Artykuły

"Dekret" Skowrońskiego

NIEWIELU mamy dramatopisarzy telewizyjnych, więc każda nowa premiera sztuki telewizyjnej zasługuje na szczególną uwagę. Zdzisław Skowroński znany dramatopisarz, scenarzysta filmowy, jest również autorem kilku sztuk i adaptacji telewizyjnych (żeby przypomnieć tylko takie pozycje jak "Głos" i "Mistrz", sfilmowany następnie przez J. Antczaka i nagrodzony w Wenecji).

W ub. poniedziałek warszawski Teatr TV wystąpił z kolejną premierą jego nowej sztuki telewizyjnej pt. "Dekret", nagrodzonej na konkursie telewizyjnym. Sztuka nadana została w momencie nasilonego zainteresowania gospodarczą problematyką podupadających gospodarstw na wsi, która jest właśnie tworzywem sztuki Skowrońskiego. Ale sprawa aktualności jest tylko jednym z walorów sztuki. W kontekście spraw ekonomiki rolnej interesują pisarza związane z tym problemy moralne i społeczne, ukazane w ostrych sytuacjach konfliktowych. Zderzają się w sztuce dwie racje: ekonomiczna i czysto ludzka, humanistyczna. "Ziemia musi rodzić" - stwierdza w zakończeniu sztuki młody aplikant (J. Englert). O jego postawie decydują wyłącznie ogólne racje ekonomiczne. Dlatego trzeba odebrać podupadłe gospodarstwo byłemu fornalowi dworskiemu Ślimakowi, który pozostał na nim sam, bo dwaj synowie odeszli do miasta a żona umarła. Ale Sędzia (S. Jasiukiewicz), który przed dwudziestu laty sam nadawał Ślimakowi ziemię, widzi nie tylko racje ekonomiczne. Prócz ziemi widzi jeszcze człowieka. Ślimak nigdy nie pogodzi się z tym, że ta sama władza ludowa, która mu tę ziemię dała, chce mu ją teraz odebrać. To sprawa nie tylko jego materialnego zabezpieczenia. W kreacji Kazimierza Opalińskiego zawiera się głęboki dramat Ślimaka, zmuszający do nowego spojrzenia na znacznie bardziej złożony, niż wydawało się to Aplikantowi; problem gospodarstw zaniedbanych. (Uwaga marginesowa: dlaczego Ślimak?. Nazwisko bohatera "Placówki" może tu sugerować fałszywy, na pewno nie zamierzony kontekst).

SKORO jesteśmy przy teatrze: nadany został czwarty i ostatni odcinek telewizyjnej sztuki dla młodzieży J. Domagalika pt. "Banda Rudego". Sztuka ma niewątpliwie sporo walorów wychowawczych, młodzi wykonawcy-amatorzy zupełnie nieźle radzili sobie z aktorstwem (grało też kilku aktorów zawodowych), wydaje się jednak, że zarówno perypetie i sytuacje jak i postaci sztuki były zbyt "literackie", konflikty nikłe, fabuła za rozwlekła.

Zastrzeżenia - innej natury - budzi też ostatni odcinek "Wojny domowej". Te same, jakie wywołała pierwsza seria. Znowu przesuwają się akcenty i wkracza do serii technika schematu: porządnemu, myślącemu, rozsądnemu synalkowi przeciwstawia się jego rodziców, którzy swą głupotą zatruwają mu życie. Czy są tacy rodzice? Na pewno są. Czy są tacy synowie? Na pewno są. Ale czy jest to zjawisko typowe? I czy - pomijając względy wychowawcze - takie przeciwstawienie schematyczne jest artystycznie słuszne? Omawiany odcinek był zresztą znakomicie zrealizowany, ale tym większe musi budzić zastrzeżenie jego uogólniająca wymowa wychowawcza. A już - po dwu pierwszych odcinkach drugiej serii - zdawało się, że proporcje i elementy wychowawcze są rozsądnie wyważone. To na pewno świetna zabawa, ale zabawa trochę niebezpieczna.

DOBRĄ natomiast zabawą były kolejne "Listy śpiewające", zrobione tym razem w konwencji przekrojowego "Savoir vivre'u" Kamyczka, z dowcipną powagą i roztargnieniem zagranego przez B. Kobielę. Był też program rozrywkowy "Księżyc nad Bilbao" wg scenariusza Barbary Witek-Swinarskiej, opartego na songach i wierszach Bertolta Brechta. (Okazuje się, że nie tylko korekta "Słowa" ale również telewizja zmienia imię pisarza na Bertold, tak jak nie wiadomo dlaczego w znakomitym filmie "Komu bije dzwon", nadanym w ub. sobotę, lektor wymawiał nazwisko bohatera "po polsku", mimo że w przebijającym tekście oryginalnym brzmiało ono "Dżorden"). Takich programów, jak "Księżyc nad Bilbao", było już kilka w telewizji i chyba nie ma powodu, by ten sam materiał ciągle nicować, zwłaszcza że i wykonanie było na mniej niż średnim poziomie.

I jeszcze jeden drobiazg, związany z koordynacją programu, która ciągle jeszcze szwankuje. Wszyscy bardzo lubimy filmy i programy o zwierzętach, reportaże z ZOO itp. Ale czy trzeba je magazynować w jednym dniu i to niemal obok siebie? W środę o godz. 17 reportaż z ZOO oliwskiego (z cyklu: Opowiadania o zwierzętach), zaś o godz. 17.55 reportaż z warszawskiego ZOO. I oba programy - o uchatkach. Taki "uchatkowy turniej miast".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji