Artykuły

Jacy jesteśmy wobec obcych...

Z Izabellą CYWIŃSKĄ - reżyserem który przygotowuje w Teatrze "Wybrzeże" premierę "Hanemanna" rozmawia Alina Kietrys.

- Czy "Hanemann" Stefana Chwina jest w tej chwili dla pani najważniejszą powieścią?

- Oczywiście! Dobrze znałam tę książkę i lubiłam ją zanim zaczęłam myśleć o adaptacji. Mimo to - nie było łatwo. Opisywanie świata przez Chwina jest przeciwieństwem tego, co można pokazać w teatrze. Język Chwina jest przebogaty, stanowi ogromną wartość sam w sobie, ale można by "zagadać" nim publiczność. Ograniczyłam więc dla potrzeb teatru tekst Chwina do minimum, pozostając równocześnie wierna mu do bólu.

- Ale akcję "Hanemanna" trzeba opowiedzieć.

- Mam obsesję, którą realizuję już od jakiegoś czasu w mojej twórczości. W "Cudzie Purymowym", "W drugiej matce", a także w "Bożej podszewce" mówię o tym, jacy jesteśmy wobec obcych, wobec innych. Opowiadam o tym, jak bardzo jesteśmy nietolerancyjni, zapatrzeni we własny sposób myślenia o świecie, jak bezmyślnie coś nazywamy tradycją, bo "tak robiły moje ojce", bo takie rządzą nami stereotypy. Nie zwracamy uwagi na zmiany, na nowy otaczający nas świat. Stefan Chwin ze swoim "Hanemannem" pomógł mi w dalszym myśleniu o tej sprawie. Spektakl rozpięty będzie między śmiercią, miłością a walką o prawo do człowieczeństwa i miejsce na świecie dla każdego. Trójka głównych bohaterów tego spektaklu to Niemiec - Hanemann, Ukrainka Hanka i niemy chłopak Adam, dziecko wojny - Żyd a może Cygan - który przez tę niemotę jest obcy. Ta trójka na końcu ucieka przed ubeckim prześladowaniem. Uciekają razem. Łączy ich miłość.

- Stefan Chwin przywiązuje ogromną wagę do szczegółu, detalu.

- Tak. Chwin poprzez miłość do przedmiotu wyraża szacunek do tradycji - w najlepszym tego słowa znaczeniu, do kultury, dokonań przeszłych pokoleń. On ukochał przedmioty, opisuje je pieczołowicie, a poprzez nie świat. To musiało znaleźć się w przedstawieniu. Bez tego nie byłoby Hanemanna. Pożegnanie rzeczy, pamiątek, śladów własnego życia, a następnie "oswajanie" ich przez przybyszów z innego świata - to bardzo ważne sceny w tym spektaklu.

- Przygotowuje pani "Hanemanna" w teatrze w tym czasie, kiedy już wiadomo, że Agnieszka Holland i Magda Łazarkiewicz będą kręciły film według tej powieści.

- Ciekawa jestem. Powieść Chwina to świetny materiał na film. Ale też nie będzie łatwo Agnieszce. Bo jak poradzić sobie z językiem Chwina, jak go przełożyć na obraz nie tracąc tego, co najwartościowsze w jego twórczości.

- Czy doświadczenie filmowe przydaje się w teatrze?

- Bardzo. Należy przenosić dbałość i troskliwość w pracy z aktorem do filmu, a umiejętność montażu, skrótów filmowych do teatru. Myślę, że bardzo dobrze "mieszają" się te dwa języki, a ten płodozmian dobrze robi reżyserowi.

- A czy reżyserowi - Izabelli Cywińskiej - przydały się również doświadczenia ministra kultury?

- Oczywiście. To był czas mego czynnego uczestnictwa w polityce, którą się zawsze interesowałam. To był radosny, pełen wiary skok w nową rzeczywistość, a po kilku latach... zawód. Jestem państwowcem, boli mnie to, co się dzieje. Prywata, głupota, któtkowzroczność elit. Państwo powinno być silne i trzeba w tej materii jeszcze wiele zrobić.

Fascynuje mnie nadal temat jednostka a społeczeństwo. Profesja, którą uprawiam, daje mi szanse na dzielenie się z ludźmi moją troską, mówienie o tym, co mnie boli, co myślę o świecie, a równocześnie pozostawanie z boku. To luksus.

- Mówi pani o zaangażowaniu własnym i innych polityków, ale kultura na tym zaangażowaniu nie wyszła najlepiej.

- To prawda. Ale winne jest też środowisko kultury. Żyjemy ciągle jeszcze jedną nogą w peerelu.

- Pomysł z kategoryzacją teatrów narobił wiele zamieszania.

- Tak, a teraz się wzdycha, że jakby to było dobrze, gdyby się wtedy to zrobiło. Ale generalnie kultura zyskała. Mamy pełne księgarnie dobrych książek, mamy dobrych pisarzy, dobrą prasę i z małymi wyjątkami... fatalną kinematografię, średni teatr i byle jaką telewizję publiczną. Ale mamy wolność, a wolność jest pierwszym i najważniejszym przywilejem kultury, choć... brak wolności był również inspirujący. Tego także doświadczyliśmy. Osobiście wolę jednak inspiracje wolnością.

A w ogóle to nieźle się zakotłowało. W jednej chwili kultura weszła "w grę rynkową", otwarty się granice i wlała się z Zachodu struga "mętnej wody" tak charakterystyczna dla masowej kultury podporządkowanej komercji.

- Nic panią nie martwi w kulturze?

- Nie martwię się o tzw. wysoką sztukę, bo wierzę, że w człowieku jest potrzeba dobra i piękna, a to jest jednoznaczne z prawdziwą twórczością. Natomiast poziom kultury masowej pozostawia wiele do życzenia. I tu jest zadanie dla inteligencji polskiej, którą obarczam odpowiedzialnością za stan, który istnieje.

Amerykanie wymyślili western, na którym wychowały się miliony patriotów tego wielonarodowego państwa. Strzelanie w imię dobra przeciw złu miało jasną wykładnię moralną. Czy my potrafimy coś takiego zrobić? Historyczne superprodukcje, drogie i kiczowate, to za mato. A telewizyjne sitcomy o pijaczkach to już całkiem nie to. Na tym nie da się wychować społeczeństwa obywatelskiego.

- W tym minionym dziesięcioleciu - pani zdaniem - zawiodła inteligencja.

- Uważam, że tak. Sama też nie czuję się bez winy.

- Ma pani rodowód również osadzony i wpisany w historię.

- Moja rodzina była zasłużona szczególnie dla Lwowa. To byli zamożni ludzie, którzy łożyli na kulturę tego miasta m.in. zbudowali teatr (dziś "Lesi Ukrainki") i muzeum etnograficzne. Ale potem wszystko się przewróciło do góry nogami. Z zamożności nie zostało nic, a o chwalebnej przeszłości i tradycji lepiej było zamilczeć. Ale na szczęście rodzice uznali, że najważniejsze jest wykształcenie. Zostałam - jeśli patrzeć na to w kontekście zdarzeń historycznych - "zdeklasowana". I nie ma to dla mnie pejoratywnego zabarwienia, choć kompletnie zmieniła mi się optyka patrzenia na świat. Najważniejsze było nie to, co zrobili moi przodkowie, ale to co ja mogłam zrobić.

- Kilka lat temu naraziła się pani wielu środowiskom serialem "Boża podszewka". Teraz ten film powtarzany jest w telewizji i trwać będzie przez kilka tygodni na małym ekranie.

- Bardzo jestem ciekawa reakcji publiczności właśnie teraz, po pięciu latach.

- Czy w trakcie tej "wielkiej dyskusji" czuła się pani wyklęta?

- Tak. To było bardzo bolesne doświadczenie. Po raz kolejny okazało się, że myślenie niektórych ludzi utrwalone stereotypami jest nie do zmiany. Ja mówiłam o losach jednej rodziny, oni chcieli to generalizować - przymierzać do własnych doświadczeń. To było nieporozumienie. Na kresach - jak mi starano się udowodnić - wszyscy bez wyjątku mówili po francusku, grali na fortepianie, kochali się tylko w nocnych koszulach i po ciemku. Nigdy mąż nie zdradzał żony. Taki obraz chcieli przekazać swoim dzieciom ludzie stamtąd. Więc film na podstawie scenariusza opartego na autentycznych losach, opisanych przez Teresę Lubkiewicz-Urbanowicz, był zawzięcie atakowany, bo pokazywał inny świat kresów. Ale też i bardzo, bardzo chwalony, także przez kresowiaków, ale innych, np. przez Czesława Miłosza.

- Czy nie miała pani żadnych wątpliwości?

- Nigdy nie miałam wątpliwości, że dobrze zrobiłam, kręcąc ten film. Robiliśmy go z miłości do tamtego świata, tamtej historii, ludzi. Było mi oczywiście przykro, bo to były trzy lata z mego życia ...które odłożono na półkę. "Boża podszewka". była jedynym zatrzymanym filmem w III RP - z woli poseł Czuby, czy parafii Radia Maryja, jakiejś organizacji kresowej ostro protestującej. Ale z drugiej strony jestem dumna, że znalazłam się w grupie twórców takich jak Zapolska, atakowana za "Moralność pani Dulskiej", Tadeusz Różewicz za "Do piachu", czy Jan Józef Szczepański za "W butach" i wielu innych, którzy odważyli się powiedzieć coś inaczej niż było przyjęte.

- Co jeszcze "na warsztacie"?

- Realizuję dla teatru telewizji bardzo interesującą sztukę współczesnego rosyjskiego pisarza Nikołaja Kolady i "kręcę" między świętami a Nowym Rokiem. Do Gdańska i do "Hanemanna" wrócę 8 stycznia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji