Artykuły

My, z naszej klasy

Spektakl "Our class" według dramatu Tadeusza Słobodzianka o zbrodni w Jedwabnem podbił Londyn. To świetna, prosta opowieść o historii, której nie da się wytłumaczyć, osądzić, rozgrzeszyć ani zamazać - o przedstawieniu National Theatre pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

W Londynie ciężko przebić się ze swoją traumą. Bo jak wzruszyć lokalną tragedią miasto, w którym niemal co piąty z ponad 7,5 mln mieszkańców pochodzi z "zapalnych rejonów" Azji, Afryki i Karaibów, w którym łatwiej porozumieć się w metrze po serbsku niż po angielsku, w którym do uniwersyteckich kół europeistyki należą głównie Chińczycy i Rosjanie? Gdzie niemal każdy kasjer, kelner, nawet pracownik bankowego City ma swoją opowieść o masakrach, ucieczkach, sąsiedzkich wojnach, rodzinnych samosądach, krwi i upokorzeniu?

Dlatego sukces "Our class", spektaklu według niepokazywanej jeszcze w Polsce "Naszej klasy" Tadeusza Słobodzianka, nie ma nic wspólnego z "epatowaniem szokującymi faktami". Na to skóra londyńczyków jest już za gruba, a uwaga - zbyt rozproszona. Nie chodzi też o jakiś szczególny sentyment, zaciekawienie czy uprzedzenia wobec Polaków i ich historii. Przedstawienie w reżyserii Bijana Sheibani (artysty o irańskich korzeniach, dyrektora artystycznego teatru Actors Touring Company) w prestiżowym National Theatre zdobyło najwyższe oceny krytyków za próbę pokazania, jak rodzą się tragedie w obrębie wspólnot lokalnych.

W tekście Słobodzianka sprawa Jedwabnego i zbrodni, jakiej polscy mieszkańcy miasteczka dokonali na swoich żydowskich sąsiadach, opisana została nie jako oderwany incydent czy jednorazowy akt zbiorowego szaleństwa (jak często przedstawia się pogromy). Dzień 10 lipca 1941 roku, gdy ok. 1600 Żydów zostało zapędzonych przez Polaków do stodoły i spalonych, poprzedziły lata wspólnych zabaw, interesów, miłości, konfliktów. 10 lipca miał swoje polityczne, ekonomiczne i psychologiczne źródła i konsekwencje. Sztuka zbudowana jest na prostym schemacie chronologicznym.

1925 - start. Dziesięcioro bohaterów, Polaków i Żydów, przekomarza się podczas lekcji w wielonarodowej klasie, organizuje wspólne gry, rywalizuje o względy dziewczyn, planuje przyszłość. Będę lekarką - mówi Rachelka (Amanda Hale), córka właściciela młyna, która za cenę chrztu i małżeństwa z prymitywnym Władkiem (Michael Gould) ocaleje z masakry. Będę żołnierzem - mówi Zygmunt (Lee Ingleby), który już niedługo będzie sprzedawał swoich przyjaciół NKWD, gestapo i władzom komunistycznym. Będę kolejarzem - mówi Rysiek (Rhys Rusbatch), który w dniu pogromu kamieniem brukowym rozbije czaszkę koledze Jakubowi Katzowi (Edward Hogg) i zapędzi do stodoły zgwałconą wcześniej Dorę (Sinead Matthews).

2001 - koniec. Umiera ostatni z uczniów "naszej klasy" Abram (Justin Salinger). Do Ameryki, gdzie wyemigrował pod koniec lat 30., doszły już wieści o filmach Agnieszki Arnold i książce Anny Bikont, telewizja pokazuje od czasu do czasu zabłocone ulice Jedwabnego. Prawda wyszła na jaw. Tylko kto na nią czeka?

Kilkadziesiąt lat pokazanych niemal rok po roku. (...) Porażające w dramacie i spektaklu jest właśnie to proste, pozbawione efektownych wolt ujęcie. Rok po roku, rym za rymem, opowieść za opowieścią, ofiara za ofiarą. Nie ma wielkich teorii historiozoficznych, konfliktów racji, papierowych postaci "złych katów", "niewinnych ofiar", "nieczułych świadków". Morderców, mordowanych i tych, co ryzykowali, ratując Żydów, łączy wstyd, zaskoczenie i bezradność. Wszystko, co się zdarza, wydaje się jednocześnie konieczne i niemożliwe, nierzeczywiste. Nie ma odpowiedzi na pytania "dlaczego?".

W scenie palenia stodoły światła gasną, z góry osuwa się ku ziemi prostokątna, podświetlana obręcz. Po przerwie ten ciężki kształt wróci na swoje miejsce, na środku sceny pozostanie jednak stos popiołu. Po tych popiołach aktorzy będą deptać już do końca spektaklu, roznosząc go na podeszwach, wzbijając w powietrze, pozwalając, by osiadał na stylizowanych na lata 30. kostiumach.

(...)

Zamiast bryku z historii Polski czy efekciarskiego samobiczowania Polaków na forum międzynarodowym, powstał spektakl o historii, której nie da się osądzić, wytłumaczyć, odtworzyć. Rewelacyjne tłumaczenie Ryana Craiga nadaje całości rytm i śpiewność.

Specyficzny styl gry brytyjskich aktorów (przyzwyczajonych do teatru "gadanego" i "filmowych" przerysowań) w tej opowieści wyjątkowo się sprawdza. Proch unosi się w powietrzu do końca.

National Theatre, Londyn, "Our class", Tadeusz Słobodzianek, przeł. Ryan Craig, reż. Bjan Sheibani, scen. Bunny Christie, muz. Sophie Solomon, premiera 23 października

Cały artykuł w Gazecie Wyborczej

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji