"Olivier!" to jest to!
TEATR Muzyczny w Gdyni na premierze gromadzi zawsze wykwintną publiczność. Wieczór zapełnia spektakl, ale i antrakt. Warto się pokazać - uznają jedni, należy być obecnym - hołdują zasadzie drudzy. W sobotę, w przerwie premierowego "Olivera", licytowano etolę. Poszła za 3 miliony 200 tysięcy. Kolejne złotówki i poparcie dla rządu na FDN. Tym razem dawczynią oryginalnego okrycia dla wykwintnej damy miejscowego high lifu była Polka ze Szwajcarii. Zabawie dyskretnie przyglądali się urzędujący jeszcze notable, ale wzięli w niej udział ludzie lokalnego interesu.
"Oliver" na scenie, nowe gdyńskie wydarzenie teatralne, zachwycił (publiczność na stojąco zgotowała owację). Spektakl został bardzo pomysłowo zaprezentowany przez reżysera Rogera Redfarna (oszczędność i elegancja - to atuty) ze świetną scenografią Łucji i Bruno Sobczaków. Ci artyści specjalizują się ostatnio w monumentalnych zabudowach. Robią to z rozmachem i wyczuciem, także kolorystyki. Dbają o detale, od rekwizytu po kostiumy. Te ostatnie są pomysłowe i pełne wdzięku, utrzymane w konwencji widowiska. Mistrzostwa spektaklu dopełnia światło - dzieło oryginalne reżysera światła Jenny Cane. To troskliwość artysty o spektakl, intensywne współdziałanie również z muzyką dla zachowania charakteru i pełnych estetycznych relacji.
"Oliver", musical na motywach powieści Karola Dickensa "Oliver Twist" stworzony przez Lionela Barta (libretto, muzyka, piosenki) ma już trzydzieści lat. Brzmi więc dość konwencjonalnie, ale chwytliwie, orkiestra musi zademonstrować w pełni swe brzmieniowe możliwości. W spektaklu gdyńskim czasami niestety trudno było utrzymać rytmiczność i czystość wykonania (dotyczyło to głównie odtwórcy roli Olivera. Chłopiec musiał udźwignąć tytułową partię, a było to zadanie trudne. Niezły scenicznie Aleksander Płoński (naturalny) jako Oliver nie poradził sobie niestety z partiami wokalnymi. Publiczność była jednak łaskawa, nagradzała brawami wysiłki dziecka. W scenach mówionych był o niebo lepszy.
Jest w tym widowisku o sierocie, złodziejach, dobrych i złych ludziach, poza wspaniałą scenicznością, rozmachem (bierze w spektaklu udział 25 dzieciaków - tańczących, śpiewających, karnych i uważnych - to niebywały sukces) także kilka świetnych ról. Przede wszystkim Nancy- Ewa Jendrzejewska-Musiał, świetna aktorsko i dobra wokalnie (poza jednym potknięciem); bardzo sugestywny, dbający o rysunek postaci, emisją głosu i mimikę jest również Piotr Gulbierz w roli Fagina. Wykonanie songu "Rozważając tę sytuację" nagrodzono długimi brawami. Podobał się także Pomysłowy Krętacz - Dariusz Wójcik - stworzył rolę charakterystyczną, pełną scenicznych niespodzianek; również Bill Sykes - Andrzeja Śledzia - rola pełna temperamentu i charakteru, brawami nagrodzono duet: Krzysztofa Kolbę jako Pana Bumble i Urszulę Polanowską w roli Wdowy Corney. Reżyser zadbał także o epizody, obsadzając je starannie. Warto zauważyć Irenę Pająkównę, Grzegorza Chrapkiewicza, Józefa Korzeniowskiego i dobrze brzmiący sopran Elżbiety Tomczak (sprzedawczyni truskawek).
"Oliver"! To jest to! Magia teatru, chwytliwa muzyka, wartość obrazu w dobie teatralnej biedy. Słowa uznania należą się dyrektorowi Jerzemu Gruzie. Szkoda, że przyszła pora, iż dobry teatr może najwyżej przygotować z takim rozmachem jedną premierę w sezonie. Wszystkiemu są winne pieniądze.