Artykuły

Muzyce nic nie dorówna

- Nie czuję się potrzebny i bardzo mi to odpowiada. Zawsze byłem pokorny i to się opłaciło. Jeśli to, co tworzę, jest dobre, świat się na mnie pozna; jeśli jest złe - po cóż miałbym się starać, by mnie grano i podziwiano? - mówi BOGUSŁAW SCHAEFFER, kompozytor i dramaturg.

Ponad 500 wizjonerskich kompozycji muzycznych. Blisko 50 sztuk teatralnych. To plon 80 lat życia jednego z najciekawszych polskich artystów współczesnych, prof. Bogusława Schaeffer. Z kompozytorem rozmawia Filip Łobodziński.

NEWSWEEK: Ma pan własny festiwal, co rzadko spotyka artystów żyjących. Czuje się pan doceniony i potrzebny?

BOGUSŁAW SCHAEFER: Ja jestem człowiekiem odosobnionym. Lubię mieć czas dla siebie, dla twórczości. Gdy coś się dzieje z moją twórczością, zawsze dowiaduję się albo za późno, albo wcale. Przyjeżdżam jakiś czas temu do Słupska, a tu wiszą olbrzymie plakaty "Tydzień teatru Schaffera" - już nieaktualne. Nikt mnie nie powiadomił ("Myśleliśmy, że pan wie..."). Podobnie w Krakowie, coś się niby planowało - ale przeważnie nic z tego nie wychodzi... Teraz wreszcie wyszło.

Ale powrócę do pana pytania: nie czuję się potrzebny i bardzo mi to odpowiada. Zawsze byłem pokorny i to się opłaciło. Radzę moim uczniom to samo: bądź pokorny, a zobaczysz, że ktoś się na tobie pozna. Jeśli to, co tworzę, jest dobre, świat się na mnie pozna; jeśli jest złe - po cóż miałbym się starać, by mnie grano i podziwiano?

Jednak znalazł pan uznanie w rodzinnym kraju, o którym kilka lat temu mówił mi, że jest krajem zacofanym. Podtrzymuje pan tę opinię?

- Polska robi się krajem zacofanym jak cały świat. Już dziś widzimy, że kultura i sztuka będą niepotrzebne. Współczesny świat ma jedno zadanie: ogłupić ludzkość. I robi to z perfekcyjną znajomością rzeczy. Na przykładzie muzyki widać to wyraźnie. Jeden z moich uczniów, Rosjanin (uczę kompozytorów z wszystkich kontynentów), opowiedział mi, że w moskiewskim sklepie muzycznym, olbrzymim, można było dostać wszystko, co wartościowe. Dziś ten sklep przeniósł się do pomieszczenia dwa na dwa metry i nie ma w nim nic, co warto by nabyć. Od mniej więcej 1970 roku wydawcy nut plajtują po kolei, a przecież wydawcy nut przed stu laty byli potentatami finansowymi... Wszystko idzie w dół - i dobrze, bo komponować będą tylko ci, którym jest to potrzebne, jak mnie.

Obchodzimy 80-lecie pańskich urodzin, ale także półwiecze przyznania

panu nagrody w Konkursie Kompozytorskim im. Grzegorza Fitelberga. Jakie znaczenie z dzisiejszej perspektywy miało to wyróżnienie?

- Pamiętam, że mnie, żonę i roczne dziecko odwiedzili panowie Kazimierz Serocki i Jan Krenz w wynajętym z trudem małym pokoiku. Byli rozentuzjazmowani, że Schaeffer, który pisze o nowej muzyce, umie komponować. Dziś wiem, że te dwa' nagrodzone przed 50 laty utwory - "Monosonata" i koncert fortepianowy "Quattro movimenti" - są po prostu udane. W Finlandii wykonano "Monosonatę" w towarzystwie dzieł Schoenberga i Weberna. To piękna nobilitacja.

Jest pan twórcą niezależnym. Ale o ile jako grafik czy muzykolog może się pan obywać bez pośredników, o tyle jako dramaturg i kompozytor jest pan zależny od wykonawców. Czy to odbiera panu komfort?

- Nie jest tak źle. Mam własnego dyrygenta - Bogdana Olędzkiego (12 prawykonań utworów orkiestrowych!), mam ulubionego reżysera, jest nim Marek Wilk (pięć prawykonań). W moich sztukach występowali najlepsi aktorzy, od Ireny Kwiatkowskiej po Janusza Gajosa - czego chcieć więcej? A co do zależności - jestem uzależniony od złośliwej głupoty wydawców.

Wróćmy do muzyki. Czy twórczość uważana za niepoważną, jak rock, jazz czy hip-hop, może wzbogacić muzykę, która jest panu bliska?

- Muzykalny człowiek zawsze będzie urzeczony prawdziwym jazzem. Ja w tym zakresie jestem z lekka dziwakiem. Samego improwizowania nie uwielbiam, wolę komponować muzykę jazzową, więc piszę ją precyzyjnie - nawet głos perkusji. Dla mnie jazz jest zjawiskiem samym dla siebie. Mogę nauczyć studentów pisania symfonii w ciągu kilku miesięcy, ale pisania muzyki jazzowej z jej własną estetyką i techniką - to wymaga przynajmniej trzech lat.

Podczas koncertów pana muzyki słuchacze są maksymalnie skupieni,

a na pańskich sztukach zaśmiewają się do łez. Czy to za sprawą abstrakcyjności języka muzyki wobec konkretu słów?

- Abstrakcyjność muzyki jest fenomenem - rozwinęła się, nie mając źródeł tak oczywistych w realnym świecie, jak literatura czy malarstwo. Muzyka mówi sama za siebie, mówi sama od siebie i o sobie. Kompetencjom muzyki nic nie dorówna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji