Artykuły

Egzorcyzmy przy placu Grzybowskim

"Między dniem a nocą (Dybuk)" w reż. Szymona Szurmieja w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Przedstawienie "Między dniem a nocą (Dybuk)" [na zdjęciu scena z przedstawienia] - według utworów Szymona An-skiego "Dybuk" oraz "Dzień i noc" - zaadaptował i wystawił Szymon Szurmiej przy reżyserskim wsparciu Artura Hofmana. Zespół Teatru Żydowskiego, który coraz lepiej poczyna sobie w formach muzyczno-tanecznych, z dramatem sensu stricto radzi sobie jednak słabiutko.

An-ski, klasyk dramaturgii jidysz, odwołując się do starej żydowskiej legendy, stworzył romantyczną opowieść, nawiązującą do pradawnych obrzędów religijnych, zwyczajów i przypowieści. Dybuk - dla jednych wierzenie, dla innych zabobon - oznacza wcielenie się ducha osoby zmarłej w żywą. Za każdym razem, gdy zbliża się nieszczęście - zagrożenie społeczności lub pojedynczej osoby - żyjący mogą wzywać pomocy zmarłych.

Pobożni Żydzi na głębokim Polesiu gwarzą o mądrości swoich rabinów i cadyków. Chonon (Piotr Sierecki), zafascynowany kabałą student miejscowej jesziwy, spotyka w świątyni Leę (Joanna Przybyłowska/Monika Soszka). Ona, córka bogacza, rozpoznaje w nim ubogiego chłopca jadającego przy ich stole. Jej ojciec Reb Sender (Henryk Rajfer) ogłasza tymczasem nowinę o zaręczynach jedynaczki. Zakochany w Lei, zrozpaczony Chonon pada martwy, odwołując się do najniebezpieczniejszych mocy "niewymawialnym Imieniem".

Podczas ceremonii zaślubin panna młoda zrywa nagle białe szaty i odzywa się głosem Chonona: "Nigdy jej nie opuszczę, wróciłem". Zrozpaczony ojciec udaje się po pomoc do słynnego Cadyka (Szymon Szurmiej). Dzięki sztuce magii udaje mu się przywołać głos ze świata umarłych, który da świadectwo prawdzie. Otóż Reb Sender i ojciec Chonona złożyli przed laty śluby, że jeśli ich żony powiją dzieci różnych płci, zostaną sobie przeznaczone. To tłumaczy determinację zbłąkanej duszy Chonona tkwiącej w Lei. Egzorcyzmy Cadyka zmuszą jednak dybuka do opuszczenia ciała ukochanej.

O ile można zaakceptować estetyczny kształt widowiska i jego rodzajowo-folklorystyczny klimat, to sposób prowadzenia narracji urąga normom, których widz spodziewa się po zawodowym teatrze. Akcja się wlecze, scenom brakuje płynnych przejść. Światła nie nadążają za aktorami, zmuszając ich do gry w ciuciubabkę pod hasłem: obejmie mnie snop reflektora czy nie?

Mało któremu z teatrów, jak temu przy placu Grzybowskim, potrzeba dziś napływu "świeżej krwi" inscenizatorskiej. Pomysł dyrektora Szurmieja, by zaangażować drugiego reżysera, na razie nie przyniósł pozytywnego rezultatu artystycznego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji