl skła­dać się powinien z czterech części; na każdą z nich pracował inny reżyser. Przyznam szcze­rze, że nie bardzo mogłem do­patrzyć się na scenie specjalnych różnic i wyraźniejszych odręb­ności; nie widać raczej, gdzie kończy się jedna część, a zaczy­na następna. No cóż, być może siła osobowości Łomnickiego jest tak wielka, iż w zderzeniu z nią racje reżyserów okazały się ma­ło istotne. Wydaje mi się, że jedynie Jarosławowi Kilianowi udało się wyjść obronną raka z tej konfrontacji. Wyreżyserowa­na przez niego czwarta, ostatnia część ma wyraźnie określony kli­mat. Mówiąc najprościej: "Kar­toteka" w interpretacji Kiliana to rzecz o umieraniu, o rozsta­waniu się ze złudzeniami, z marzeniami, z przeszłością. Podkre­śla to wyraźnie mocna scena fi­nałowa - rozmowa Bohatera z Dziennikarzem (Olgierd Łukaszewicz) - będąca czymś w rodza­ju spowiedzi na łożu śmierci.

W pozostałych sekwencjach spektaklu dają znać o sobie żywioły, które ujawniają się za­zwyczaj wtedy, gdy reżyser nie bardzo panuje nad tym, co dzie­je się na scenie lub nie jest do końca pewien swych 'racji. Prze­de wszystkim - aktorska nadekspresja, jak chociażby w sce­nie pomiędzy Wujkiem (Marek Walczewski) i Bohaterem. .Wal­czewski i Łomnicki toczą pomię­tą wspaniały, brawurowy (i wyrównany) pojedynek na mi­ny, aktorskie sposoby, grepsy, chwyty i Pan Bóg wie co jesz­cze; widzowie są w siódmym niebie, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że obaj mistrzowie jakby na chwilę zapomnieli, cze­mu ten pokaz ma służyć.

Mimo takich czy innych nie­doskonałości, widać jednak wy­raźnie. Iż młodzi reżyserzy są ludźmi raczej nieźle przygotowa­nymi do zawodu. Mają pomysły, potrafią budować nastrój, roz­wiązywać poszczególne sytuacje sceniczne. Dysponują też chyba niezłym przygotowaniem teore­tycznym, znają kanon naszych najwybitniejszych inscenizacji, np. '"Wyzwolenie" Swinarskiego czy spektakle Grzegorzewskiego, co dają nam zresztą kilkakrotnie do zrozumienia. Takie fascynacje i zauroczenia to na obecnym etapie - spektakl w Teatrze Stu­dio jest wszak przedstawieniem warsztatowym - rzecz całkiem naturalna: każdy młody twórca szuka dla siebie mistrzów i auto­rytetów. Ważne, żeby później umiał iść własną drogą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji