Artykuły

Rozmyślania przy telewizorze. Polacy 1967

POLSKA ROKU 1966. Jaka była? Takie retrospekcje grożą zawsze banałem. Grożą przyjętym z góry schematem; wspomnienia, bilanse, podsumowania, fragmenty kronik filmowych. Jak można w trwającym niepełną godzinę programie zamknąć sumę naszych trosk i radości, marzeń i wzruszeń? Zadanie rzeczywiście niełatwe. Reporterzy telewizji odwiedzili wielu działaczy partyjnych, ministrów, profesorów, inżynierów, artystów. Kiedyś w okolicach Nowego Roku organizowano plebiscyty na Polaka aktualnego; obecnie organizuje się plebiscyty na Polaka szesnastowiecznego. W tym szaleństwie - trzeba przyznać - nie ma metody. Mimo dwudziestu jeden tysięcy z hakiem odpowiedzi w "Plebiscycie Archimedesa" brak mi było w tym roku Polaka anno 1966. Nasz stosunek do niego jest bardziej osobisty i więcej mamy o nim do powiedzenia.

Polacy roku 1966. Zbigniew Cybulski. Tydzień temu pisałem o materiałach wspomnieniowych. Pięknie zmontowano program o Zbigniewie Cybulskim, choć przyrównując go do polskiego Deana należy widzieć to co ich upodabniało, ale i to co różniło. W każdym jednak razie program "Był naszym przyjacielem" stał się dużym sukcesem naszej telewizji, zważywszy konieczność szybkiego montażu. Wzruszające były wspomnienia o Cybulskim KTT, Fedorowicza, Kobieli, Łomnickiego. Świetnie zmontowane fragmenty filmów. Wzruszająca ostatnia wypowiedź wielkiego aktora. Równie wzruszające i umiejętnie zredagowane było wspomnienie o Arnoldzie Szyfmanie.

POLSKA roku 1966. Nie wiem, czy nie warto by przy takiej okazji zorganizować w telewizji polskiej festiwalu najlepszych audycji ubiegłego roku. Było takich programów sporo. Przyznaje się im "Złote Ekrany" i "Złote Maski". Wybiera się najwybitniejsze indywidualności telewizyjne i najlepsze programy. Czy - przy technice ampexów i telerecordingów - nie można tych ludzi jeszcze raz zbliżyć, tych programów pokazać? Czy - świetnie zresztą przez Stanisława Janickiego prowadzony magazyn "W starym klnie" musi być poświęcony zawsze filmom z roku 1927, a nie z roku 1966? Czy tamte zdjęcia i ujęcia są ciekawsze?

Dobry był pomysł - na 22 rocznicę wyzwolenia Warszawy - nadania składanki poetyckiej, zatytułowanej "Jest u nas kolumna w Warszawie". Wzięli w tym programie udział doskonali aktorzy, którzy świetnie przekazywali wiersze: Boukołowski, Zaczyk, Zapasiewicz, Lutkiewicz. Tutaj, na przekór, zabrakło mi czegoś innego: właśnie starych kronik warszawskich i uchodzących w zapomnienie archiwalnych zdjęć.

POLACY roku 1966. W ciągu całego roku ukazywały się sfilmowane reportaże w cyklu "Ludzie i zdarzenia" Nie wiem, czy nie warto odgrzebać kilka najlepszych reportaży z cyklu "Ludzie i zdarzenia" aby właśnie ukazać ludzi. W czasie ubiegłorocznego Kongresu Kultury Polskiej byłem w pewnym sensie przerażony, kiedy uświadomiłem sobie, że znakomitą większość działaczy, znajdujących, się na sali, widziałem przy podobnych okazjach dwadzieścia lat temu. Posiwiały im włosy, są bardziej zgarbieni, na pewno mniej energiczni, ale to są ci sami ludzie! Gdzie reszta? Gdzie młodsi od nich? Dobrze byłoby pokazać takich właśnie Polaków 1966; tych, którzy w gruncie rzeczy już odchodzą, ale nie ma ich kto na niwie pracy społecznej zastąpić.

Teatr telewizyjny wystartował w nowym roku z dobrą sztuką i bardzo dobrą tej sztuki obsadą. Był to "Dekret" Zdzisława Skowrońskiego w reżyserii Jerzego Antczaka. Dramat starego człowieka, przywiązanego do ziemi, nie bez kozery noszącego nazwisko Ślimaka, nieomal z noweli Prusa. Wielka kreacja aktorska Kazimierza Opalińskiego, największa kreacja, jaką w ostatnim czasie mieliśmy okazję oglądać. "Dekret" Skowrońskiego jest sztuką odważną, poruszającą problemy, nie znajdujące dotąd odbicia w literaturze. W całej sztuce i w jej epilogu ścierają się ze sobą dwie racje, stanowisko sędziego, który poza problemem gospodarczym dostrzega dramat starego człowieka, opuszczonego przez dzieci i nie dającego sobie rady z trudnościami powszedniego dnia, a z drugiej strony stanowisko aplikanta, dla którego istnieje przede wszystkim problem nieuprawianej ziemi. Nie trudno się domyślić, które z tych stanowisk jest bliższe autorowi. Skowroński nie narzuca jednak swego zdania. Na pytanie: jak postąpić? - odpowiedzieć mogą telewidzowie. Sztuka powinna wzbudzić dyskusję. Powinna wzbudzić również zainteresowanie dzięki grze pozostałych aktorów, a przede wszystkim Jasiukiewicza i Nowaka.

Trzeba przyznać, że zdumieć mogła czwartkowa "Kobra". Teatr telewizji źle startuje w tym roku. Widowisko J. D. Carla "Tabakierka cesarza" w reżyserii M. Broniewskiej zagrane zostało fatalnie. Mimo znakomitych nazwisk wykonawców, których wymienić tu nie wypada. Jest niewzruszalnym kanonem wszystkich widowisk kryminalnych i sensacyjnych ich zwartość dramaturgiczna i fabularna. Jest ich rosnąca dynamika i żelazna konsekwencja epizodów. Wszystkiego tego w "Tabakierce cesarza" zabrakło. Trudno było wytrzymać do końca widowiska, a przecież jest to mimo wszystko sensacja, to jest "Kobra". Nie pomógł ani Wołłejko, ani Gliński, ani żadna z rzeczy, która jego jest.

Przyjemną natomiast niespodziankę sprawiły nam Katowice.

Sobotni program rozrywkowy "Schronisko pod Saltem" w reżyserii H. Drygalskiego i reżyserii TV W. Gawrońskiego, wykazywał dużo szczerych chęci i ambicji. Po raz pierwszy nie sprawił nam zawodu balet; piosenkarze też dobrani byli przednio (Kunicka, Michotek). Przyjemne melodie, dobre tempo widowiska usprawiedliwiały nawet planszę Interwizji.

Ale w tym właśnie sęk! W Interwizji. Telewizja coraz bardziej staje się instrumentem kultury i propagandy nie tylko wewnątrznarodowej. Programy jej docierają coraz częściej poza granice naszego kraju. To już nie jest program dla lokalnego Grójca, czy Skierniewic. Nigdy nie mogłem dociec przyczyny wytłumaczenia, dlaczego ten właśnie, a nie inny program emitowany jest na Interwizję; ale ostatni program katowicki mógł ujść swemu przeznaczeniu. Był na tyle zgrabny, że międzynarodowy, na tyle wycyzelowany, że na eksport.

Mimo wszystko rzecz wymaga dokładniejszego wytłumaczenia. O ile się orientuję, nasze eksportowe programy estradowe przed eksportem oglądane są przez grono rzeczoznawców aby nie hańbić honoru Polaków. Nie dzieje się tak z eksportowymi programami telewizji polskiej. Idą one na zasadzie dowolnego nieraz doboru; otóż zespół "Mortale" uważam za doskonały, ale na wypełnienie całego nawet programu. Kiedy natomiast spozierać na planszę z Chopinem w najbardziej zaskakujących momentach, robi mi się, jak to się mówi, łyso. Polacy 1967 powinni być jednak rozsądniejsi.

[źródło i data publikacji artykułu nieznane]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji