Artykuły

Jestem koncertowym maniakiem

- Nieraz śpiewałem dziewczynie do ucha i zawsze działało. Kto wie, może trochę pozazdrościłem muzykom i dlatego powstała ta płyta - mówi Borys Szyc o debiutanckiej płyci "Feeling Good" aktor BORYS SZYC.

Paulina Wilk: Zajął się pan muzyką, bo świat kina i teatru to już za mało?

Borys Szyc: Spełniłem pragnienie z dzieciństwa. Czasem żartobliwie marzę, by zostać idolem tłumów, być jak Bono. Gdy chodzę na koncerty, świetnie się bawię, a jednocześnie irytuje mnie, że jestem po złej stronie. Chcę się sprawdzić w repertuarze dla wokalistów.

Trzeba mieć tupet, żeby na debiutanckiej płycie śpiewać przeboje Raya Charlesa, Jamesa Browna, Prince'a.

- To hołd, nie tupet. Wybrałem "I Feel Good", "Hit the Road, Jack", "Nothing Compares to You" i "Purple Rain", bo przy tych piosenkach wyrosłem, kocham je.

Jest pan taki, jak repertuar z płyty: romantyczny, niedzisiejszy?

- Ta sentymentalna nuta jest moja. Śpiewając, nie wcielam się w rolę, korzystam z wewnętrznych zasobów. Czuję jednak, że płyta nie jest w pełni zgodna ze mną. Trochę zbyt popowa, balladowa. Oprócz coverów śpiewam nowe piosenki, ale nie stworzyłem tekstów. Napisali je zaufani ludzie.

Może więc jest pan pragmatykiem? Żeńska publiczność doceni ballady.

- Działałem raczej egoistycznie. Lubię muzykowanie, dobrze się bawiłem podczas nagrań. Tylko przy Justynie Steczkowskiej byłem spięty. Miałem przed sobą zawodową wokalistkę z wielkim głosem. Wstydziłem się.

Jako pierwszą nagrał pan piosenkę "Purple Rain". Dlaczego właśnie Prince?

- To genialny i niezależny muzyk: sam śpiewa, nagrywa i produkuje płyty. A potem jeszcze rozdaje je za darmo. Widziałem ostatni z jego londyńskich koncertów w hali 02. Gdy usiadł do fortepianu i kolejno grał swoje przeboje, ludzie wrzeszczeli, nie wiedzieli, co ze sobą zrobić.

Aktor nie ma szansy wyzwolić u widzów równie silnych emocji?

- Tak działa tajemnica muzyki - rytm i dźwięk były w nas zakodowane pierwotnie, przed słowem. Wywołują efekt natychmiastowy. Od razu widać, czy rytm i melodia rusza publiczność. Jeśli nie jest tragicznie, gimnastykujesz się jak wodzirej. Dałem kilka koncertów i wpadka jeszcze mi się nie zdarzyła. Ale nawiedza mnie w koszmarach.

Jak Maria Peszek odkrywa pan, że role teatralne nie pozwalają wyrazić siebie?

- Nie zostawię aktorstwa. Ale jako piosenkarz jestem w komfortowej sytuacji, bo nie żyję z muzyki - mogę eksperymentować, działać po swojemu. Teraz myślę o albumie, który będzie mieszanką folku, jazzu i funku, graną przez międzynarodowych muzyków.

Fascynuje pana Prince i jazz. Nie kochał pan rocka?

- Zawsze podobał mi się funk, soul i pop. Zostałem w kręgu czarnej muzyki, bo do tych numerów dało się tańczyć. Jako dzieciak godzinami ćwiczyłem moonwalk, potem breakdance i modern jazz. Dziś na wierzchu leżą u mnie płyty Raya Charlesa, George'a Clintona, Bobby'ego McFerrina. Słuchanie muzyki traktuję jak rytuał. Szczególnie w wersji audio-wideo. Jestem maniakiem koncertów na DVD.

Które zalicza pan do złotej trójki?

- Po pierwsze, sylwestrowy koncert Prince'a z 1999 r. nagrany w hotelu w USA. Potem Bobby McFerrin z Montrealu i Sade - "Lovers Rock".

A więc jednak jest pan romantykiem.

- Ale mam też ulubiony występ U2 z Irlandii, który muzy-cy dedykowali swoim ojcom. Grają, a mnie lecą łzy. Na koncerty chodzę, żeby przeżyć silne emocje. Pcham się jak idiota, byle być bliżej sceny, popatrzeć na instrumentalistów, na ich porozumiewawcze grymasy. Nie wiem, co czuje Bono, kiedy 100 tysięcy ludzi śpiewa "With or without You", ale w pewnym sensie dotyka Boga. Niektórzy gwiazdorzy fiksują i czują się bogami. Nawet zawodowcom z wieloletnim stażem zdarzają się na scenie magiczne momenty. Bo kiedy Freddie Mercury śpiewał "We Will Rock You", to co się musiało w nim dziać? Odlatywał.

I taka wizja pana pociąga?

- Tak, ale bałbym się jej. Repertuarowe spektakle i próby teatralne trzymają w ryzach. Rock'n'roll to kompletnie inna sprawa.

Myśli pan, że dziś można jeszcze uwieść kobietę muzyką?

- Widzę setki uwiedzionych, codziennie. Nieraz śpiewałem dziewczynie do ucha i zawsze działało. Kto wie, może trochę pozazdrościłem muzykom i dlatego powstała ta płyta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji